Za największe zaskoczenie gazety uważają wynik wyborczy skrajnie prawicowej Partii Ludowej Nasza Słowacja Mariana Kotleby (LSNS).

"Słowacja po wyborach parlamentarnych znalazła się w stanie niepewności, jakiego jeszcze w kraju nie było. Wybory przyniosły patową sytuację, która utrudnia powołanie stabilnego rządu większościowego" - napisał lewicowy dziennik "Pravda". Zdaniem gazety kraj najprawdopodobniej czekają przedterminowe wybory.

Dziennik dodaje, że skończył się czas "potęgi" rządzących socjaldemokratów premiera Roberta Fico. Do wyborów partia Smer miała 83 mandaty, teraz do 150-osobowej Rady Narodowej wprowadzi 49 deputowanych.

"Przesadził z tematem migracji, był obojętny na walkę z korupcją, stawiał tylko na programy socjalne i wyniki gospodarcze kraju" - napisała "Pravda".

Reklama

>>> Polecamy: Niemcy: Na Słowacji budzą się nacjonalistyczne upiory. Wynik wyborów to porażka całej Europy

Zwracając uwagę na słaby wynik ugrupowania Sieć (Siet) oraz to, że po raz pierwszy od aksamitnej rewolucji swojej reprezentacji w parlamencie nie będzie miał Ruch Chrześcijańsko-Demokratyczny (KDH), gazeta komentuje, że nie istnieje w kraju "klasyczna prawica".

"Co teraz? Pat. Czy ktoś będzie w stanie powołać rząd? Czekają Słowację przedterminowe wybory?" - pyta na pierwszej stronie największy słowacki dziennik "Novy czas".

"Do Rady Narodowej dostało się osiem partii politycznych, w tej niejasnej sytuacji będzie bardzo trudno powołać rząd. Co więcej, w czasie, gdy Słowacja ma przejąć przewodnictwo w Radzie UE, będą nas w istocie reprezentować nieprzewidywalni politycy" - podkreślił dziennik "Plus Jeden deń".

Gazety piszą też o wyborczym sukcesie skrajnie prawicowej LSNS. Według nich przyczyną jest zarówno frustracja wyborców, jak i ukierunkowanie przez Fico kampanii na dyskusję o imigrantach. "Ekstremalne opinie nie należały już tylko do marginesu. Dziś, po wyborach parlamentarnych, partia ekstremistów zasiada w parlamencie" - zauważył opiniotwórczy, liberalny dziennik "Sme".

Fico straszył uchodźcami

Czeska gazeta "Hospodarzske noviny" i węgierska "Nepszabadsag" krytykują premiera Słowacji Roberta Fico, wytykając mu, że jego nieskuteczny populizm i nacjonalizm wykorzystała skrajna prawica.

Zdaniem dziennika "Hospodarzske noviny" ("HN") Fico nie zdobył poparcia wielu wyborców, strasząc ich uchodźcami "i jest to jedyna dobra wiadomość" ze słowackich wyborów.

"Okazało się, że ludzie, którzy pragną rządów silnej ręki, chroniących interesy narodowe, woleli zwrócić się ku Słowackiej Partii Narodowej i neonazistowskiemu ugrupowaniu LSNS, któremu przewodzi Marian Kotleba" - pisze na łamach "HN" Martin Ehl.

Zdaniem Ehla słowackie wybory były w rzeczywistości referendum w sprawie Fico i okazało się, że jego polityczny potencjał słabnie. "W dzisiejszej Europie populizm i nacjonalizm Fico zepchnął część wyborców do narożnika, z którego nie ma innej ucieczki niż wyjście poza granice systemu demokratycznego" - uważa Ehl.

Dziennikarz "HN" dostrzega podobieństwa do sytuacji na Węgrzech, gdzie przywódca partii Fidesz, premier Viktor Orban - "polityczny wzorzec Fico" - musi walczyć głównie ze skrajnie prawicowym ugrupowaniem Jobbik.

Ehl pisze, że taki rozwój sytuacji powinien być ostrzeżeniem dla innych partii. Zwraca uwagę, że Słowację z jej ośmioma partiami w parlamencie czeka teraz okres niestabilności "w czasie, kiedy będzie sprawowała przewodnictwo w UE, kiedy Unia musi się bronić przed agresywnymi wpływami Rosji i kiedy liberalnych głosów nie słychać wśród krzyków populistów".

Węgierski "Nepszabadsag" zarzuca Robertowi Fico, że usiłował odwrócić uwagę od poważnych problemów w służbie zdrowia i szkolnictwie, kładąc przesadnie wielki nacisk na kryzys uchodźczy.

"Tą taktyką wypuścił szkodliwego dżina z butelki. Na podsycanej przez niego (Fico) ksenofobii rasista Kotleba zbudował swoją kampanię. (...) Ten, kto będzie chciał teraz stworzyć zdolną do funkcjonowania koalicję rządzącą, będzie musiał przełknąć wiele gorzkich pigułek" - pisze "Nepszabadsag" i wyraża przekonanie, że Fico będzie gotów to zrobić, by zachować swą słabnącą władzę.

Powyborczy kac

Po wyborach parlamentarnych, które osłabiły dotychczasową partię rządzącą, zapewniając dobre wyniki partiom protestu i skrajnej prawicy, Słowacja ma kaca; premier Robert Fico zawiódł się na własnej antyimigracyjnej retoryce - ocenia austriacki "Der Standard".

"Kardynalnym błędem Fico było wykorzystanie kryzysu uchodźczego do własnych celów politycznych. Jako polityk lewicy miał szansę, a wręcz obowiązek, zająć się rzeczywistymi socjalnymi problemami swego kraju, przede wszystkim niedofinansowaniem sektora publicznego i wciąż relatywnie niskimi zarobkami" - podkreśla komentator austriackiego dziennika Gerald Schubert, wskazując wśród problemów ostatnich lat "exodus pielęgniarek, paraliżujące strajki nauczycieli i emigrację młodych, wykształconych ludzi".

Zamiast działać w zgodzie z europejskimi ideałami, zwłaszcza w okresie stabilnego wzrostu gospodarczego, malejącego bezrobocia i deficytu budżetowego na dobrym poziomie, Fico "postawił na populizm i w centrum kampanii wyborczej postawił problem, który w przypadku Słowacji spokojnie można określać jako wirtualny" - dodaje "Der Standard". Publicysta gazety przypomina, że w ubiegłym roku na Słowacji złożono zaledwie 169 wniosków o azyl, a "w życiu codziennym większości ludzi uchodźcy w ogóle się nie pojawiają."

Fico liczył na to, że slogan jego partii SMER - "Chronimy Słowację" - skłoni niezdecydowanych wyborców do powierzenia mu sterów kraju na kolejną kadencję. Tymczasem "rachunek ten sprawdził się tylko w części - wielu Słowaków najwidoczniej nie uważa, by to do niego należało się zwrócić. Wielu zdecydowało się na oddanie głosu jednej z partii protestu lub wręcz nacjonalistom (z partii LSNS Mariana) Kotleby" - zauważa gazeta.

Wynik wyborów parlamentarnych to "hiobowa wieść dla tych Europejczyków, którzy w obliczu globalnych problemów pokładają zaufanie raczej we wspólnych rozwiązaniach niż decyzjach podejmowanych przez poszczególne kraje na własną rękę" - "gdy Słowacja przejmie w lipcu przewodnictwo w Radzie UE, rząd, zapewne sklecony naprędce, będzie odpowiadał przed całkowicie rozdrobnionym parlamentem, w którym zasiądą m.in. deputowani skrajnie prawicowej LSNS Kotleby" - ocenia Schubert.

"Być może słowacki kac to znak ostrzegawczy dla pozostałych, np. dla socjaldemokratycznego premiera Czech Bohuslava Sobotki, który w przeciwieństwie do Fico zaakceptował kwotowy mechanizm rozdziału uchodźców (między kraje UE) i dystansuje się od ksenofobicznych wypowiedzi (czeskiego) prezydenta Milosza Zemana, i z tego powodu jest w swoim kraju pod presją" - zastanawia się komentator "Der Standard". "Przykład słowackiego premiera pokazuje, że karta nacjonalistyczna działa, ale może też przynieść pyrrusowe zwycięstwo, które zaszkodzi partii, krajowi i Europie" - podkreśla.

Również w poniedziałek słowacki politolog Alexander Kuleba ocenia w wywiadzie dla "Der Standard", że po wyborach na Słowacji utworzenie rządu będzie utrudnione, przez co krajowi może grozić permanentny kryzys polityczny.

Według politologa Kuleby zwycięzca wyborów, socjaldemokratyczna partia SMER premiera Fico, może spróbować utworzyć koalicję ze Słowacką Partią Narodową (SNS), jednak i tak potrzebowałaby co najmniej dwóch innych ugrupowań do większości umożliwiającej rządzenie. W innym wariancie przewidywanym przez eksperta prezydent Andrej Kiska mógłby rozpisać nowe wybory, ale dopiero po grudniu, gdy upłynie słowacka rotacyjna prezydencja w Radzie UE.

"Do tego czasu krajem mógłby rządzić gabinet technokratów, np. pod wodzą wicepremiera Miroslava Lajczaka. Jeśli jednak potem nie pojawiłaby się po prawej stronie sceny politycznej silna, nowoczesna, proeuropejska partia, krajowi zagroziłby permanentny kryzys polityczny" - ocenia Kuleba.

Wynik wyborów to jego zdaniem "wstrząs dla kraju". "Fico, który skonsolidował lewą połowę politycznego spektrum, stracił wiele głosów, a po prawej stronie brakuje skonsolidowanej partii. Nie licząc skrajnej prawicy, głosy prawicowych wyborców rozdzieliły się obecnie na sześć ugrupowań. Stoimy więc przed poważnym problemem" - powiedział politolog.