Pierwsze poważne zlecenie otrzymał od AT&T. Potem przez lata pracował z wieloma koncernami, od Boeinga po Microsoft i wieloma organizacjami, od NASA po Permanente. Jest związany z Said Business School w Oxfordzie. Niebawem poprowadzi wykłady dla słuchaczy kursu MBA na Uniwersytecie Stanforda.
David Whyte uważa, że „rzemiosłem poety jest tworzenie tożsamości”. Niekiedy występuje na konferencjach jako zaproszony wykładowca; czasami prowadzi seminaria w firmach. Na ogół pracuje równocześnie dla pięciu stałych klientów, realizując programy wspólnie z najwyższą kadrą kierowniczą.
Zaczyna od poezji (własnej, Rilkego, Wordswortha, Yeatsa i wielu innych), by następnie przejść do rozmowy i refleksji.
- Formuła jest elastyczna, od czterdziestopięciominutowego wykładu po trzydniowy cykl - wyjaśnia. Recytuje wiersze wolno, powtarza wersety dopóty, dopóki nie upewni się, że słuchacze zrozumieli przesłanie. Nie posługuje się krótkimi, nośnymi zwrotami, lecz skrupulatnie, precyzyjnie analizuje język, słuchając i rozmawiając z grupą aż do chwili, gdy może już wyartykułować niewygodną i niewypowiedzianą prawdę.
Reklama
- Wszystkie te organizacje są jak żywcem wzięte ze sztuk Szekspira: wielcy bohaterowie wygłaszają swe prawdy z podium, a grabarze rubasznym językiem podsumowują, co dzieje się na najbardziej prozaicznym poziomie. Każda epoka kończy się wielką kałużą krwi na podłodze - mówi.
Na potrzeby audytorium, dla którego angielski nie jest ojczystym językiem, posługuje się innym materiałem.
- Kiedy pracuję z niemieckimi słuchaczami, często opieram się na wierszach Rilkego i Goethego w oryginale. Właśnie wróciłem z Hiszpanii, gdzie obficie cytowałem Machado i Nerudę, aby zasygnalizować, że anglosaski sposób myślenia nie zawsze przesądza o interpretacji.
Różnice nie ograniczają się jedynie do repertuaru.
- W Niemczech słuchacze mają opory wobec wszystkiego, co trąci kultyzmem czy mesjanistycznym przywództwem. Nie da się mówić o przywództwie w charyzmatycznych formach.
Natomiast niezmienną tezą jest ta, że językiem poezji można mówić o naturze pracy kierownictwa.
- Dla człowieka, który wspina się po szczeblach organizacji, jedna z podstawowych trudności polega na tym, że nowe terytorium, na które wkroczył w wyniku awansu - obszar ludzkiej tożsamości - dosłownie wysadza w powietrze dotychczas zdobyte umiejętności.
Uważa, że poezja jest właściwym narzędziem analizowania rozmów - czego rozpaczliwie unikają świeżo upieczeni kierownicy. - Chodzi o to, żeby wejść głęboko w przeżycia, dla których poezja dostarcza rozmaitych obrazów i metafor. Wiele z tych obrazów mówi o zagubieniu, o tym, że człowiek pozbawiony zwykłych punktów orientacyjnych patrzy na świat inaczej.
Zawirowania w gospodarce nie zmniejszyły popytu na jego usługi. - Uważam, że to jest fascynujący moment na rozmowy - mówi, tłumacząc, dlaczego na sali „poczucie zagubienia jest tak wyraźne, jak nigdy dotąd... wszyscy mają wrażenie, że pozbawiono ich pewnych fundamentów”.
Chwile obecną traktuje jako okazję do ponownej oceny sytuacji nas wszystkich.
- Czasem człowiek musi zrobić ze swego życia kompletną katastrofę, w tak epicki sposób, że jasno widzi, co robił.
Jego nowa książka, „The Three Marriages” (Trzy małżeństwa: nowe spojrzenie na pracę, siebie i związek) - która się niedługo ukaże - analizuje i odrzuca koncepcję równowagi między pracą a życiem. Jego zdaniem każdy z nas żyje równocześnie w trzech małżeństwach: z partnerem, z pracą i z samym sobą. Jakiekolwiek przetargi miedzy tymi trzema związkami są fatalne.
- Dokładniej rzecz biorąc, należy traktować te trzy rodzaje zaangażowania jak trzy romanse, w których musi dojść do wszystkich rozczarowań i weryfikacji wyobrażeń, jakie przeżywa się w zwykłym związku - mówi.
Z tych trzech „małżeństw” najtrudniejszy jest związek z samym sobą, ponieważ „ciąży na nim tajemnica śmierci i naszej śmiertelności”. Pogłębianie rozmowy z samym sobą to ciężki wysiłek.
- Poeta Wallace Stevens, który był również wytrawnym menedżerem, powiedział, że niekiedy odkrycie prawdy zależy od przejścia się brzegiem jeziora. To interesujące - zadać sobie pytanie, co w twoim życiu jest odpowiednikiem jeziora. Dla niektórych to będzie, dosłownie, wyłączenie radia w samochodzie w drodze do pracy, żeby złapać dystans wobec tego, co dzieje się wokół.