Opłata recyklingowa w kwocie 500 zł jest pobierana przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej od 2006 roku. Do jej zapłacenia zmuszony jest każdy kierowca, który sprowadza samochód do naszego kraju. Do końca października 2009 r. wjechało do naszego kraju ponad 3,5 mln aut, co daje w sumie kwotę 1,7 mld zł.

Rząd negocjuje z Brukselą

Jednak niewykluczone, że te pieniądze rząd będzie musiał zwrócić, a koszty tego poniesie budżet. Polsce grożą poważne sankcje, gdyż Komisja Europejska uznała, że opłata jest niezgodna z Dyrektywą nr 2000/53 WE w sprawie pojazdów wycofywanych z eksploatacji. W myśl unijnych przepisów o demontaż pojazdów wycofywanych z eksploatacji powinni zadbać producenci lub importerzy nowych aut, czyli podmioty, które wprowadzają pojazdy na rynek.
Tymczasem zgodnie z polską ustawą z 20 stycznia 2005 r. o recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji akurat te firmy nie muszą płacić. Polskie przepisy obligują bowiem do zapłacenia 500 zł tylko tych, którzy sprowadzają do naszego kraju mniej niż tysiąc samochodów w ciągu roku. – Kwestia prawidłowego wdrożenia tych przepisów jest przedmiotem rozmów z polskimi władzami – ujawnia anonimowo Dziennikowi Gazecie Prawnej przedstawiciel Komisji Europejskiej.
Reklama
Witold Maziarz, rzecznik prasowy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, przyznaje, że rozmowy są w toku, ale w sprawie szczegółów odsyła do Ministerstwa Środowiska nadzorującego działalność funduszu. Urząd nabiera wody w usta, ale nieoficjalnie wiadomo, że chce on uniknąć podobnych sankcji, jakie spotkały Ministerstwo Finansów w związku z podatkiem akcyzowym naliczanym od importowanych samochodów. Tę sprawę Polska przegrała przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości w grudniu 2008 r. Resort proponuje Komisji wyrzucenie z polskiego prawodawstwa opłaty recyklingowej od samochodów.



Tylko 90 mln zł dla złomowisk

Jednak stawiamy warunek: prawo do zachowania zebranej do tej pory kwoty. Ale także Komisja Europejska stawia warunek: pieniądze w ciągu najbliższych kilku lat muszą trafić do przedsiębiorców, którzy parają się demontażem samochodów. Na razie z tym nie jest najlepiej. Jak wyliczyło Stowarzyszenie Forum Recyklingu Samochodów, od początku działania systemu do stacji demontażu trafiło tylko 90 mln zł. Tymczasem z zebranych od kierowców pieniędzy np. miliard złotych trafił do gmin, które z tych pieniędzy finansują inwestycje w gospodarkę wodno-ściekową. Narodowy Fundusz zapewnia, że nie oddał tych środków, lecz udzielił gminom tylko pożyczki na tego typu inwestycję. Sęk w tym, że jest to pożyczka na 15 lat, i to oprocentowana na 1 proc. rocznie.
Dlaczego pieniędzy nie wydano na recykling samochodów? Adam Małyszko, prezes Stowarzyszenia Forum Recyklingu Samochodów, uważa, że nie stało się tak przez wydane 31 maja 2006 r. rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie szczegółowych warunków przeznaczania wpływów pochodzących z opłat w zakresie recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji. W rozporządzeniu dopłaty do demontażu zaliczone zostały do pomocy publicznej o charakterze de minimis, co oznacza, że kwota wypłacana w ramach dopłat do demontażu nie może przekroczyć 200 tys. euro w ciągu trzech lat.
Rząd uzasadniał takie rozwiązanie faktem, że dopłaty do demontażu pochodzą wprawdzie z wpłat wprowadzających, lecz wypłacane są przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a Fundusz znajduje się w strukturze podmiotów dysponujących środkami publicznymi. W efekcie środki, chociaż gromadzone są na wyodrębnionym rachunku Narodowego Funduszu, stanowią przychód Narodowego Funduszu i wydatkowane są już jako środki publiczne. – Zakwalifikowanie dopłat do demontażu do pomocy publicznej de minimis wypaczyło system, w którym kwota dopłat powinna być uzależniona od liczby przetworzonych pojazdów. Tymczasem po przekroczeniu 500 sztuk przetworzonych pojazdów w ciągu roku przedsiębiorca pozbawiony zostaje dopłat do kolejnych przetwarzanych pojazdów – mówi Adam Małyszko.
ikona lupy />
Krajowy rynek motoryzacyjny / DGP