To pozwala rozpocząć unijnym rządom negocjacje z Parlamentem Europejskim. Od wyniku tych rozmów zależy ostateczny kształt znowelizowanych przepisów. Rozwój internetu wymusił zmiany w dyrektywie z 1995 roku, które mają zagwarantować lepszą ochronę danych osobowych. Polska poparła zmiany w przepisach, choć z kilkoma zastrzeżeniami i ma nadzieję, że podczas negocjacji z europosłami zostaną one uwzględnione.

>>> Czytaj też: Pozarządowy ucisk pracownika. W III sektorze jak w dyskoncie

Reforma w założeniu miała zagwarantować kontrolę nad tym, w jakim celu dane osobowe są przetwarzane. Unijne rządy zdecydowały, że administrator danych będzie mógł sam zdecydować o ich wykorzystaniu w innym celu jeśli uzna, że ma uzasadniony interes. To ogranicza kontrolę nad danymi - argumentował wiceminister administracji i cyfryzacji Jurand Drop. "My jesteśmy wobec tego sceptyczni.

Parlament Europejski ma podobne podejście i mamy nadzieję, że to zostanie lepiej zdefiniowane" - dodał wiceminister. Ponadto Polska uważa, że należy dopracować zasady dotyczące przekazywania danych do państw spoza Unii Europejskiej. "Prawo do bycia zapomnianym" - to kolejna zasada co do której Polska zgłosiła zastrzeżenia.

Reklama

Chodzi o usuwanie danych tych osób, które sobie tego zażyczą, ze wszystkich wyszukiwarek internetowych i portali. Obowiązek spadnie na administratora, który jako pierwszy przetworzył dane osobowe. Polska uważa, że to może być zbytnim obciążeniem dla firm. Warszawie nie podobają się też zapisy dotyczące łamania prawa do prywatności. Miały one zapewnić ochronę prawną wszystkim Europejczykom w ich kraju zamieszkania, bez względu na to gdzie doszło do naruszenia zasad. Kompromisowe uzgodnienia są według Polski zbyt skomplikowane i nie dają gwarancji, że będą skuteczne.