Obietnice wyborcze i ich realizacja
Kandydaci na prezydenta obu partii złożyli wiele daleko idących obietnic - od wyeliminowania podatku od napiwków, czy podatku dochodowego w ogóle (Donald Trump) po zwiększenie ulg na dzieci i podwyższenie płacy minimalnej (Kamala Harris). Jednak to, czy kandydaci będą w stanie zrealizować swoje obietnice, zależy w dużej mierze od wyników wyborów do Kongresu.
Oprócz prezydenta 5 listopada Amerykanie wybiorą - jak co dwa lata - cały skład Izby Reprezentantów i około jednej trzeciej składu Senatu. Kampania jest równie wyrównana, co przed wyborami prezydenckimi, i nie sposób wskazać, która z partii będzie miała większość. W Senacie - gdzie Demokraci mają obecnie przewagę 51-49 - zdecydowanymi faworytami do przejęcia kontroli są Republikanie. Wynika to głównie z tego, że w tym roku większość z 34 senackich mandatów w "wahających się" stanach (swing states) jest sprawowana obecnie przez Demokratów, podczas gdy niemal wszystkie mandaty Republikanów znajdują się w stanach, w których raczej nie muszą obawiać się o wynik.
Republikanie blisko przejęcia Senatu
W rezultacie, aby przejąć kontrolę nad Senatem, Republikanie muszą wygrać tylko w jednym lub dwóch z dziewięciu stanów, gdzie mandat senatora pełni Demokrata, i utrzymać resztę mandatów. Niemal pewne jest, że Demokraci stracą mandat w głęboko konserwatywnej Wirginii Zachodniej, gdzie z wyścigu wycofał się były już Demokrata Joe Manchin. Sondaże dają też niewielkie szanse na reelekcję Jonowi Testerowi w również konserwatywnej Montanie. W pozostałych kluczowych wyścigach wyborczych - w Arizonie, Nevadzie, Wisconsin, Michigan, Pensylwanii, Ohio i Marylandzie - przewagę mają kandydaci Partii Demokratycznej, lecz poza Arizoną, Nevadą i Marylandem jest ona niewielka.
Po stronie Republikanów tylko trójka senatorów może mieć jakiekolwiek obawy o reelekcję: Ted Cruz w Teksasie, Rick Scott na Florydzie i Deb Fischer w Nebrasce. Wszyscy troje mają jednak w sondażach znaczącą, kilkupunktową przewagę wykraczającą poza błąd statystyczny. Paradoksalnie największą nadzieją Demokratów może być niezależny kandydat Dan Osborn w Nebrasce, który w reklamach wyborczych podkreśla, że w wielu kwestiach zgadza się z Trumpem. W porównaniu z 2022 rokiem, kiedy Demokraci nieoczekiwanie zwiększyli swoją przewagę w Senacie dzięki zdecydowanym porażkom skrajnych kandydatów Republikanów popieranych przez Trumpa, w tym roku większość kandydatów do Senatu partii prezentuje bardziej umiarkowane poglądy. Mimo to w wielu przypadkach kandydaci Republikanów cieszą się mniejszym poparciem w swoich stanach niż Trump.
Sytuacja w wyborach do Izby Reprezentantów
Zupełnie inna sytuacja jest w wyborach do Izby Reprezentantów, gdzie to Republikanie mają obecnie minimalną większość wynoszącą cztery mandaty.
Według ośrodka Cook Political Report faworytami do objęcia kontroli nad Izbą są Demokraci. Spośród 435 wyścigów w okręgach jednomandatowych w 203 kandydaci Demokratów są albo niemal pewni zwycięstwa, albo mają przewagę. W przypadku Republikanów liczba ta wynosi 207, jednak większość z 25 pozostałych okręgów, w których sondaże wskazują na remis, to mandaty sprawowane przez Republikanów. W praktyce losy tego, która z partii obejmie kontrolę nad Izbą, rozstrzygną się w kilkunastu okręgach położonych w większości w Kalifornii, Arizonie, Michigan, Pensylwanii i Nowym Jorku.
Konsekwencje wyniku wyborów dla prezydenta
Choć margines zwycięstwa będzie prawdopodobnie niewielki, wynik może mieć duże konsekwencje. Jeśli Trump zostanie prezydentem, lecz Demokraci będą kontrolować Izbę Reprezentantów, jego pole manewru w sprawach polityki gospodarczej będzie mocno ograniczone, podobnie jak w ostatnich dwóch latach jego kadencji. W podobny sposób ograniczona będzie władza Kamali Harris, jeśli to ona wygra, a Senat lub cały Kongres przejdzie pod kontrolę Republikanów.
"To Kongres trzyma sznurki od sakiewki z pieniędzmi i dlatego rządy prezydenta mogą być naprawdę utrudnione przez Kongres, który nie popiera jego programu. Może go sparaliżować. Prawda jest więc taka, że Kongres może zrobić olbrzymią różnicę" - powiedziała PAP była ambasadorka USA w Polsce Georgette Mosbacher. Dodała, że jest niemal pewna wygranej Republikanów w Senacie, lecz przyznała, że walka o Izbę będzie znacznie bardziej wyrównana.
Mniejsze znaczenie wyniki wyborów parlamentarnych będą miały dla polityki zagranicznej, w której to prezydent odgrywa główną rolę. Kontrolowana przez Republikanów Izba Reprezentantów przez wiele miesięcy wstrzymywała pakiet środków na wsparcie Ukrainy, co w praktyce zahamowało udzielaną przez Waszyngton pomoc. Jak tłumaczy jednak w rozmowie z PAP Doug Klain, działacz organizacji Razom for Ukraine lobbującej za wsparciem dla Kijowa, tym razem to wybory prezydenckie będą miały przeważające znaczenie w tej kwestii.
Potencjalny wpływ Trumpa na wsparcie dla Ukrainy
"Jeśli wygra Trump, a Republikanie będą mieli większość w Izbie, będzie (on) miał bardzo duży wpływ na kształt dyskusji na ten temat. I jeśli faktycznie zdecyduje się zakończyć wojnę w Ukrainie przez wstrzymanie pomocy dla Kijowa, nawet republikańscy stronnicy Ukrainy nie będą mogli wiele na to poradzić. Jeśli z kolei Trump przegra, można spodziewać się, że jego wpływ na polityków partii znacznie osłabnie" - analizuje Klain. Zaznaczył, że nawet jeśli Kongres przeznaczyłby dodatkowe środki na wsparcie Ukrainy, to w gestii prezydenta byłoby ich wydanie.
Jak dodał, jeden powód do optymizmu w tej kwestii to fakt, że wszyscy Republikanie, którzy w kwietniu poparli pakiet dla Ukrainy, wygrali w partyjnych prawyborach z przeciwnikami pomagania Kijowowi. Klain zaznaczył jednak, że jeśli kandydat Republikanów wygra wybory prezydenckie, spodziewa się szybkich ruchów ze strony Kongresu i Białego Domu, by maksymalnie wzmocnić pozycję Ukrainy przed objęciem przez Trumpa urzędu 20 stycznia.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)