• Podpisanie RCEP nastąpiło pomimo trwającego konfliktu handlowego członków tego porozumienia - Chin i Australii
  • RCEP to wyraz nowego trendu dyplomacji handlowej opartej o siłę i przemoc, inaczej niż w przypadku WTO
  • Nowe porozumienie bardziej niż umowę o wolnym handlu przypomina dawny system imperialnych preferencji
  • Rosnące nierówności handlowe mogą prowadzić do wzrostu niezadowolenia, konfliktów i populistycznego nacjonalizmu

Konflikt Chin i Australii

Gdy na początku listopada 13 krajów Azji z Chinami na czele wraz Nową Zelandią i Australią czyniły końcowe przygotowania do podpisania partnerstwa ustanawiającego największą na świecie strefę wolnego handlu pod nazwą Regional Comprehensive Economic Partnership (RCEP), kilka ton australijskiego homara zalegało przez kilka dni na chińskiej granicy. To znacznie dłużej niż wynosi 6-godzinny limit dla szybko psujących się towarów, przewidziany w ramach zasad nowego porozumienia RCEP. Blokada australijskich homarów na granicy Państwa Środka miała wynikać z nieoficjalnego polecenia Pekinu, aby wstrzymać import siedmiu kategorii produktów z Australii. Relacje dyplomatyczne pomiędzy oboma krajami uległy bowiem w ostatnim czasie pogorszeniu, zaś chiński minister spraw zagranicznych zagroził Australijczykom, że jeśli chcą lepszych stosunków gospodarczych, to muszą „przemyśleć swoje działania”.

Stosowanie przemocy ekonomicznej wobec partnera handlowego i jednoczesne podpisywanie z nim partnerstwa handlowego jest bardzo wymownym znakiem naszych czasów. Próby stworzenia globalnego porządku opartego o zasady po upadku ZSRR ustąpiły miejsca nowej erze dyplomacji opartej o przemoc. Trend ten jest tak wszechobecny, że nawet umowy o wolnym handlu ulegają jego wpływowi.

Reklama

Oczywiście ostateczny tekst porozumienia RCEP wygląda zaskakująco pozytywnie. Decyzja Indii, aby wycofać się z umowy sprawiła, że pozostałe kraje łatwiej doszły do porozumienia. Możliwe, że w efekcie pewne kwestie, takie jak inwestycje, usługi czy rolnictwo, są lepiej zdefiniowane niż można się było spodziewać, oceniła Deborah Elms z singapurskiego Asian Trade Centre.

Mimo to przy okazji podpisywania umowy RCEP nie udało się osiągnąć takiego rodzaju porozumienia, jakie obowiązuje w ramach Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG) czy nawet w ramach zreformowanego Partnerstwa Transpacyficznego (TPP), które dziś łączy kluczowych członków RCEP, takich jak Australia, Japonia czy Wietnam po tym, jak USA porzuciły TPP.

Z jednej strony nie ma to dużego znaczenia. Porozumienie RCEP zwiększy chiński PKB o 0,5 proc. do 2030 roku – wynika z szacunków ekonomisty Yuki’ego Masujima z Bloomberg Intelligence. Korea Południowa zyska w tym czasie 1,4 proc. PKB, zaś wzrost dla Japonii wyniesie 1,3 proc. Problem jednak polega na tym, że zyski te, choć realne, to są jednocześnie tak skromne. Wizja, która legła u podstaw powołania Światowej Organizacji Handlu (WTO), sprawiła, że państwa obniżyły swoje cła, zharmonizowały zasady i zgodziły się na wspólny mechanizm rozwiązywania sporów oraz mechanizm zachęcający do wzrostu handlu i inwestycji ponad granicami państw.

RCEP jak dawny system imperialnego handlu

Tymczasem porozumienie RCEP czy nawet zreformowany TPP stanowią powrót do dawnej wizji bloków handlowych, gdzie pogłębia się integrację wewnątrz takich umów, ale zrywa powiązania z podmiotami znajdującymi się na zewnątrz. Porozumienie RCEP, będące rozbudowaniem Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN), jest coraz częściej postrzegane jako rodzaj Pax Sinica, włączającego kraje regionu do porządku międzynarodowego pod chińskim przywództwem. Z kolei TPP było sprzedawane jako amerykańska próba powstrzymania chińskich ambicji, zanim jeszcze USA w czasie kadencji Trumpa porzuciły tę inicjatywę.

Coraz mniej przypomina to wolny handel, a coraz bardziej system imperialnych preferencji, który dominował na świecie pod koniec XIX i na początku XX wieku. Wówczas w ramach takiego właśnie systemu europejskie mocarstwa zarządzały swoimi nadwyżkami wewnątrz, jednocześnie wznosząc bariery handlowe na zewnątrz. Utrata wewnątrzeuropejskich więzi gospodarczych ostatecznie przyczyniła się do katastrofy I wojny światowej.

Nierówne bilanse płatnicze, jak wskazują Matthew Klein i Michael Pettis w swojej książce „Trade Wars are Class Wars”, doprowadził do zubożenia europejskich kolonii, od których zależał cały system. Wzór ten jest powtarzany także i dziś, zaś rosnące nierówności wśród głównych partnerów handlowych i nierównowagi pogłębiają jedynie spiralę niezadowolenia, niepokojów i nacjonalistycznego populizmu.

Oczywiście samo porozumienie RCEP czy TPP nie poprowadzą nas w tym kierunku. W końcu cztery lata wrogiej retoryki pomiędzy Pekinem a Waszyngtonem nie powstrzymały Chin przed jeszcze większą integracją ze światową gospodarką. Niemniej Światowa Organizacja Handlu (WTO) została już przekształcona w bezzębnego tygrysa, zaś nawet jej obecny i okrojony kształt jest atakowany przez USA, które zawetowały objęcie przez Ngozi Okonjo-Iweala stanowiska dyrektora generalnego tej organizacji. Pomimo wychodzenia z głębokiego kryzysu pandemicznego, światowe obroty handlowe pozostają na najniższych poziomach od czterech lat. Nie powinniśmy pozwolić, aby podpisanie porozumienia RCEP przysłoniło nam opłakany stan globalnego handlu.

Czym jest porozumienie RCEP?

15 listopada 2020 roku 15 krajów Azji i Pacyfiku podpisało porozumienie wprowadzające regionalne kompleksowe partnerstwo gospodarcze (RCEP). Umowę zawarto w czasie 37. szczytu Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN), który odbył się w stolicy Wietnamu Hanoi.

Umowa ma na celu wprowadzenie największej na świecie pod względem wartości PKB strefy wolnego handlu, która obejmie 2 mld osób, co stanowi ok. 30 proc. światowej populacji.

Wśród sygnatariuszy porozumienia RECEP znalazły się państwa członkowskie ASEAN, czyli Indonezja, Tajlandia, Singapur, Malezja, Filipiny, Wietnam, Birma, Kambodża, Laos i Brunei, a także inne państwa Azji i Pacyfiku: Chiny, Japonia, Korea Południowa, Australia i Nowa Zelandia. Stroną porozumienia miały być również Indie, ale kraj ten podjął decyzję o wycofaniu się z tej inicjatywy.