Skąd nazwa "biskupi"? Od fioletowego koloru słoneczek, które dostają od kupujących najbardziej aktywni i najlepiej oceniani sprzedawcy. Ich regularnie aktualizowany ranking można znaleźć pod adresem Biskupi.pl. Sprzedawcy, którzy zajmują w nim najwyższe miejsca, mają po sto kilkadziesiąt tysięcy pozytywnych ocen, co oznacza, że na aukcjach sprzedali co najmniej tyle przedmiotów.

>>> Czyta też: Allegro obrotami z handlu dorównało hipermarketom

Jak z 30 tys. zrobić 300 mln?

Pierwszym sprzedanym na Allegro przedmiotem była kamera internetowa za 320 złotych. Nie miała zbyt dużej konkurencji, bo na aukcji wystawiono wtedy zaledwie kilkaset rzeczy. Dziś tylko takich kamer sprzedaje się codziennie kilkaset, a obroty wyniosą w tym roku 6,5 mld zł, czyli o 1,3 mld zł więcej niż przed rokiem.

Reklama

>>> Czytaj też: Tylko 2 proc. e-sklepów jest naprawdę bezpiecznych

Takiego rozwoju wydarzeń nie przewidywał nawet twórca portalu. Uruchomione tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1999 roku w małej piwnicy bez okien we Wrocławiu Allegro miało być pchlim targiem dla zapaleńców i hobbystów. Informacja o nowym serwisie aukcyjnym trafiała do przyszłych użytkowników pocztą pantoflową. – Ludzi przyciągało to, że na Allegro można było znaleźć niedrogo wszystko: stare monety, komiksy, perfumy, kosmetyki, zabawki dla dzieci, nawet opony zimowe – tłumaczy socjolog internetu profesor Kazimierz Krzysztofek. Dziś na portalu wystawiane są także mieszkania, samochody, łodzie, a czasem zdarza się nawet mniejszy samolot. Na Allegro zarejestrowano do tej pory 10 mln kont, choć realnych użytkowników jest trochę mniej – 7 – 8 mln.

>>> Czytaj też: Zakupy w sieci nie zawsze są bezpieczne i tanie

Ojcem tego sukcesu jest Holender Arjan Bakker, który przyjechał do Polski pod koniec lat 90., bo przegrał zakład, którego stawką był właśnie wyjazd do naszego kraju. To on wpadł na pomysł stworzenia polskiej wersji amerykańskiego serwisu aukcyjnego eBay. Legenda głosi, że gdy szukał kogoś, kto pomógłby mu w tym projekcie, do komputerów jego firmy włamał się haker, który pokonał zabezpieczenia i zostawił informację, jak zmienić system ochrony, aby włamania już się nie zdarzały. Po dwóch miesiącach poszukiwań Bakker namierzył hakera i zaproponował mu pracę. Wtedy w nowy projekt zainwestował 30 tys. zł. Dziś specjaliści nieoficjalnie wyceniają wartość Allegro na 300 – 400 mln zł.

Łódź za złotówkę

Początkowo nie wszyscy rozumieli, że handel wirtualny jest tak samo rzeczywisty jak realny, więc umów trzeba dotrzymywać. Najsłynniejszy był spór pana Sławomira z Gdańska, który w lutym 2001 r. kupił dwuletniego seata alhambrę – siedmioosobowe auto z alufelgami, napędem na cztery koła, klimatyzacją, ABS i poduszkami – za... 1 zł. Skorzystał z opcji "kup teraz", czyli bez licytacji, za cenę wskazaną przez sprzedawcę. Wkrótce okazało się, że sprzedawca "Kościelny30", który był kolegą właściciela samochodu, nie zrozumiał zasad rządzących portalem. Właściciel ani myślał wydać samochodu. Uratowało go to, że "Kościelny30" nie miał jego pełnomocnictwa na sprzedaż samochodu.

>>> Czytaj też: Allegro wprowadzi specjalne konta dla firm

Równie głośna była licytacja, podczas której mieszkanka Żagania kupiła za złotówkę łódkę wartą 40 tys. zł. Sprzedawca nie wystawił ceny minimalnej, a kiedy się zreflektował, zakończył szybko aukcję, podpisując tym samym umowę sprzedaży z osobą, która dała najwyższą ofertę. Pozew trafił do sądu, ale obyło się bez procesu, bo strony doszły w końcu do porozumienia i zawarły ugodę.

Użytkownicy szybko nauczyli się, że na Allegro obowiązują dwie niepodważalne zasady: wylicytowane znaczy kupione, a przed fiskusem nie da się uciec. – Skarbówka się wycwaniła i szczegółowo sprawdza allegrowiczów – zapewnia 33-letni Janusz.

>>> Czytaj też: Święty Mikołaj coraz częściej robi zakupy w internecie

Janusz handluje na Allegro od grudnia 2002 roku. – Zaczęło się od nieudanych bożonarodzeniowych prezentów. Za 35 zł sprzedałem paskudny krawat. Potem jeszcze grę, którą już miałem, i monitor komputera. Wszystko poszło szybko i sprawnie, więc przez kilka miesięcy pozbywałem się podręczników ze studiów, filmów na kasetach VHS i kosmetyków, które moja dziewczyna przynosiła z pracy – wspomina Janusz. Pracował wtedy jako informatyk, a pieniądze z Allegro były tylko dodatkiem do pensji, czasem dość pokaźnym. – Pamiętam jak tuż przed Bożym Narodzeniem 2003 roku sprzedałem płaski monitor do komputera za 1,2 tys. zł, który sprowadziłem z Chin za jakieś 250 zł. Starczyło mi na prezenty dla rodziny i przyjaciół, zresztą też kupione na Allegro – wspomina. Wszystko zmieniło się na początku 2004 r. Kolega z pracy otwierał sklep ze sprzętem fotograficznym i komputerowym, Janusz pomyślał, że warto byłoby sprzedawać go również na Allegro i eBayu. Dziś kieruje firmą zatrudniającą 6 osób, której obrót w tym roku wyniósł blisko 5 mln zł. – Czuję się trochę jak ci Polacy, którzy w latach 80. jeździli do Bułgarii, NRD czy Węgier, przywozili stamtąd swetry, salami i wystawiali je na bazarkach. Potem na początku lat 90. sprzedawali kasety z disco polo ze szczęk pod Pałacem Kultury, aż wreszcie uzbierali na porządny sklep – śmieje się.

Więcej: Cudowny świat Allegro