Macron, którego partia odniosła "miażdżące zwycięstwo", wygrał i "wysadził w powietrze" francuski system polityczny - ocenia Paul-Henri du Limbert na łamach dziennika "Le Figaro". Ostrzega jednak przed "złudzeniem optycznym", gdyż "przygniatającą przewagę w mandatach, bardziej niż mobilizacji elektoratu zawdzięcza (Macron) dźwigni, jaką jest głosowanie większościowe w dwóch turach". Komentator zwraca uwagę, że nie głosował co drugi Francuz.

"Prezydent nie uniknie odpowiedzi na pytania, jakie stawia sobie społeczeństwo w sprawach rzekomych korzyści z masowej imigracji i wielokulturowości" – wskazuje publicysta i przypomina, że skrajnie prawicowy i populistyczny "Front Narodowy prosperuje dzięki kolejnym porażkom (w tych sprawach) prawicy i lewicy".

W tym samym numerze "Le Figaro" Guillaume Tabard pisze, że "prezydent zniszczył stary system, ale kraju jeszcze do końca nie podbił". Publicysta zgadza się z politykami, którzy uważają, że "po trzęsieniu ziemi, jakim był wybór prezydenta, przyszła powtórka (w postaci) wyborów parlamentarnych".

Tabard przypomina jednak tryumf prawicy po wyborze na prezydenta Nicolasa Sarkozego w roku 2007 i niewiele gorszy wynik socjalistów sprzed pięciu lat po wyborze Francois Hollande'a. Komentator wyciąga z tego wniosek, że choć czymś wyjątkowym jest sukces tak młodego, niemającego nawet dwóch lat stronnictwa LREM, to w sumie "trzymamy się klasycznego scenariusza potwierdzenia (zwycięstwa partii prezydenta)". "Nie oznacza to jednogłośnego przejścia na macronizm" - dodaje.

Reklama

"La Republique en Marche jest silna słabością innych partii" i prezydent Macron powinien usłyszeć to ostrzeżenie – zauważa Tabard. Wskazuje, że "zanim Francuzi znów uwierzą (w politykę), pragną konkretnych rezultatów".

Podobnie jak liczni obserwatorzy występujący od niedzieli w radiu i telewizji, publicyści dziennika "Le Monde" zwracają uwagę, że "rekordowa absencja rzuca cień na prawowitość głosowania". Tego rodzaju krytykę potępił m.in. komentator Jean-Michel Aphatie, dla którego takie myślenie jest "kwestionowaniem zasad demokracji".

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)