Azja ma drogi prąd, ale nisko opłacaną siłę roboczą, USA odwrotnie. Europa słono płaci za jedno i drugie.

– Ważne jest wykorzystanie własnych źródeł energii. Gospodarka potrzebuje jak najniższej ceny energii, a dzisiejsza polityka klimatyczna tego nie gwarantuje – mówił Paweł Olechnowicz, prezes Grupy Lotos, który moderował wczorajszy panel pt. „Rola energii w konkurencyjnej Europie” na Europejskim Kongresie Gospodarczym.

– Europa musi wrócić na drogę wzrostu. Ta misja nie uda się bez taniej energii – twierdził w trakcie dyskusji Heiko Ammermann, partner w firmie doradczej Roland Berger. Podkreślał, że proponowana przez Komisję Europejską polityka w sektorze energii, która nie uwzględnia różnic w rozwoju gospodarczym poszczególnych krajów i ich specyfiki w sektorze energii, jest szkodliwa dla Europy Środkowej.

– Jedynym jej zauważalnym efektem jest systematyczny wzrost cen energii. To w konsekwencji skutecznie hamuje rozwój państw, które weszły do UE po 2003 r. Dlatego tak ważne jest, aby kraje te wykorzystały wszelkie istniejące możliwości dywersyfikacji źródeł i sposobów wytwarzania energii – podkreślał.

Środkowoeuropejscy partnerzy

Reklama

Taki wniosek płynie także z raportu „What Energy, Price, Growth”, który Roland Berger przygotował na zlecenie CEEP – Central Europe Energy Partners. To pierwsza branżowa organizacja z naszego regionu skupiająca firmy z sektora energii i paliw, z siedzibą w Brukseli i biurem w Berlinie. W Polsce należą do niej m.in. Lotos, Energa i Jastrzębska Spółka Węglowa.

Autorzy opracowania zwracają też uwagę na to, że osiągnięcie wyznaczonych celów klimatycznych będzie dla gospodarek nowej UE poważnym wyzwaniem i obciążeniem. Argumentem za obniżaniem cen energii, które zachęca przemysł do inwestowania, jest także zdaniem Ammermanna łagodne przejście przez kryzys krajów mających rozbudowany sektor przemysłowy.

Niemcy lepiej radzą sobie w czasach spowolnienia od Brytyjczyków, którzy w większym stopniu opierają swoją gospodarkę na sektorze finansowym – udowadniał ekspert i podkreślał, że sytuacja mogłaby być lepsza, gdyby nie to, że Europa, importująca ponad 80 proc. paliw, przepłaca za gaz. – W ciągu ostatnich pięciu lat różnica w cenie, jaką płacą za gaz Niemcy i Amerykanie, podniosła się do 100 proc.

– Może więc pomysłem wartym rozważenia jest wspólne negocjowanie kontraktów gazowych z dostawcami zewnętrznymi. Bo dziś kupujemy drogi gaz, a negocjowanie w bloku państw Unii Europejskiej może tę cenę obniżyć – proponował Pavel Cyrani, wiceprezes CEZ.

Friedbert Pflueger z Europejskiego Centrum Bezpieczeństwa, Energii i Surowców podkreślał wyjątkowo niekorzystną sytuację pod względem kosztów energii w Europie w porównaniu z innymi wielkimi gospodarkami. – W Azji energia jest droga, ale koszty pracy są niskie. W USA raczej wysokie koszty pracy rekompensowane są przez bardzo niskie ceny energii zbite do minimum przez rewolucję łupkową. Tymczasem w Europie jedno i drugie jest drogie – podkreślał Pflueger.

Ekspert przypominał, że niskie ceny energii w USA wywołały renesans przemysłu przyciągający inwestycje np. w energochłonnym sektorze chemicznym. – Zmiany klimatu widoczne są gołym okiem i nie możemy zrezygnować z polityki klimatycznej. Zadaniem na dziś jest znalezienie lepszej równowagi pomiędzy ochroną środowiska i konkurencyjnością – mówił Pflueger.

Wykorzystać węgiel

Uczestnicy panelu zgodnie podkreślali, że szansą na zachowanie niezależności paliwowej dla Polski jest rozwinięcie technologii umożliwiających wykorzystanie węgla w energetyce. Na razie jednak wychwytywanie i składowanie CO2 (Carbon Capture and Storage – CCS) nie zostało wprowadzone do komercyjnego wykorzystania. Powody są dwa: wysokie koszty i drażliwy społecznie problem składowania CO2 pod ziemią.

Analizy PGE i Tauronu, dwóch największych graczy na rynku energii, pokazują, że opłacalność CCS jest możliwa jedynie przy cenie uprawnień do emisji CO2 powyżej 40–50 euro. Dzisiaj za wypuszczenie tony dwutlenku węgla do atmosfery przemysł i energetyka płacą zaledwie 3–4 euro. Problemem jest także negatywny wpływ CCS na sprawność elektrowni. Powód – instalacja potrzebuje dużo prądu.

Zdaniem byłego premiera i byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka wysokie koszty innowacyjnych technologii nie powinny zniechęcać do ich rozwijania.

– Musimy spróbować. Dopóki tego nie zrobimy, nie przekonamy się, że możliwe jest zastosowanie jej na komercyjnych zasadach – mówił polityk i przypomniał, że jeszcze w latach 90. odsiarczanie spalin było znaczącym składnikiem kosztów wytwarzania energii, a dziś spadły one do poziomu ok. 8 proc. – I nikt nie mówi, że to dużo. Dlatego za wszelką cenę musimy sprawdzić, czy CCS albo inna technologia pozwalająca wykorzystywać paliwa kopalne jest opłacalna – mówił Buzek, podkreślając, że to zadanie w dużej mierze dla Polski, która bez skrupułów blokuje kolejne próby podniesienia progów w celu obniżania emisji CO2.

– Nie możemy bez końca mówić „nie” i siedzieć z założonymi rękami. To do nas należy wyznaczanie nowych standardów w technologiach węglowych, co jest podstawą naszej mieszanki paliw i jeszcze długo nią pozostanie – wskazywał.

– CCS może dać Polsce, Niemcom i innym krajom wykorzystującym węgiel narzędzie do kontrolowania wpływu na środowisko i dalszą szansę na wykorzystanie paliw kopalnych – zgadzał się z Buzkiem Heiko Ammermann.

Henryk Majchrzak, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych, podkreślał, że system wymaga nowych inwestycji: – W ciągu najbliższych kilku lat ze względów środowiskowych zamknięte zostaną elektrownie o łącznej mocy 7 tys. MW. Czymś musimy te moce zastąpić i powinny to być jednostki konwencjonalne, czyli na węgiel lub gaz – mówił szef firmy zarządzającej liniami przesyłowymi.

Wojciech Graczyk z RWE Polska zwracał uwagę, że rynek energii jest coraz mniej konkurencyjny. – To wynika z różnych systemów wsparcia. W Niemczech w niektóre dni nawet połowa dziennego zużycia energii pochodzi już z zielonych elektrowni. W efekcie na tradycyjną energię z węgla i gazu zaczyna brakować miejsca. Na dodatek system wsparcia w każdym kraju jest inny – podkreślał Graczyk.

Zdaniem Dariusza Mioduskiego, prezesa Kulczyk Investments, sektor zielonej energetyki powinien być nadal rozwijany. – Wsparcie jest przewidziane przez konkretny okres. Kiedy on minie, wiatraki będą produkować energię bezkosztowo. Paradoksalnie i chyba trochę przypadkiem Europa w ciągu kilkunastu lat może mieć ceny energii na poziomie USA – twierdził Mioduski. Zżymał się przy tym na wsparcie dla europejskiego systemu bankowego. – To były ogromne kwoty, których dziś niegdzie nie widać. Gdyby tym pieniądzom pozwolono pracować w energetyce i zasilać inwestycje, efektem mogłyby być niskie ceny energii – dodawał.

Polityka do przemyślenia

Krzysztof Żmijewski, były szef PSE i zwolennik energetyki prosumenckiej, zwrócił uwagę na to, że Europa powinna przemyśleć swoją politykę klimatyczną i energetyczną. – Prawda jest taka, że Europa jest za mała, by narzucić światu swoje zdanie. Na pytanie, czy świat da sobie radę bez Europy, odpowiedź brzmi: tak. A czy Europa da sobie radę bez świata? Nie – analizował Żmijewski.

Podsumowując panel, Paweł Olechnowicz podkreślał konieczność rozwijania technologii niskoemisyjnych, takich jak CCS. – Polityka klimatyczna, w wyniku której rosną ceny energii, nie jest dobrą polityką dla gospodarki. Bo zamiast ograniczać skutki spowolnienia gospodarczego i zachęcać do inwestowania oraz zwiększania zatrudnienia, wpływa na przemysł negatywnie – dodał prezes Grupy Lotos.

>>> Czytaj też: Niemcy gospodarczo żyją na innym kontynencie