Grzegorz Hajdarowicz, 44-letni biznesmen i producent filmowy z Krakowa, został właśnie nowym właścicielem i wydawcom tygodnika „Przekrój” . Zapewnia, że ma pomysł jak zmienić tytuł, by ludzie chcieli go czytać i kupować. I to wbrew ogólnoświatowemu trendowi spadków sprzedaży prasy.

Kasa pełna optymizmu

- Założyłem, że ten segment zacznie niedługo rosnąć. Myślę, że w perspektywie roku - tłumaczy swoją decyzję w rozmowie z Press.pl. Dodaje, że chciałby, by nowy „Przekrój” kupowało średnio 150 tysięcy osób, czyli blisko trzy razy więcej niż obecnie. Taki wynik osiągnąć powinien za trzy lata.

Czy optymizm wystarczy?

Reklama

Szaleniec czy geniusz z asem w rękamie? – zastanawia się od kilku dni polska branża medialna.

Przez osiem ostatnich lat dotychczasowy właściciel Edipresse Polska nie znalazło sposobu, by sprzedaż tytułu zaczęła rosnąć i by zaczął na siebie zarabiać. Ale pogarszające się wyniki to nie tylko przypadek Przekroju. W podobnej sytuacji są pozostałe tygodniki w Polsce i na świecie.

Co takiego wie biznesmen z Krakowa, który nie ma doświadczenia w branży, i ile ma pieniędzy, co pozwala mu z pewnością twierdzić, że uda mu się przełamać negatywny trend?

100 mld starych złotych wchodzi do gry

Ile Grzegorz Hajdarowicz zapłacił za „Przekrój” - nie wiadomo. Ani on, ani dotychczasowy właściciel - Edipresse Polska - nie ujawniają kwoty transakcji.

Nie wiadomo też, jakim majątkiem dysponuje dziś krakowski biznesmen. Ostatni znany szacunek pochodzi z 1995 roku, gdy tygodnik Wprost umieścił go na 86 miejscu swojej listy najbogatszych Polaków z majątkiem wycenionym na 100 mld starych złotych.

Sam Hajdarowicz skończył Instytut Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Był dziennikarzem, a na początku lat 90. założył grupę Gremi.

W jej skład wchodzi dziś wiele firm, które zajmują się m.in. inwestycjami na rynkach kapitałowych, restrukturyzacją firm oraz nieruchomościami. Dzięki zarobionym pieniądzom Hajdarowicz został tez producentem filmowym.

Jednym z filmów, który współprodukowała jego firma Gremi Film Production jest „City Island” z Andym Garcia w roli głównej, a także „Nightwatching” Petera Greenawaya.

„Przekrój” – niechciane dziecko Niemców?

Po przejęciu tytułu na rynku pojawiły się złośliwe komentarze, że Edipresse było nawet gotowe dopłacić każdemu, kto zgodziłby się przejąć od niego tytuł. Tygodnik był bowiem kulą u nogi wydawcy.

A było całkiem nieźle

Gdy przejął go w 2001 roku, sprzedaż Przekroju przekraczała średnio 80 tys. egzemplarzy miesięcznie. Wydawca przeniósł redakcję z Krakowa do Warszawy i zaczął ją zmieniać.

Do współpracy pozyskał znane nazwiska takiego jak Piotr Najsztub (był przez pewien czas naczelnym tytułu), czy rysownik Marek Raczkowski.

Pismo próbowało się mocno odróżniać od konkurencji – Polityki, Newsweeka czy Wprost. Miało lżejszą formułę, politykę traktowało z przymrużeniem oka, więcej miejsce poświęcało kulturze i sprawom społecznym.

Ale byli tacy, którzy zarzucali mu, że się tabloidyzuje. Dziś, jak podaje Związek Kontroli Dystrybucji Prasy, sprzedaż Przekroju wynosi 51,7 tys. egzemplarzy, czyli 27 proc. mniej niż przed rokiem.

Do wydawnictwa Edipresse Polska „Przekrój” nie pasował od samego początku. Spółka jest jednym z największych wydawców magazynów na polskim rynku, ale te periodyki mają charakter lifestylowy i skierowane są do kobiet.

W portfolio wydawcy są takie tytuły jak Viva, poświęcone plotkom Party czy Przyjaciółka, a także serwis internetowy Polki.pl. „Porządkujemy nasze portfolio. Specjalizujemy się w tytułach dla kobiet – tłumaczył sprzedaż Przekroju Zbigniew Napierała, prezes Edipresse Polska. Dlaczego w takim razie sprzedało go tak późno, w samym środku kryzysu, skoro nie pasowało do innych tytułów wydawnictwa?

Tygodniki tracą

W branży nie było tajemnicą, że Edipresse gotowe było sprzedaż „Przekrój” . Tyle, że nikt nie chciał go kupić. Prezesi konkurencyjnych wydawnictw do których tytuł pasował, czy właściciele koncernów medialnych, gdy pytałem ich o możliwość inwestycji w ten tygodnik albo odpowiadali, że nie pasuje im do koncepcji, albo wprost mówili, że nie widzą w nim szansy na zysk. W podobnej sytuacji jest dzisiaj Wprost, które od jakiegoś czasu szuka inwestora. Jak na razie - bezskutecznie.

Przyczyniła się do tego coraz gorsza sytuacja tygodników opinii, które od lat tracą udziały w rynku. W czasach, gdy Edipresse kupował „Przekrój” , sprzedaż Polityki, Newsweek Polska czy Wprost sięgała nawet 300 tys. egzemplarzy miesięcznie.

Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Dziś sprzedaż Newsweeka i Wprost zbliżyła się do psychologicznej bariery 100 tys. egzemplarzy, a Polityka utrzymuje dystans do konkurencji z wynikiem na poziomie 140-150 tys. Z miesiąca na miesiąca wszystkie tytuły jednak tracą udziały w rynku. A wydawcy nie bardzo wiedzą, jak temu zaradzić. Zresztą - nie tylko w Polsce.

Na świecie trend jest podobny. Newsweek, szukając formuły, która pozwoli zatrzymać czytelników, zmienił niedawno swój charakter i layout, kładąc mocniej nacisk na unikalne analizy czy opinie, a nie bieżące informacje. Te już dawno stały się domeną internetu. Życia tygodnikom nie ułatwiają także dzienniki, które – tocząc swoją walkę o uwagę czytelników i pieniądze reklamodawców – zaczęły wchodzić w rolę tygodników.

Co może uratować „Przekrój” ?

Nowy właściciel Przekroju nie ujawnia na razie, jak długo jest w stanie inwestować w tytuł. Zapewnił, że nie przeniesie redakcji z Warszawy do Krakowa i nie planuje zwolnień, a zespół pracować będzie teraz nad nową formułą.

Pogłębiona treść?

Z dotychczasowych deklaracji nowego wydawcy wynika, że „Przekrój” nie będzie konkurował o czytelników z Polityką, Newsweekiem i Wprost. Zrezygnuje z tematyki politycznej, a jego łamy wypełnią teksty społeczne, obyczajowe i cywilizacyjne. Będą dłuższe i bardziej pogłębione. W ten sposób „Przekrój” stać się ma pismem bardziej elitarnym.

Tak jak The New Yorker?

Na amerykańskim rynku prasowym jest tytuł, który odpowiada po części tej charakterystyce i w przeciwieństwie do innych tytułów, broni się przed negatywnymi trendami panującymi w branży. Nazywa się The New Yorker.

To tygodnik wydawnictwa Conde Nast, w porfolio którego są jeszcze tak znane magazyny jak Vanity Fair czy Vogue. New Yorker to tygodnik, w którym dominują długie, pogłębione teksty, proza, a nawet wiersze.

Praktycznie nie ma zdjęć, a niektóre teksty ilustrowane są dowcipnymi rysunkami. Publikują w nim gwiazdy amerykańskiego dziennikarstwa i literatury. W roku 2000 sprzedaż tytułu wynosiła 750 tys. egzemplarzy, w roku 2008 przekraczała 1 mln. Ponad 96 proc. egzemplarzy rozchodzi się w prenumeracie.

Tylko czy w Polsce jest w rynek na taki tygodnik? Każdy specjalista od rynku prasy powie, że nie, a jeśli w ogóle - to mały. Za mały, by można było utrzymać kosztowny tygodnik. Czas pokaże, czy w tym kierunku pójdzie „Przekrój” i czy uda mu się przetrwać.

To była katastrofa. Ale jak pięknie kosztowna

Ostatni głośny przypadek bogatego biznesmena, który dorobił się majątku poza branżą wydawniczą, a potem zapragnął zostać magnatem prasowym pochodzi z USA. Chodzi o Sama Zella, który zbił fortunę na nieruchomościach. W 2007 roku uznał, że wie jak uzdrowić amerykańskie gazety i zainwestował 8,2 mld dol. w Tribune Co., do którego należy m.in. dziennik Chicago Tribune.

W ubiegłym roku spółka zanotowała 12 mld dol. straty.

Poniedziałkowy New York Times doniósł, że Sam Zell nie zachowa stanowiska szefa koncernu, jeśli firma skorzysta ostatecznie z tzw. specjalnego prawa upadłościowego Chapter 11, czyli kontrolowanego upadku. Tak skończyć się może przygoda Sama Zella z rynkiem prasy.