1 maja ostatnie kraje „starej Unii” otworzą swój rynek pracy dla nowych członków. W czarnym scenariuszu może to oznaczać, że za kilka-kilkanaście lat w Polsce zabraknie rąk do pracy.

Przyjrzyjmy się bliżej losowi świeżo upieczonego absolwenta studiów w Podkarpackim czy Podlaskim.

W województwie Podkarpackim średnia pensja wynosi 2767,34 zł (GUS, luty 2011), natomiast w Podlaskim to 2795,09 zł. Realnie na rękę daje to kwotę w wysokości około 2 tys. zł. Nowy pracownik dostanie prawdopodobnie kilkaset zł mniej, ponieważ jest tuż po studiach i nie ma doświadczenia.

Oczywiście samo znalezienie pracy jest już nie lada osiągnięciem, ponieważ stopa bezrobocia jest dość wysoka: na Podlasiu wynosi ono 14,3 proc., a na Podkarpaciu aż 16,7 proc. (luty 2011). Zasadą jest, że sytuacja w mniejszych miejscowościach i na wsiach jest znacznie gorsza od średniej.

>>> Polecamy: Najbiedniejsze regiony Polski jeszcze długo pozostaną biedne

Reklama

Co w takiej sytuacji ma zrobić w/w absolwent? Może dojeżdżać do pracy do jednego z lepiej rozwiniętych polskich miast. Ale biorąc pod uwagę czasy przejazdów pociągów PKP, znacznie łatwiej (i często taniej!) jest polecieć na przykład do Berlina czy Frankfurtu, gdzie brakuje rąk do pracy w wielu branżach.

Ostatnio Niemcy ustalili nawet płacę minimalną w obawie o to, że emigranci zarobkowi z Europy Wschodniej "popsują" rynek pracy: w regionach zachodnich wyniesie ona 7,79 euro za godzinę, a we wschodnich 6,89 euro. Za miesiąc to odpowiednio 1250 oraz 1100 euro.

>>> Sprawdź, ile wynosi pensja minimalna w krajach Unii Europejskiej

Rosnąca liczba lotnisk i duża aktywność tanich przewoźników sprawiają, że częste podróże między Polską a Niemcami nie stanowią problemu. Jeśli więc odejmiemy od minimalnej pensji w Niemczech koszty cotygodniowych przylotów do kraju to i tak nasze zarobki będą dwukrotnie wyższe od tego, co zarobilibyśmy w Polsce Wschodniej. A przecież młody i perspektywiczny absolwent prawdopodobnie dostanie pensję wyższą od minimalnej, być może także darmowy kurs języka, jeśli jest otwarty na naukę.

W Polsce buduje się dziś drogi, lotniska, orliki. Ale nie należy zapominać, że ten awans infrastrukturalny zawdzięczamy pieniądzom z Unii Europejskiej, które kiedyś się wyczerpią. Inwestycje w innowacje idą jak po grudzie, a przemysł rozwija się tylko w regionach bogatszych.

>>> Czytaj też: PAIiIZ: Aż 83 proc. firm nie chce inwestować w regionie Polski Wschodniej

Co więc może zatrzymać 25,30-latka w Polsce? Mogą to być tylko głębokie reformy systemu, dzięki którym zobaczy, że jego praca nie idzie na marne i być może na starość będzie miał godną emeryturę, służbę zdrowia, której można zaufać oraz drogi, którymi może wyjechać na wakacje kupione za własne pieniądze.

Rząd powinien skupić się na przyciąganiu inwestycji do naszego kraju oraz zachęcać społeczeństwo do aktywności i innowacji. Taśmę montażową samochodów Fiata i komputerów Della w każdej chwili można przenieść tam, gdzie jest taniej lub gdzie jest silniejsze zaplecze polityczne (tak było w przypadku Fiata Pandy). Ale kapitału ludzkiego, nowoczesnego know-how i unikatowych wynalazków nie da się tak łatwo przemieścić.

>>> Czytaj więcej: Inwestorzy przenoszą się nad Wisłę. Ale mogą uciec na Wschód

Najważniejsze według mnie zadanie dla rządzących obecnie oraz dla tych, którzy wygrają wybory za pół roku, można streścić w jednym zdaniu: poprzez inwestycje w innowacje zatrzymać drenaż mózgów i pokazać młodym Polakom, że mogą tworzyć przyszłość w swoim kraju, nie obawiając się przy tym o bariery urzędnicze i bezpieczeństwo socjalne.

Głęboko i może trochę naiwnie wierzę, że kiedyś znajdą się tacy politycy.