Parlament Europejski przyjął pod koniec ubiegłego roku kilka dyrektyw, które znane są pod nazwą pakietu klimatyczno-energetycznego – 3 razy 20. Nazwa nie jest przypadkowa, bo dyrektywy Parlamentu wskazują, że państwa Unii Europejskiej mają dążyć do tego, żeby do 2020 roku zredukować emisje gazów cieplarnianych o 20 proc., osiągnąć 20-proc. udział energii ze źródeł odnawialnych w finalnym zużyciu energii oraz poprawić o 20 proc. efektywność energetyczną.
Te ogólne cele zostały przełożone na konkretne zadania dla poszczególnych państw. W przypadku energetyki odnawialnej Polska ma osiągnąć za nieco ponad dekadę 15-proc. udział czystej energii w jej finalnym zużyciu. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o energię elektryczną, lecz także o ciepło czy chłód. W ocenie ekspertów, żeby osiągnięcie tego 15-proc. wskaźnika było możliwe, to udział energii ze źródeł odnawialnych w produkcji prądu powinien być wyższy i wynosić około 18–20 proc.

Biomasa i biogaz to za mało

Dla porównania – w ubiegłym roku ze źródeł odnawialnych pochodziło tylko około 7,2 proc. energii. Energia elektryczna wyprodukowana z odnawialnych źródeł stanowiła około 4–5 proc. produkcji prądu. Farmy wiatrowe wytworzyły tylko około 0,5 proc. całej produkcji prądu w Polsce. Dystans, jaki mamy do pokonania jako kraj, jest więc olbrzymi. Bez rozwoju energetyki wiatrowej Polska nie wywiąże się z wziętych na siebie zobowiązań.
Reklama
– Nie ma takiej możliwości, żeby tylko z biomasy i biogazu wytworzyć ilości energii umożliwiające osiągnięcie do 2020 roku 15-proc. udział energii ze źródeł odnawialnych w łącznym jej zużyciu – mówi Maciej Stryjecki, właściciel firmy doradczej SKonsulting.
Z założeń polityki energetycznej Polski do 2030 roku wynika, że aby spełnić cele pakietu klimatyczno-energetycznego w 2020 roku w Polsce powinny pracować wiatraki o mocy około 6000 MW. Pod koniec czerwca 2009 r. łączna moc wybudowanych już wiatraków wynosiła zaledwie 520 MW. Wybudować trzeba dalsze o mocy prawie 10-krotnie większej.
Inwestycje w odnawialne źródła energii są nieopłacalne bez wsparcia ze strony państwa. Unia Europejska już w 2001 roku przyjęła dyrektywę o wspieraniu produkcji energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii. Po wejściu do UE w 2004 roku Polska też zaczęła tworzyć taki system. Działa on dzisiaj pod potoczną nazwą systemu tzw. zielonych certyfikatów. Polega on na ustalaniu przez Ministerstwo Gospodarki dla sprzedawców prądu obowiązku sprzedaży energii z odnawialnych źródeł. W tym roku wynosi on 8,7 proc. sprzedaży prądu odbiorcom końcowym.

Roczne rozliczenia

Sprzedawca co roku musi się rozliczyć z tego obowiązku przed Urzędem Regulacji Energetyki. Poświadczeniem jego wykonania jest przedstawienie regulatorowi do umorzenia właśnie tzw. zielonych certyfikatów. Certyfikaty wydaje regulator producentom prądu. Sprzedawcy, chcąc je uzyskać, muszą je odkupić od producentów. W efekcie producent prądu z odnawialnych źródeł energii uzyskuje przychody na dwa sposoby: ze sprzedaży prądu i właśnie ze sprzedaży zielonych certyfikatów.
Ceny certyfikatów wyznacza dotychczas tzw. opłata zastępcza, której wysokość określa Urząd Regulacji Energetyki. Płaci ją sprzedawca prądu, jeśli nie jest w stanie udowodnić posiadanymi zielonymi certyfikatami, że w danym roku sprzedał odbiorcom końcowym taką ilość energii z odnawialnych źródeł, jaka wynika z przepisów prawa.
Ponieważ sprzedawca może wybrać – albo kupować certyfikaty, albo płacić opłatę zastępczą, ceny certyfikatów zwykle kształtowały się lekko poniżej opłaty zastępczej. Przez ostatnie lata system był stabilny, a generowane przez niego przychody na tyle wysokie, że inwestycje w produkcję energii z wiatru były opłacalne. Z naszych zobowiązań wobec UE wynika, że konieczna będzie budowa wielu dalszych farm wiatrowych.
System obrotu zielonymi certyfikatami powinien więc nadal zachęcać do ich budowy. Są tymczasem obawy o jego funkcjonowanie w związku z projektowaną nowelizacją prawa energetycznego. Ministerstwo Gospodarki chce bowiem, żeby zielonymi certyfikatami objąć także biogaz sprzedawany do sieci gazowniczych. Producentom biogazu też miałyby przysługiwać zielone certyfikaty.

Cena zielonych certyfikatów

Energetyka obawia się, że w przypadku silnego rozwoju produkcji biogazu i utrzymania na dotychczasowym poziomie obowiązkowych ilości sprzedaży prądu ze źródeł odnawialnych może nastąpić nadmiar podaży zielonych certyfikatów. Grozi to spadkiem ich ceny. Dlatego wielu inwestorów planujących budowę nowych farm wiatrowych zastanawia się nad opłacalnością swoich inwestycji. – Tego akurat bym się nie obawiał. Rozwój biogazowni też trzeba wspierać. Być może nawet metodami zaproponowanymi przez Ministerstwo Gospodarki – uważa Maciej Stryjecki.
6 tys. MW. Wiatraki o takiej mocy powinny pracować w Polsce w 2020 roku