Barack Obama może mówić, że wyszło na jego. Choć amerykański prezydent zamiast oszczędności wolał stymulowanie gospodarki, tegoroczny deficyt budżetowy USA będzie najniższy od początku kryzysu. To efekt wyższego niż zakładano wzrostu gospodarczego, który przekłada się na większe wpływy podatkowe i niższe wydatki na świadczenia społeczne.

Zaledwie nieco ponad pół roku temu pracownicy administracji federalnej byli na przymusowych urlopach, gdyż Kongresowi nie udało się przyjąć na czas budżetu, Demokraci i Republikanie spierali się o kolejne podniesienie maksymalnego poziomu długu, a Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzegał administrację Obamy, że jeśli nie podejmie działań na rzecz zmniejszenia deficytu, konsekwencje mogą być fatalne dla całego świata. Wprawdzie pewne cięcia w ramach kompromisu budżetowego udało się uzgodnić, ale i tak są one bardzo łagodne w porównaniu z oszczędnościami, przez które przechodzi część państw europejskich.

Okazuje się jednak, że w USA deficyt budżetowy spada, i to znacznie szybciej niż w Europie. Jak podało w zeszłym tygodniu Biuro Budżetowe Kongresu (CBO), wyniesie w tym roku 492 mld dol., co będzie stanowić 2,8 proc. PKB. – Będzie to piąty z kolei rok, w którym deficyt mierzony jako odsetek PKB spada z osiągniętego w 2009 r. szczytu na poziomie 9,8 proc. – napisano w raporcie CBO. Jeszcze w lutym prognozowało ono, że w kasie państwa brakować będzie 514 mld. Biorąc pod uwagę, iż w 2013 r. deficyt wynosił 680 mld, czyli 4,1 proc. PKB, oznacza to, że w ciągu roku deficyt budżetowy zmniejszy się o prawie jedną trzecią. Deficyt w wysokości 2,8 proc. będzie najniższym od sześciu lat i niższy niż średnia z ostatnich 40 lat wynosząca 3,1 proc. Na dodatek w przyszłym roku spadnie on jeszcze bardziej i wyniesie 469 mld. Podobne wyliczenia przedstawił kilka dni wcześniej Departament Skarbu.

Reklama

Coraz niższy poziom deficytu nie jest efektem żadnych zabiegów księgowych, lecz poprawiającej się kondycji amerykańskiej gospodarki, a także kończenia bardzo kosztownej obecności wojskowej w Afganistanie. Wzrost gospodarczy, który w zeszłym roku wyniósł 1,9 proc., w tym sięgnie 2,8 proc., a w przyszłym 3 proc., zaś bezrobocie spadło w lutym do 6,7 proc. W konsekwencji zwiększają się wpływy podatkowe, zarówno od firm, jak i osób fizycznych, zaś zmniejszają się wydatki na zasiłki i inne świadczenia socjalne. Według wyliczeń CBO, w tym roku podatkowym dochody fiskusa będą o 80 mld dol. wyższe niż rok wcześniej. Ale eksperci zwracają uwagę, że pochodzą one przede wszystkim z zysków kapitałowych, co wskazuje, że najbardziej na uzdrawianiu gospodarki korzystają najbogatsi. – To głównie dochody z giełdy od osób o wysokich dochodach, a nie wyższe pensje. Gospodarka ma się tylko trochę lepiej, podczas gdy giełdy notują fenomenalne wzrosty. W efekcie podatki z zysków kapitałowych rosną bardzo szybko – mówi Alice Rivlin, ekspertka Brookings Institution.

Na tym optymistycznym obrazie jest jeszcze jedna rysa – od roku 2016 deficyt budżetowy znów zacznie się zwiększać, bo w związku tym, że w następnych latach duża liczba osób wejdzie w wiek emerytalny, zaczną też rosnąć wydatki na programy socjalne. I to bardzo gwałtownie, bo w ciągu dekady prawie dwukrotnie. Roczne koszty Social Security, czyli systemu emerytalnego, zwiększą się z 845 mld dol. w tym roku do 1,5 bln w 2024 r. Dwa główne programy opieki zdrowotnej Medicare (dla osób starszych) i Medicaid (dla najsłabiej zarabiających) podrożeją przez ten czas z 936 mld dol. do 1,77 bln. Na dodatek są to wydatki obligatoryjne, czyli cięć trzeba szukać gdzie indziej. W efekcie tego w latach 2022–2024 ponownie deficyt osiągnie granicę biliona dolarów, choć ten ponaddwukrotny wzrost w liczbach bezwzględnych nie przełoży się w dramatyczny sposób na deficyt liczony w stosunku do PKB. To dlatego, że CBO nie przewiduje recesji w najbliższych latach, zatem PKB będzie coraz większy. O ile w zeszłym roku miał on wartość 16,627 bln dol., to w roku 2024 ma to być 26,83 bln. W efekcie deficyt wynoszący bilion dolarów będzie stanowił niespełna 4 proc. PKB.

Znaczący spadek deficytu – nawet jeśli za dwa lata zacznie on znów trochę rosnąć – zapewne będzie miał spory wpływ na listopadowe wybory do Kongresu, a być może także na wyścig do Białego Domu za dwa lata. Wprawdzie Obamie jeszcze daleko do Billa Clintona, który jako jedyny amerykański prezydent w ostatnich 40 latach mógł się pochwalić nadwyżką w kasie państwa, ale też zaczynał on z wyjątkowo trudnego punktu wyjścia. Demokraci mogą więc wskazywać, że prezydencka strategia walki z kryzysem, polegająca na wspomaganiu wzrostu gospodarczego, okazała się słuszna, a nawet przekonywać, że posprzątał on gospodarkę po rządach George’a W. Busha. Na dodatek wytrącają z ręki poważny argument Republikanom, którzy z oszczędności budżetowych uczynili w ostatnich latach główny punkt programu. Te wprawdzie w perspektywie dalszych lat będą nadal potrzebne, ale trudno będzie Republikanom obronić powtarzaną często tezę, że to nadmiernie rozdmuchane wydatki administracji przyczyniły się do deficytu budżetowego.

Jak oświadczył Międzynarodowy Fundusz Walutowy, wzmocnienie gospodarki USA zapewnia światu "poważny impuls" do rozwoju. Ekonomiści spierają się jednak co do tego, jak potężne okaże się to wsparcie. Czytaj więcej w artykule: Stany Zjednoczone - globalny motor wzrostu szemrze zamiast ryczeć