W dzień wyborczy cztery lata temu na portalu RealClearPolitics ówczesna kandydatka Partii Demokratycznej Hillary Clinton miała przewagę 3,2 pkt proc. W głosowaniu powszechnym otrzymała o 2,1 pkt proc. więcej od Trumpa. Wybory jednak przegrała, bo uzyskała mniej głosów elektorskich; poległa m.in. na Florydzie, w Michigan, Pensylwanii oraz Wisconsin.

W ostatnim sondażu dla YouGoV Biden prowadzi w skali kraju o 10 pkt proc., dla IBD/TIPP o - 4, a dla Ipsos - o 7. Najmniejsza różnica między rywalami o Biały Dom jest w badaniu Rasmussena - to zaledwie 1 pkt proc.

W kluczowych wahających się stanach prowadzenie Bidena we wtorek stopniało - według RealClearPolitcs - do 2,3 pkt proc. Jeszcze w czwartek było one o 1,3 pkt proc. wyższe.

Reklama

Powyższe badania przeprowadzono w USA w trakcie głosowania przedterminowego. Swój wyborczy obowiązek spełniło w nim do wtorku rano ponad 100 mln Amerykanów. Szacuje się, że do lokali wyborczych w Stanach Zjednoczonych w dzień wyborczy uda się ponad 50 mln uprawnionych do głosowania.

W centrum Waszyngtonu przed lokalami wyborczymi nie ma długich kolejek

Po popularnym głosowaniu przedterminowym w amerykańskich wyborach prezydenckich przed waszyngtońskimi lokalami wyborczymi we wtorek przed południem nie było długich kolejek. W Waszyngtonie, uchodzącym za bastion Demokratów, eksperci prognozują zwycięstwo z dużą przewagą kandydata tej partii na prezydenta Joe Bidena.

Punkt wyborczy w hali Capital One Arena w waszyngtońskim Chinatown otwarto wraz z innymi takimi punktami już 26 października, gdy rozpoczęto głosowanie wczesne w amerykańskiej stolicy. Do wtorku rano głos oddało w ten sposób ponad 260 tys. mieszkańców stolicy USA, czyli ponad 83 proc. finalnej frekwencji w tym mieście w 2016 roku.

Dzięki rozłożeniu głosowania na wiele dni udało się uniknąć wielkich kolejek. "W pierwszych dniach mieliśmy kolejki na zewnątrz, przychodzili wtedy m.in. ci którzy chcieli się po raz pierwszy zarejstrować na wybory" - relacjonuje PAP pracująca w komisji wyborczej Staphanie. We wtorek rano na oddanie głosu nie czeka się jednak długo.

W środku hali, po wcześniejszym zdezynfekowaniu rąk, przy jednym z 20 stanowisk wyborcy decydują, czy chcą oddać głos w wersji elektronicznej czy papierowej. Jeśli wybiera się drugą opcję, na oczach wyborcy drukowana jest karta do głosowania. W przypadku drogi elektronicznej podchodzi się do maszyny i po zaznaczeniu popieranego kandydata drukowana jest już wypełniona karta, z którą przechodzi się do innego stanowiska w hali i własnoręcznie wsuwa do urny. Ta ją skanuje i potwierdza oddanie głosu.

Stephanie zachęca wyborców, by przy wyjściu wzięli naklejkę "Zagłosowałem", po angielsku lub po hiszpańsku. We wtorek niektóre stołeczne kawiarnie czy restauracje oferują przy okazaniu jej zniżki lub darmowy napój.

Waszyngton głosuje we wtorek w wyborach prezydenckich i lokalnych. Na mocy poprawki do konstytucji z 1961 roku Dystrykt Kolumbii ma trzech elektorów, wybierających prezydenta USA. Nie ma natomiast prawa do wyboru kongresmenów i senatorów.

Waszyngton murem opowiada się za Bidenem, na którego chcą głosować niemal wszyscy pytani o swoje preferencje przed halą Capital One Arena. W 2016 roku Donald Trump otrzymał w stolicy ledwie nieco ponad 4 proc. głosów.

W trakcie swoich rządów Republikanin dodatkowo narazili się mieszkańcom stolicy - z tablic rejestracyjnych prezydenckich limuzyn usunął napisy "Nie dla podatków bez reprezentacji". To postulat na większości rejestracji w Waszyngtonie - obywatele wyrażają w ten sposób sprzeciw wobec tego, że mimo płacenia podatków nie mają przedstawicieli z głosem w Kongresie. Wielu uznaje to za bezprecedensowe ograniczenie praw wyborczych.

Walka, by zmienić to, trwa od lat. W 2016 roku mieszkańcy miasta nad Potomakiem w referendum opowiedzieli się w 85,7 proc. za utworzeniem nowego stanu. Przedstawiciele Partii Republikańskiej są temu przeciwni i argumentują, że utworzenie z Dystryktu Kolumbii nowego stanu byłoby nie tylko sprzeczne z konstytucją i wizją ojców założycieli, ale i niebezpiecznym precedensem przyznania senatorów pojedynczemu miastu. Obawiają się też, że doprowadziłoby to do spadku znaczenia ich ugrupowania, gdyż jest pewne, że w Waszyngtonie bez trudu wygrywaliby Demokraci.