"Sueddeutsche Zeitung": Zachodowi brakuje determinacji
Do oczywistości w niemieckiej polityce należą oprócz demokracji, kompromisu i bezpieczeństwa relacje transatlantyckie, a mówiąc mniej abstrakcyjnie fakt, że "Stany Zjednoczone jako demokratyczne państwo od dziesięcioleci troszczyły się o bezpieczeństwo i stabilność (Niemiec)" – pisze Stefan Kornelius.
Pożegnanie Joe Bidena z Niemcami spowodowało, że ta ostatnia fundamentalna oczywistość też może odejść w przeszłość. "Nie wystarczy podziękować Bidenowi za jego niezawodność i zrozumienie, lecz konieczne jest podjęcie działań na czas po jego kadencji" – pisze autor, zaznaczając, że taki sposób myślenia zakorzeniony jest w głowach odpowiedzialnych polityków z politycznego centrum, jednak między zamiarami a konkretnym działaniem istnieje luka.
Zdaniem Korneliusa można mówić o braku zdecydowania nie tylko w Niemczech, lecz także na całym demokratycznym Zachodzie, w tym także w USA. Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie Ukrainy, która stała się "krwawą widownią zaciętej walki między konkurującymi ze sobą ideologiami początku XXI wieku". Walka toczy się pomiędzy "dyktatorską, kleptokratyczną, neoimperialną Rosją, a (jeszcze) demokratycznymi USA, które jednak też przestały wierzyć w siłę opartego na zasadach porządku świata". Ukraina jest miejscem, gdzie teoria i praktyka tych modeli rządzenia konfrontują się ze sobą za pomocą czołgów, piechoty, dronów i bomb.
Joe Biden jest symbolem tego konfliktu, nie tylko dlatego, że urodził się podczas drugiej wojny światowej i przeżył zimną wojnę. Biden "symbolizuje wiarę w demokrację i uratował Amerykę przed Trumpem" – podkreślił Kornelius.
Jego zdaniem prezydent USA symbolizuje równocześnie brak determinacji, ponieważ nie potrafił wykorzystać siły swojego urzędu do wymuszenia pokoju w Ukrainie. Byłoby to możliwe tylko przy zastosowaniu najwyższego ryzyka – wiarygodnej groźby użycia przemocy. A do tego ani amerykańska, ani niemiecka demokracja nie jest zdolna – ocenił komentator "SZ".
Wizyta Bidena przypomina z jednej strony o wysiłku koniecznym do utrzymania demokracji, ale z drugiej strony o słabości, która ogarnęła Zachód, ponieważ postaci w rodzaju Trumpa zachwiały demokracją. Wizyta pożegnalna Bidena jest więc zarówno "nostalgicznym zanurzeniem się w przeszłości", jak i ostrzeżeniem, że oczywistości mogą szybko odejść.
"Die Zeit": Stara Europa w swoim gronie – bez Polski
Wizyta jest pożegnaniem i równocześnie cezurą – pisze Anna Sauerbey. "Joe Biden jest ostatnim politykiem kierującym Stanami Zjednoczonymi, który czuje relacje transatlantyckie. Jest prezydentem-seniorem Zachodu. Nie wiadomo, co stanie się z Zachodem, gdy odejdzie, z wyjątkiem jednego: nigdy już nie będzie tak jak z nim" – czytamy w lewicowo-liberalnym tygodniku.
Autorka podkreśliła, że Biden spotkał się w Berlinie oprócz kanclerza Olafa Scholza z przedstawicielami Francji i Wielkiej Brytanii – krajów, z którymi Ameryka najściślej współpracowała przy wsparciu Ukrainy. "To spotkanie starej Europy starego świata – Polska nie została zaproszona" – zaznaczyła komentatorka "Die Zeit".
"Frankfurter Allgemeine Zeitung": Europa nie wykorzystała okresu rządów Bidena
Przy końcu kadencji Bidena, Europa jest jeszcze bardziej uzależniona od USA niż w czasach zimnej wojny – pisze Nikolas Busse. Jego zdaniem Putin uzna wyborcze zwycięstwo Trumpa za szansę nie tylko w Ukrainie.
Wizyta Bidena była bardziej wizytą pożegnalną niż roboczą – ocenił komentator. Jak zaznaczył, różnice pomiędzy Harris a Trumpem w polityce zagranicznej są ciągle jeszcze duże. Demokraci nie powinni dokonać większych zmian w zasadniczych kierunkach tej polityki, natomiast Trump kojarzony jest z izolacjonizmem i sceptycznym podejściem do Sojuszu. Jego pierwsza kadencja świadczy o tym, że nie zawsze mógł zrealizować swoje założenia, ale definitywnie różni się od zwolennika współpracy transatlantyckiej – Bidena.
Busse podkreśla, że Europa nie zmarnowała całkowicie czterech lat rządów Bidena. Wydatki na obronność wzrosły, nie brakowało też woli przeciwstawienia się Putinowi. Ale zaniedbania minionych dekad nie dadzą się szybko i trwale skorygować.
"Dlatego Europa jest dziś jeszcze bardziej uzależniona od Ameryki niż podczas zimnej wojny. Dotyczy to nie tylko wojskowo wyeksploatowanych Niemiec. Jeżeli Trump wygra, Moskwa uzna to za szansę nie tylko w Ukrainie" - pisze autor komentarza.
W tej sytuacji Zełenski zbyt wcześnie przedstawił swój "plan zwycięstwa" – uważa Busse. Plan zawiera bowiem zbyt dużo żądań, których skutkami będzie musiał się zająć następca Bidena.
"Berliner Zeitung": zapowiedź mrocznej przyszłości
Zdjęcia ze spotkania w Berlinie Scholza i Bidena mogły sprawiać olśniewające wrażenie, jednak na prawdę pokazywały one rzeczywistość, w której widać coraz większe pęknięcia i zapowiedzi mrocznej przyszłości - ocenił redaktor naczelny gazety Tomasz Kurianowicz. Bilans niemiecko-amerykańskiego partnerstwa w ostatnich trzech latach wypada skromnie.
Zdaniem autora Biden poparł Europę w konflikcie z rosyjskim agresorem i przejął główny koszt pomocy dla Ukrainy, ale nie zdołał zobowiązać Europejczyków do opracowania "mistrzowskiego planu" dla kontynentu. Obecnie przyszłość Ukrainy jest niepewna, a zainteresowanie tym krajem spada. "Żaden Europejczyk nie dysponuje wiążącą wizją przyszłości kontynentu, zakończenia wojny i losów Ukrainy. Dotyczy to przede wszystkim Scholza, który lawiruje bez głowy pomiędzy poparciem (Ukrainy) a ostrożnością" – pisze Kurianowicz.
Jego zdaniem obecnie odczuwalny jest lęk przed chaosem. "Podczas gdy Amerykanie grożą wycofaniem się z Europy, Scholz, Macron, Orban i Tusk spierają się o strategię, zabiegając przy tym o własne interesy, częściowo ze strachu przed następnymi wyborami. Brak strategii jest niebezpieczny i świadczy o braku planu" – czytamy w "Berliner Zeitung". Koniec UE przestaje być "czarną fikcją" – podsumowuje komentator.
ARD: Same piękne słowa nie wystarczą
"Podczas dzisiejszej wizyty chodziło o piękne obrazki i o podziękowania. Dzień gestów i wzruszeń. To jednak za mało" – pisze komentator ARD Gabor Halasz.
Autor zwrócił uwagę na słowa Bidena, który nazwał Niemcy najbliższym sojusznikiem USA. "To wielkie słowa, które najwyraźniej spodobały się kanclerzowi" – zaznaczył i podkreślił, że "ostatnia wizyta Bidena przebiegła wśród pięknych słów i ucieczki w przeszłość. Ten nastrój nie utrzyma się długo. Biden będzie prezydentem tylko przez kilka miesięcy. A niezależnie od tego, kto będzie jego następcą, przyjdą inne czasy".
Po ataku Rosji na Ukrainę, dzięki Bidenowi, Europa mogła schować głowę w piasek i wypchnąć ze świadomości fakt, że wojna toczy się przed naszymi drzwiami i że my sami musimy wziąć na siebie znacznie więcej odpowiedzialności - zauważa.
"Dzisiejszy dzień był dniem wielkich słów i wdzięczności, ale także dniem, który uzmysłowił nam, że sami musimy zrobić więcej, niezależnie od tego, kto się wprowadzi do Białego Domu" - podsumowuje Gabor Halasz.
Jacek Lepiarz (PAP)