W ocenie Politico Stany Zjednoczone i Chiny mają "całkiem odmienne oczekiwania" wobec spotkania. Stojący na czele amerykańskiej delegacji sekretarz stanu Antony Blinken, który pojawi się w Anchorage po wizycie w Azji Wschodniej, określa je "jako jednorazowe wydarzenie, w którym USA skonfrontują Chińczyków z szeregiem spraw dotyczących bezpieczeństwa i praw człowieka". Zastrzega, że "Pekin będzie musiał się nimi zająć przed poprawą relacji z Waszyngtonem".

Przeciwne komunikaty napływają ze strony chińskiej, która dwudniowy prawdopodobnie szczyt, uznaje według Politico za okazję do "zresetowania relacji" oraz "przedyskutowania nowego międzynarodowego porządku". Odpowiedzialni za to będą głównie szef MSZ Wang Yi i główny dyplomata Komunistycznej Partii Chin (KPCh) Yang Jiechi. Powołując się na źródła konserwatywny "Wall Street Journal" ostrzega, że przedstawiciele ChRL planują "naciskać na Waszyngton, by ten odwrócił wiele działań wymierzonych w Chiny wprowadzonych podczas prezydentury Donalda Trumpa".

O różnicy oczekiwań świadczą także zupełnie różne oświadczenia obu stron dotyczące formatu rozmów. "To nie jest dialog strategiczny" - powiedział Blinken, zeznając w ubiegłym tygodniu przed Kongresem. Rzecznik chińskiego MSZ Zhao Lijian określił szczyt zgoła inaczej, twierdząc, że "Chiny na zaproszenie Stanów Zjednoczonych podejmą na nim strategiczny dialog ze stroną amerykańską na wysokim szczeblu".

"To nie jedyny punkt napięć. (Anonimowy) urzędnik USA przekazał, że Chińczycy zasygnalizowali swoje niezadowolenie w kwestii poddania się testom na koronawirusa przed spotkaniem, co jest zalecaną wskazówką dla podróżnych odwiedzających Alaskę" - odnotowuje Politico.

Reklama

Co więcej, delegacje nie mają w Anchorage zaplanowanego wspólnego posiłku, co zazwyczaj jest normą przy tego rodzaju spotkaniach. Podczas rozmów każdą ze stron reprezentować będzie jedynie po 10 osób. "Nie jest jasne, czy ta niska liczba spowodowana jest napiętym charakterem relacji amerykańsko-chińskich, obawami związanymi z pandemią koronawirusa czy też i jednym i drugim" - pisze Politico.

Organizacja spotkania to jednak wierzchołek góry lodowej problemów w relacjach między Waszyngtonem, a Pekinem. Wśród głównych punktów spornych jest polityka handlowa, kwestia aktywności militarnej Chin na Morzu Południowochińskim oraz położenie Ujgurów w Sinciangu. Amerykanie uważają, że ta muzułmańska mniejszość jest w Chinach ofiarą ludobójstwa.

Sankcje przed szczytem

W środę, na dzień przed spotkaniem w Anchorage, Stany Zjednoczone nałożyły sankcje na 24 chińskich urzędników, oskarżając ich o podważanie wolności Hongkongu. Jak pisze "New York Times", restrykcje celowo ogłoszono na kilkadziesiąt godzin przed szczytem.

To spotkało się z gniewną reakcją ChRL. Rzecznik MSZ Chin Zhao Lijian powiedział w środę, że ostatnia runda sankcji "w pełni ujawniła złowrogie zamiary Stanów Zjednoczonych ingerowania w wewnętrzne sprawy Chin". Wcześniej w tym tygodniu oskarżył on Waszyngton o "podejście jak do gry o sumie zerowej", które "skazane jest na wylądowania na śmietniku historii".

Nieprzypadkowo do szczytu dochodzi świeżo po rozmowach najważniejszych polityków USA, w tym samego prezydenta Joe Bidena, z kluczowymi sojusznikami Waszyngtonu w regionie Indo-Pacyfiku - Australii, Indii, Japonii i Korei Południowej. Źródła Politico utrzymują, że w ten sposób Waszyngton chciał wysłać sygnał, że "postrzega swoją sieć sojuszy jako kluczową przewagę w konkurencji z Pekinem".

Jeden z doradców Bidena ds. Azji, Kurt M. Campbell, zapewnił niedawno australijską gazetę "The Sydney Morning Herald", że nie będzie poprawy w stosunkach między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, dopóki Pekin nie ustąpi w konflikcie gospodarczym z Canberrą.

O realizowaniu przez USA szerszego planu ma także świadczyć wybór Anchorage. "Stany Zjednoczone chciały, aby pierwsze spotkanie za prezydentury Bidena odbyło się na amerykańskiej ziemi i na warunkach amerykańskich" - przekazał portalowi anonimowo jeden z urzędników administracji Stanów Zjednoczonych.

Ostatni amerykańsko-chiński szczyt na tak wysokim szczeblu odbył się w czerwcu na Hawajach. Na czele delegacji z Pekinu stał Yang, a z Waszyngtonu ówczesny sekretarz stanu Mike Pompeo. Politico zauważa, że sojusznicy USA nie zostali wówczas poinformowali wcześniej o planowanych rozmowach. Te - jeśli wnioskować po późniejszych oświadczeniach Departamentu Stanu i komentarzach dyplomatów - odbyły się raczej w chłodnej atmosferze i nie przyniosły przełomu.