Najważniejsze osiągnięcie dyplomacji poprzedniej administracji USA dało się unieważnić w pół minuty. Tyle trwała najważniejsza część wystąpienia Donalda Trumpa. – Porozumienie nuklearne z Iranem jest z założenia błędne. Jeśli nic z tym nie zrobimy, dokładnie wiadomo, co się stanie: w krótkim czasie największy sponsor terroryzmu na świecie znajdzie się o krok od uzyskania najgroźniejszej broni na świecie. Dlatego też ogłaszam wycofanie się Stanów Zjednoczonych z tego porozumienia – ogłosił prezydent USA w wyemitowanym w telewizji orędziu. Za tym oświadczeniem może pójść przywrócenie sankcji, o – jak zapowiada Waszyngton – „potężnej skali”. Być może nawet w przyszłym tygodniu.
Zaskoczenie? Bynajmniej. Właściwie od pierwszych chwil, kiedy ekipa Trumpa znalazła się w Białym Domu, kwestia uderzenia w porozumienie nuklearne z Iranem była na tapecie. – Nasz plan polegał na unicestwieniu kalifatu Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku. Nie pokonaniu. Unicestwieniu. A następnie zmuszeniu Teheranu do odwrotu. A państw Zatoki Perskiej do zaprzestania finansowania terroryzmu – opowiadał dziennikarzowi magazynu „New Yorker” główny współpracownik (do czasu) Trumpa, Steve Bannon. – Jared (Kushner – zięć Trumpa i dziś jego czołowy doradca) i ja toczyliśmy wojny o wiele spraw, ale co do tego panowała pełna zgoda – kwitował.
Teheran ze spokojem przyjął decyzję Waszyngtonu. Bo jak na przywódcę kraju, w którym sztuka oratorska wznosi się na wyżyny wyrafinowania, Najwyższy Przywódca Iranu Ali Chamenei był bardzo powściągliwy. – Popełniłeś błąd – zwrócił się w środowym wystąpieniu sędziwy ajatollah do amerykańskiego prezydenta. – Zrywając porozumienie, Trump skłamał więcej niż dziesięciokrotnie. Ciało tego człowieka zamieni się w popiół i będzie pożywieniem dla robaków i mrówek, a Republika Islamska wciąż będzie trwała – perorował.
Irański prezydent – a niegdyś negocjator w rokowaniach rozbrojeniowych między Zachodem a Iranem – Hasan Rouhani na tle wszystkich tych wystąpień wydaje się jako jedyny zachowywać zimną krew. – Jeśli porozumienie upadnie, to zaczniemy ponownie pracować nad wzbogacaniem uranu – skwitował. – Ale jeśli będziemy w stanie osiągnąć cele tej umowy, bazując jedynie na współpracy z innymi jego sygnatariuszami, to pozostanie ono w mocy – uciął.
Reklama
I ze strony „innych sygnatariuszy” jest najwyraźniej chęć, by porozumienie trwało. – Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby Iran mógł się wywiązać ze swoich zobowiązań w przyszłości – zapowiedziała już kanclerz Angela Merkel. Za Ameryką nie pójdzie w tym przypadku Londyn. – Nie mamy zamiaru czegokolwiek zrywać – skwitował szef brytyjskiej dyplomacji Boris Johnson. – Ta decyzja to błąd – podsumowywał francuski prezydent Emmanuel Macron. W Rosji i Chinach również krytykowano ruch Białego Domu, choć – o czym jeszcze za chwilę – Moskwa i Pekin mają więcej powodów do zadowolenia niż narzekania.
Co najgorsze, właściwie Waszyngton nie ma żadnych nowych argumentów, które pozwalałyby uzasadnić decyzję Trumpa. Może więc zdecydowała przekora i chęć zdemontowania wszystkich tych zmian, które były dziełem administracji Baracka Obamy. Niestety, gwałtowny odwrót Waszyngtonu od układu z Teheranem – nawet jeżeli można się było go spodziewać – cofa nas prawie dwie dekady, do czasów, kiedy światową polityką rządziło chwytliwe hasło o osi zła.

Treść całego artykułu będzie można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu DGP.

>>> Czytaj także: Chiny postawiły na rozwój sił powietrznych. USA już nie rządzą na niebie