Ile razy można zmieniać ich zasady? Prawidłowa odpowiedź brzmi: nieskończenie wiele. Tylko od początku wieku robiono to kilkanaście razy i właśnie będą kolejne zmiany. Za kilka miesięcy usłyszymy, że coś tam nie zadziałało, czegoś nie dopatrzono i znów trzeba będzie poprawiać.

W końcu – czy my mamy poważniejsze problemy? Taka służba zdrowia. Musi być ok, skoro rząd rządzi szósty rok, a nic nie zmienia. Uniwersytety kształcą bezrobotnych jak kształciły, więc to też pewnie przemyślane. Dzieci się rodzą za granicą, to i musi być im tam dobrze. A jeśli nawet pociągi zwalniają, ale przecież kiedyś przyspieszą. Demografią nas nie dołuje, łupów szukamy, na Majdanie krzyczymy a w Europie jesteśmy. Wszystko działa, jak powinno.

Tylko te przeklęte egzaminy na prawo jazdy. Męczą, spać nie dają, zmuszają do ciągłego wysiłku. Ostatnia brakująca część układanki, by nasz kraj spłynął mlekiem i miodem. Premier, posłowie, ministrowie muszą znów pochylić się nad problemem, zgłębić sprawę, poszukać rozwiązania. Uchwalić kolejną ustawę, napisać jeszcze jedno rozporządzenie. Bo i co innego mieliby robić?