Bazary, na których odzież kupuje ponad 20 proc. Polaków, tracą monopol na niskie ceny. Dyskontowe sieci z odzieżą rozrastają się.
– Do końca roku chcemy otworzyć jeszcze 10 sklepów pod marką Textil Market, a w 2010 roku kolejnych 40. Obecnie nasza sieć liczy 150 obiektów – mówi Piotr Kulawiński, prezes spółki Redan. – Widzimy w Polsce miejsce dla 500–600 sklepów pod naszym logo. Rynkiem dziewiczym są miasta liczące 10–12 tys. mieszkańców – dodaje Piotr Kulawiński. A pieniądze na inwestycje Redan ma. Przed wakacjami nowymi udziałowcami tej giełdowej spółki zostali Sylwester i Dorota Cacek, którzy dofinansowali spółkę 15 mln zł, co dało im pakiet 22 proc. akcji.
Kolejne placówki ma w planach także inna ogólnopolska sieć – Pepco – która docelowo chce mieć 500 sklepów. – Co miesiąc otwieramy trzy, cztery nowe placówki. Obecnie w skład naszej sieci wchodzą 164 sklepy – mówi pracownik z działu rozwoju Pepco. Szans na tym rynku upatrują także lokalni gracze. Jednym z nich jest sieć Super Niskie Ceny, rozwijająca się głównie na terenie Małopolski, Podkarpacia i Górnego Śląska.
– W tym miesiącu otworzymy 45 sklep. W Rzeszowie. W planach są kolejne – mówi Anna Tabak, z krakowskiej spółki SNC. Potencjał dostrzegają także eksperci, według których ten rynek wciąż jest niezagospodarowany. W tym roku, zniknął jeden z większych graczy, firma Semax, która w marcu ogłosiła upadłość. To ułatwia sieciom osiąganie wyższych obrotów.
– Notujemy w tym roku ponad 10-proc. wzrost sprzedaży – mówi Anna Tabak. Jeszcze lepiej radzi sobie Textil Market. W I półroczu sprzedaż w sieci wzrosła o 20 proc. do poziomu 63,5 mln zł, a zysk na sprzedaży zwiększył się o 69 proc., do 3,4 mln zł. Na ich korzyść działa kryzys, który napędza klientów. Ale nie tylko. O ile w tradycyjnych sklepach odzieżowych marże spadły o 15-30 proc., o tyle w dyskontach utrzymały się na poziomie 30–35 proc. Jest to rynek, na którym zachodnie marki dopiero raczkują. Coraz więcej z nich jednak przygląda się naszemu rynkowi. Jedną z takich sieci jest niemiecka KIK, która już raz zamierzała na nim zaistnieć. W zeszłym roku odważyła się natomiast wejść niemiecka Takko Fashion, która ma już ponad 20 marketów. A chce mieć około 200.
Reklama
– Powolne wchodzenie nowych graczy, wynika z tego, że działanie na tym rynku nie jest łatwe. Trzeba dysponować dużą skalą, przynajmniej 50–60 sklepów, by sieć była dochodowa. Oznacza to, że przez pierwsze dwa, trzy lata należy liczyć się z dokładaniem do biznesu – wyjaśnia Piotr Kulawiński.
1 tys. sklepów działa na dyskontowym rynku odzieżowym