Sześciokrotność stopy lombardowej – tyle ma wynosić dopuszczalny poziom odsetek karnych za opóźnienie w spłacie pożyczki. Tyle też będą mogły wynieść dodatkowe opłaty związane z tym opóźnieniem – np. za wysłanie listów poleconych z wezwaniem do zapłaty. To pomysły Ministerstwa Finansów z założeń do ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym. Limity na opłaty za opóźnienia krytykują przedstawiciele pozabankowych firm pożyczkowych. Zwłaszcza tych, które udzielają małych pożyczek na krótkie okresy. To przede wszystkim w nie uderzy limit opłat. Dla przykładu: 24 proc. (bo tyle dziś wynosiłby górny pułap) od opóźnienia w spłacie 100 zł to 24 zł. A wysłanie jednego listu poleconego z wezwaniem – według analizy Łukasza Gębskiego, eksperta rynku finansowego ze Szkoły Głównej Handlowej – kosztuje realnie ok. 7 zł.

Katarzyna Małolepszy, menedżer w firmie Kredito24.pl, mówi, że wysokość opłat to nie jest widzimisię pożyczkodawców. Przypomina, że finansują oni pożyczki z własnych środków i nie zbierają depozytów. – Koszty kapitału dla firm pożyczkowych są znacznie wyższe niż w bankach, dlatego też koszty windykacyjne, a więc wysyłania monitów, obsługi wierzytelności, telefonów etc. muszą być siłą rzeczy dużo wyższe. W przeciwnym razie windykacja stanie się nieskuteczna – mówi.
Plany MF krytykuje też Jarosław Chęciński, dyrektor wykonawczy Profi Credit. Jego zdaniem to mocno ograniczy swobodę prowadzenia windykacji niespłacanych pożyczek. – Wejście w życie tego zapisu może stanowić kolejne, motywowane przez ministerstwo, ograniczenie działalności pozabankowej i powodować usunięcie z oferty produktów kierowanych do sektora klientów najbardziej ryzykownych – ocenia Chęciński.

>>> Banki ruszą z kredytową ofensywą. Jest szansa, że konsumpcja wzrośnie. Czytaj więcej tutaj.

Ale są i mniej kategoryczne oceny. Roman Jamiołkowski z firmy Provident – lidera rynku pożyczek pozabankowych – mówi, że część firm pożyczających pieniądze stosuje bardzo wysokie opłaty za wysyłanie wezwań, bo stanowią one istotną część ich dochodów.

Reklama

– Propozycje ministerstwa w naszej ocenie zmierzają w dobrym kierunku. Z rynku należy wyeliminować te patologie. Tego typu opłaty mają spełniać jedynie rolę motywującą klienta do terminowej spłaty, a nie być źródłem dochodu dla firmy pożyczkowej – ocenia. Ale jednocześnie dodaje, że warto byłoby zastanowić się nad rozróżnieniem limitu na odsetki karne oraz osobnego na administracyjne czynności windykacyjne.

Marcin Borowiecki, dyrektor zarządzający Wonga.com w Polsce, chwali MF za wprowadzenie limitu dla odsetek karnych. Ale objęcie nim również opłat nazywa „problematycznym”. – Wynika to z tego, że koszt czynności windykacyjnych, np. telefonu z upomnieniem, jest niezależny od kwoty niezwróconego kapitału. Powinno się raczej wprowadzić limit dla typowych czynności upominawczych i włączyć do rozmów na ten temat inne branże, gdzie takie opłaty są stosowane, czyli m.in. ubezpieczenia czy telekomunikację – mówi Borowiecki.

Wprowadzenie limitu na koszty windykacyjne uderzy także w banki, choć w dużo mniejszym stopniu niż w firmy pożyczkowe, udzielające drobnych chwilówek.

– Przepisy w brzmieniu proponowanym przez resort finansów na działalność banków wpłyną w mniejszym stopniu, gdyż instytucje te koncentrują się na udzielaniu wyższych kredytów, spłacanych w dłuższym okresie, przez co limity na koszty windykacji takich produktów będą wystarczające – uważa Łukasz Gębski z SGH.

Ograniczenie dla odsetek karnych i opłat to element szerszego planu MF walki z lichwą na rynku finansowym. Głównym orężem ma być wprowadzeniu limitu kosztów pozaodsetkowych kredytu, o czym już pisaliśmy na łamach DGP. Ma się ona składać z dwóch części. Pierwsza to próg 25 proc. wartości całej kwoty pożyczki. Druga to 30 proc. wartości tej pożyczki w ciągu jednego roku. Dodatkowe ograniczenie: suma kosztów przy zastosowaniu obu nie może przekroczyć 100 proc. wartości pożyczki w całym okresie kredytowania.

>>> Polecamy: Banki poszerzają ofertę o chwilówki i zawalczą o klienta z parabankami

Ale w projekcie założeń do ustawy o nadzorze na rynkiem finansów znalazły się również przepisy utrudniające rolowanie pożyczek. Chodzi o sytuacje, kiedy w krótkim odstępie czasu klient zaciąga w tej samej firmie pożyczkę ponownie. Resort chce, by koszty obu produktów mieściły się w jednym limicie zawsze, gdy odstęp między obiema pożyczkami będzie krótszy niż 120 dni.

– Chodzi nam tylko o takie sytuacje, gdy zadłużonemu klientowi proponuje się prolongowanie spłaty pożyczki na kolejny okres. Jeżeli klient spłaci dług i złoży wniosek o kolejny, nie będzie podlegał tej regulacji – mówi Agnieszka Wachnicka, zastępca dyrektora departamentu rozwoju rynku finansowego w resorcie finansów. Przepisy te mają wyeliminować przypadki, kiedy klient będzie zachęcany do hodowania długów. To na dłuższą metę może prowadzić do nadmiernego zadłużenia.

Zdaniem specjalistów tak sformułowane regulacje mogą być jednak problemem dla banków. – Przepisy w brzmieniu zaproponowanym przez MF skomplikują oferowanie niektórych produktów bankowych, szczególnie kart kredytowych. Klient korzystający z kredytu w karcie często nie spłaca go co miesiąc w całości, tylko pozostawia część zadłużenia, a w kolejnym okresie zwiększa je. W takiej sytuacji koszty obsługi karty będą musiały zmieścić się jednym limicie – uważa Łukasz Gębski.
Damian Ziąber, przedstawiciel Sygma Banku, największego wydawcy kart kredytowych w Polsce, uspokaja, że regulacje te nie uderzą w banki. – Poziom pozaodsetkowych opłat, towarzyszących obsłudze naszych kart, jest na tyle niski, że nie przekroczy projektowanego limitu – zapewnia. Dodaje jednak, że aby wyciągać wnioski, trzeba poczekać na ostateczny kształt ustawy. Sprawie bacznie przygląda się Związek Banków Polskich.

– Z naszych wstępnych analiz wynika, że projektowane regulacje mogą stwarzać zagrożenie dla biznesu kartowego. Dlatego przygotowujemy pismo do Ministerstwa Finansów, w którym będziemy prosić o zapis wyłączający karty kredytowe spod jurysdykcji tych przepisów – mówi Jerzy Bańka, wiceprezes ZBP.