Polskę i USA łączą nie tylko relacje gospodarcze. Dziś jest to przede wszystkim partnerstwo geopolityczne. 25 lat temu, kiedy zaczynaliśmy naszą transformację, pierwszymi inwestorami, którzy podjęli ryzyko wejścia na polskim rynek, byli Amerykanie - mówi w wywiadzie Beata Stelmach, prezes General Electric na Polskę i kraje bałtyckie.

Często Pani bywa w USA?

W dzisiejszych czasach praktycznie nie trzeba się przenosić z miejsca na miejsce. Dziś globalny biznes funkcjonuje tak, że nie zawsze trzeba widzieć osoby, z którymi załatwia się interesy.

Czyli telekonferencje, a niekoniecznie podróże samolotem?

To telekonferencje i nieustanna wymiana maili. Wszystko dobrze działa.

Reklama

Pytamy o to, bo w siedzibie GE trwa pewnie wyczekiwanie na podpisanie transatlantyckiego partnerstwa o wolnym handlu. Właśnie zakończyła się kolejna runda rozmów. Nie ma Pani wrażenia że te negocjacje idą mozolnie?

To niezwykle skomplikowana umowa, która ma doprowadzić do połączenia rynków, które dziś stanowią 60 proc. światowej produkcji brutto. Jest tyle interesów, które trzeba ze sobą pogodzić, że te negocjacje po prostu muszą trwać długo. To nie tylko kwestia konsensusu, ale także przekonania społeczeństw na tych dwóch olbrzymich kontynentach. Dziś wielu konsumentów nie do końca rozumie, na czym polegają korzyści i na czym polega sama umowa, która ma do siebie zbliżyć oba rynki.

Czy teraz patrząc na amerykański biznes ma Pani wrażenie że Europa ma szansę ze Stanami? Europejski rynek jest podzielony, wiele firm nie może przeskoczyć krajowych barier, a tutaj wkracza kolejny potężny konkurent…

Kryzys spowodował wiele przetasowań na światowych rynkach. Zarówno Europa jak i Stany wiele straciły na swojej konkurencyjności i dzisiaj tę pozycję trzeba odbudować. Obie gospodarki widzą co się dzieje i wyciągają wnioski. W czasie kiedy UE i Ameryka traciły w czasie kryzysu, zyskiwały Indie i Chiny. Ale dziś sytuacja wraca do normy. Popatrzmy co się wydarzyło w Stanach Zjednoczonych, dzięki jednemu z najbardziej innowacyjnych sektorów, jakim jest wydobycie gazów z łupków. Rynek amerykański ponownie stał się niezwykle konkurencyjny, a największe firmy amerykańskie przenoszą swoje fabryki z Chin do Ameryki.

A więc Azoty i Anwil powinny drżeć?

Jeżeli Ameryka dziś stała się bardziej konkurencyjna, to Europa musi mocno negocjować, by tutejszy rynek nie stracił, a jednocześnie mógł korzystać na tych elementach konkurencyjności Ameryki. Wzajemne wsparcie musi być obopólnie korzystne.

Polscy rolnicy jeżdżący traktorami John Deere i rozsypujący nawozy amerykańskie to perspektywa, która dla niektórych polskich biznesów brzmi zatrważająco.

Ja myślę, że ta sytuacja może działać w dwie strony. Kwestia jest tylko taka, by nie doprowadzić do zaniedbań negocjacyjnych, na których polskie firmy mogłyby stracić.

Jakie lekcje biznesowe polski i europejski biznes może pobierać od biznesu amerykańskiego?

Nie wiem, czy lekcje powinniśmy pobierać my czy oni. Amerykańska gospodarka wbrew pozorom jest bardzo mocno uregulowana. Myślę, że teraz nie ma miejsca, by mówić jakie lekcje wyciągnięto z kryzysu, natomiast patrząc z naszej lokalnej perspektywy to polskie firmy zyskały na konkurencyjności. Nie dość, że wzmocniły się poprzez ekspansję, to eksport był jednym z tych motorów, które napędzały naszą gospodarkę i w znacznym stopniu dzięki temu uniknęliśmy kryzysu.

Część z osób z niepokojem spogląda na TTIP. Niektórzy mówią, że jak podpiszemy tę umowę to inwestorzy amerykańscy będą stawiani ponad prawem. Czy widzi Pani jakieś zagrożenia wynikające z tej umowy?

W dzisiejszym, tak zglobalizowanym świecie, doprowadzenie do łatwiejszego przepływu usług i towarów to tylko i wyłącznie ułatwienie zdobywania kolejnych rynków.

Ale niektórzy mówią; Musimy postawić pewne granice, by nie okazało się, że na tych ułatwieniach korzystają Ci zza oceanu, a nie my.

Właśnie dlatego te negocjacje trwają te długo i tak duża grupa negocjatorów zaangażowana jest w projekt. Zamiast się obawiać, swoją uwagę powinniśmy skierować przede wszystkim na te sektory, w których możemy zyskać. W Polsce np. boimy się rozwiązań opartych o gaz, który jest jednym z najczystszych nośników energii.

Gazoport na ukończeniu…

Gaz jest dzisiaj bardzo drogi i jego ceny odstraszają od realizacji ważnych inwestycji, które mogłyby sprawić, że nasz sektor energetyczny przejdzie gruntowną modernizację. Gdyby udało się wynegocjować import gazu z Ameryki, byłoby to znacznie bardziej opłacalne niż jego pozyskiwanie w oparciu o obecne kontrakty z dostawcami ze Wschodu.

W Wielkiej Brytanii, kiedy odkryto duże złoża gazu ziemnego na dnie Morza Północnego, wydarzyło się coś co Brytyjczycy nazywają „dash for gas”, czyli wybudowanie wielu elektrowni gazowych. Udział gazu w bilansie energetycznym wzrósł z 2 do 26 proc. W Polsce też to się może wydarzyć po TTIP?

Podstawową barierą jest cena gazu. Poza tym w naszej strategii energetycznej kraju nie do końca wiemy, co będzie po 2018 roku. Nie ma jeszcze zapowiedzi rządu, jak zmieni się system wsparcia kogeneracyjnych rozwiązań.

Miałaby Pani w Polsce więcej projektów do zrealizowania, gdyby te przepisy były jasne? To pytanie wraca w rozmowach z kierownictwem ze Stanów?

Zawsze wiedza na temat perspektyw kształtowania się relacji i przejrzystość systemu prawnego jest kluczem do podejmowania decyzji inwestycyjnych, zwłaszcza tych, które są długoterminowe.

W Polsce wiele razy mieliśmy problem z zagospodarowaniem nowych technologii napływających ze Stanów. Dziś polskie państwo jest lepiej przygotowane do takich inwestycji?

Od 25 lat nieustannie się uczymy i wyciągamy wnioski. Naszym przywilejem jest to, że nadrabiamy wiele straconego czasu i mamy możliwości, by wybierać te rozwiązania, które są na najwyższym możliwym poziomie innowacyjnym i technologicznym. I takie są projekty obecnie realizowane w Polsce.

Nie ma Pani wrażenia, że innowacyjność mówiąc umownie wisi na unijnym finansowaniu i bez tego nie byłoby parcia ku nowoczesności i wyjątkowym rozwiązaniom.

Nie powiedziałabym, że polscy przedsiębiorcy uzależniają od tego projekty innowacyjne. GE w 30 krajach realizuje tzw. barometr inwestycyjny. Ponad 90 proc. badanych polskich przedsiębiorców mówi, że dzisiaj nie da się utrzymać konkurencyjności bez wdrażania innowacji.

Pytanie czy to wynika z lepszego dostępu do finansowania przedsięwzięć, czy ze zmiany sposobu myślenia menedżerów?

Myślę, że jedno i drugie. Jest też wiele aspektów, które trzeba zmienić, by poprawić pozycję w światowych rankingach. Dla przykładu w Polsce nie ma przyzwyczajenia i standardu, by opatentowywać swoje wynalazki. Myślę, że gdybyśmy poczynili większy wysiłek edukacyjny w tej materii, to wiele zmieniłoby się w tym obszarze. Musimy też zmotywować uczelnie do zawierania umów z firmami prywatnymi w celu realizacji działań w sektorze badań i rozwoju.

Na koniec powróćmy do relacji polsko-amerykańskich. Była pani wiceministrem spraw zagranicznych. Teraz reprezentuje pani dużą amerykańską firmę. Jak oceniłaby Pani głosy, które mówią że czasami w relacjach międzynarodowych jesteśmy traktowani instrumentalnie. Czy Polska potrafi być podmiotem w takich relacjach?

My w Polsce lubimy narzekać. Polskę i USA łączą nie tylko relacje gospodarcze. Dziś jest to przede wszystkim partnerstwo geopolityczne. 25 lat temu, kiedy zaczynaliśmy naszą transformację, pierwszymi inwestorami, którzy podjęli ryzyko wejścia na polskim rynek, byli Amerykanie. Nasza giełda także rozwinęła się przy pomocy i wsparciu rządu amerykańskiego, a więc to partnerstwo towarzyszy nam przez cały okres. Dziś wyzwanie, jakie stoi przed każdym krajem, to budowanie szerokiego partnerstwa, które byłoby korzystne dla gospodarki, mieszkańców i dla wszelkich międzynarodowych umów. Ale żadne partnerstwo nie może odbywać się kosztem relacji z innymi partnerami.

>>> Czytaj też: Prawnik z ONZ ostrzega: Umowa TTIP jest niebezpieczna dla praw człowieka