Dwóch szwajcarskich ekonomistów, Philippe Masset i Jean-Philippe Weisskopf, sprawdziło, czy inwestycja w wino była opłacalna w okresie od 1996 do 2009 roku. Zbudowany przez nich indeks przewyższył w badanym czasie wyniki wskaźnika Russell 3000, który mierzy zachowanie walorów największych amerykańskich spółek.

Masset i Weisskopf utworzyli benchamark, opierając się na cenach ze 144 aukcji o łącznej wartości 237 milionów dolarów. Ekonomiści doszli do wniosku, że posiadania win, zwłaszcza tych droższych i bardziej prestiżowych, zmniejsza poziom ryzyka w inwestycyjnym portfolio. Sprawdza się to zwłaszcza podczas giełdowej bessy. Wyniki badan pokazują także, że im droższe wino, tym większa stopa zwrotu. Od 1996 roku cena butelki tego trunku, która pierwotnie kosztowała co najmniej 200 dol., wzrosła średnio cztery razy. Wina poniżej 100 dol. zwiększyły swoją wartość o 120 proc.

Wino nie jest jednak inwestycją dla każdego. Trzeba wiedzieć, jak je przechowywać i mieć sporą cierpliwość. Zakorkowane butelki z winnym trunkiem nie przynoszą dywidendy ani odsetek. Ich wartość zależy od tego, ile w przyszłości ktoś będzie chciał za nie zapłacić. „To spekulacja, kiedy kupujesz wino lub dzieła sztuki. To nie inwestycja” - komentuje Glenn Tongue z nowojorskiej firmy T2 Partners LLC. Ostatnie wyniki indeksu Liv-ex 100, zbudowanego dla 100 najbardziej poszukiwanych win dostępnych w obrocie wtórnym, pokazują, że może jednak warto zaryzykować. Wskaźnik zyskał 11,7 proc. w pierwszym kwartale tego roku.

Jak mówi Peter Boockvar z firmy Miller Tabak & Co. w Nowym Jorku, w ciągu ostatniej dekady wzrosło zainteresowanie inwestycjami alternatywnymi, takimi jak wino. Inwestorzy szukają ochrony przed inflacją w aktywach mniej tradycyjnych od akcji, obligacji czy złota. Z danych Birinyi Associates wynika, że w latach 1994- 2008 największe zyski dały inwestycje w sztukę nowoczesną.

Reklama