Jesteśmy lepiej przygotowani do sprzedaży samochodów z poprzedniego rocznika. Zaopatrzyliśmy się w dużą partię aut z roku produkcji 2009. Liczymy na sukces wyprzedaży i pozycję lidera w styczniu 2010 r. - mówi Witold Nowicki, dyrektor handlowy Toyota Motor Poland w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną.

Sprzedaż Toyoty w tym roku dramatycznie spada. Co się stało?

Cały rynek odnotowuje duży spadek. Jednak zwracam uwagę na wyraźną dysproporcję między liczbą samochodów rejestrowanych i faktycznie raportowanych przez importerów jako sprzedane. W przeciwieństwie do lat minionych, w których sprzedaż niemal pokrywała się z rejestracjami, w tym roku mamy do czynienia nie tylko z zauważalną różnicą między rejestracjami i raportowaną sprzedażą, ale też niejasnościami dotyczącymi samych rejestracji. Z danych CEPiK wynika, że dealer jednego z importerów nagle zarejestrował na siebie 700 samochodów. Dziwne, nieprawdaż? Ale z tego wniosek, że być może mamy do czynienia z tzw. jednodniową rejestracją. A to oznacza, że potem samochody prawdopodobnie wyjechały z Polski. Dlatego na pytanie o dzisiejszy obraz polskiego rynku mogę mówić jedynie o tym, co dzieje się w Toyocie, w której obrazu sprzedaży nie zakłóca zjawisko reeksportu.
Nie bardzo rozumiem, co złego widzi pan w reeksporcie?
Reklama
Oczywiście wszyscy eksportujemy samochody, bo w naturalny sposób do każdego salonu w Polsce może przyjść np. obywatel Niemiec i najzwyczajniej kupić samochód. Jednak problem w tym, że w wielu przypadkach w naszym kraju robi się to na skalę przemysłową i sprzedaje samochody pośrednikom. To wbrew zapisom umów dealerskich, zgodnie z którymi dealerzy mogą sprzedawać samochody tylko ostatecznym nabywcom.
To prawda, ale przecież Toyota również eksportuje samochody.
Ale my nie robimy tego na skalę przemysłową. Sprzedajemy auta obywatelom Unii, którzy przyjeżdżają do Polski na zakupy. A wiemy, że przyjeżdżają, gdyż w naszym kraju auta są teraz najtańsze w całej Europie.
Stawia pan zarzuty innym dealerom, ale czy po prostu nie chodzi o to, by w ten sposób wytłumaczyć własne niepowodzenia?
O jakich niepowodzeniach mówimy? Od lutego notujemy tylko incydentalne spadki. Na naszych tegorocznych wynikach zaważył styczeń, w którym sprzedaliśmy o połowę mniej samochodów niż rok wcześniej. Dlaczego tak się stało? Nie mieliśmy samochodów z poprzedniego roku produkcji, bo wynikające z korzystnego dla Polski przelicznika walutowego ceny spotkały się z wysokim zainteresowaniem ze strony klientów. A w Polsce mamy taką sytuację, że klienci indywidualni kupują najwięcej samochodów właśnie w styczniu i w lutym. Polak już wie, że w tych miesiącach znajdzie w salonach najlepsze okazje cenowe. Tak ostry spadek w styczniu zaważył na obecnym – jeżeli chodzi o rejestracje – 10-proc. spadku wobec zeszłego roku.
Ma pan jakiś plan, żeby nie powtórzyć tegorocznej wpadki?
Jesteśmy lepiej przygotowani do sprzedaży samochodów z poprzedniego rocznika. Zaopatrzyliśmy się w dużą partię aut z roku produkcji 2009. Liczymy na sukces wyprzedaży i pozycję lidera w styczniu 2010.
Jednym słowem, Toyota stawia teraz na wyprzedaże?
Z naszych analiz wynika, że z największą sprzedażą w naszym kraju mamy do czynienia w I kwartale każdego roku. W tym czasie 70–80 proc. sprzedaży to są stare roczniki. Jeżeli ktoś nie ma starego roku produkcji, tak jak my w tym roku, to wypada z gry.



Jak duże zapasy będzie mieć Toyota w tym roku?
Udało się nam zwiększyć liczbę samochodów oraz asortyment wersji modelowych na starcie oferty wyprzedażowej 2009. Zdaję sobie jednak sprawę, że wraz z upływem dni i zmniejszaniem się liczby dostępnych w promocji aut oferta ta może być coraz bardziej ograniczona.
Jakie scenariusze na 2010 rok dla siebie i dla rynku zakłada Toyota?
To nie jest pytanie do mnie. To, jak rynek będzie wyglądał w przyszłym roku, zależy tylko i wyłącznie od Ministerstwa Finansów.
Dlaczego? Czy chodzi panu o perspektywy tzw. aut z kratką?
Nie tylko. Mam wrażenie, że ciężar gatunkowy kratki jest trochę przeceniany. Kratka jest dla klientów firmowych, a ci kupują samochody tak naprawdę niezależnie od tego, czy jest w nich kratka, czy jej tam nie ma. Najzwyczajniej w świecie firmy potrzebują samochodów. A ja, mówiąc o Ministerstwie Finansów, mam na myśli klientów indywidualnych. Polska – obok Czech i Węgier – jest krajem, w którym nie ma żadnych zachęt proekologicznych do kupowania nowych samochodów. Nawet nie marzę o dopłatach ekologicznych, takich jak w Niemczech, ale o podatku, który jest związany z ekologią, jak najbardziej tak. Zwłaszcza w kontekście przyszłorocznych premier dwóch hybrydowych toyot: zupełnie nowej, trzeciej już generacji priusa oraz hybrydowej wersji popularnego aurisa. Jak widać, Toyota nie zasypia gruszek w popiele i, zgodnie z obietnicą, stawia na proekologiczne technologie.
W tym roku pojawiła się już taka inicjatywa, ale przepadła. Dlaczego?
Bo jest ona politycznie niepoprawna.
Z wstępnych założeń wynikało, że za najstarszy samochód trzeba by zapłacić 3 tys. zł rocznego podatku. Chyba nie chodzi o poprawność polityczną, ale o realizm.
Z tymi 3 tysiącami to chyba były plotki. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, żeby taka propozycja mogła zostać zaakceptowana. Uważam jednak, że nawet symboliczna opłata spowodowałaby, że ludzie, mając do wyboru zakup dziesięcioletniego bmw czy rocznego vw polo, woleliby jeździć właśnie polo.
A pan wybrałby roczne polo?
Jeżeli nie miałby żadnej zachęty, to nie. Ale każdy Niemiec dziś wybiera właśnie roczne polo, korzystając z fiskalnych przywilejów. Na tym, by ludzie kupowali nowe samochody, powinno zależeć każdemu rządowi. Każdemu rządowi, dla którego ważne jest bezpieczeństwo na drodze, poziom emisji spalin czy mniejsze korki na drodze.
Witold Nowicki
dyrektor handlowy Toyota Motor Poland