Sprawcą największego wycieku danych wywiadowczych w USA od czasów afery Edwarda Snowdena jest dwudziestokilkulatek, były pracownik jednej z amerykańskich baz wojskowych – tak przynajmniej donosi „Washington Post”. To może być prawdą. Ale wcale nie musi.

Jak wynika ze śledztwa przeprowadzonego przez organizację dziennikarką Bellingcat, wszystko miało się zacząć w styczniu 2023 r., gdy na platformie Discord pojawiły się dokumenty z zasobów amerykańskich instytucji rządowych. Zapewne nieprzypadkowo to właśnie Discord stał się nośnikiem trefnych materiałów. Oferuje on możliwość przesyłania wiadomości tekstowych, zdjęć i filmów za pomocą sieci rozproszonych i indywidualnie zarządzanych grup oraz przypisanych im serwerów. Początkowo platforma była przeznaczona głównie dla fanów gier komputerowych. Dzięki gwarancji anonimowości szybko stała się jednak ulubionym miejscem spotkań i wymiany informacji skrajnej prawicy – zwłaszcza wyznawców teorii spiskowych, przekonanych, że tajny, globalny rząd zamierza dokonać depopulacji i dechrystianizacji przy pomocy m.in. CIA. Wielu ekstremistów uaktywniło się – nieprzypadkowo – w okresie prezydentury Donalda Trumpa, a także po przegranych przez niego wyborach.

Co prawda po 2019 r. szefowie Discorda zapewniali, że tępią działania nielegalne i likwidują podejrzane grupy, ale nigdy nie ujawnili dowodów. Tajemnicą poliszynela jest, że znaczna część administratorów tych grup pobiera wynagrodzenie (bezpośrednio lub pośrednio) od agencji wywiadowczych spoza USA, szczególnie rosyjskich. Wszelkie kryzysy – od pandemii po wojnę w Ukrainie – są dla nich świetną okazją do werbowania nowych zwolenników, siania dezinformacji i zamętu.

Właśnie z tego powodu Discord od pewnego czasu jest dosyć mocno obserwowany przez osoby, które zawodowo zajmują się badaniem fenomenu walki informacyjnej, w tym oficerów służb kontrwywiadowczych, nie tylko amerykańskich. Z początku pewnie nie byli nawet zdziwieni pojawieniem się na pojedynczych serwerach materiałów zawierających tajne lub poufne informacje – zdarzało się to również wcześniej. Ale teraz skala wycieku zaczęła się szybko zwiększać, a jakość publikowanych treści okazała się zaskakująco dobra. W dodatku materiały z Discorda wypływały też na Telegramie i Twitterze, a więc w komunikatorach o znacznie szerszym zasięgu. W marcu już był powód do alarmu, choć początkowo średni szczebel operacyjny w firmach zajmujących się wywiadem i kontrwywiadem miał pewnie jeszcze cichą nadzieję, że sprawę uda się utrzymać w tajemnicy – zwłaszcza przed politycznymi zwierzchnikami. Gdy ci zaczynają drążyć, nigdy nie wiadomo, jakie kłopoty sprawi to służbom.

Reklama

Harold pozdrawia

W pierwszych dniach kwietnia sprawa ostatecznie się rozlała. O tym, że treści wyprodukowane przez amerykańskie środowisko wywiadowcze hulają swobodnie w sieci, napisał „New York Times”. Prawie równocześnie stosowny raport trafił na biurko sekretarza obrony USA Lloyda Austina. Afera się rozkręcała, chociaż wiele materiałów usunięto z „grupowych” serwerów Discorda. Zniknął zresztą też jeden z nich o nazwie Thug Shaker Central, gdzie pierwotnie opublikowano dużą część najważniejszych dokumentów. Departament Obrony oświadczył, że „aktywnie analizuje sprawę i złożył formalny wniosek do Departamentu Sprawiedliwości w celu przeprowadzenia dochodzenia”. Ten wszczął oficjalne śledztwo. Pentagon rozpoczął zaś w trybie pilnym przegląd procedur obiegu informacji. Austin powiedział we wtorek, że Stany Zjednoczone „odwrócą każdy kamień”, by znaleźć źródło wycieku.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.