Według danych Światowej Organizacji Handlu (WTO) przeciętne tempo wzrostu globalnego handlu wynosiło w latach 1949-2008 aż 10 proc. rocznie, podczas gdy w latach 2009-2016 tylko 1,5 proc. Jednocześnie w tym samym okresie doszło do znacznego osłabienia przepływów kapitału finansowego i usług.

W erze globalizacji, która charakteryzuje się wolnymi przepływami kapitałów, towarów i w nieco mniejszym stopniu także ludzi, szczególnie szybko wzrastał do niedawna handel międzynarodowy. Jego tempo wzrostu było do kryzysu finansowego w 2008 r. dwukrotnie wyższe niż tempo wzrostu gospodarki światowej.

Według danych Światowej Organizacji Handlu (WTO) przeciętne tempo wzrostu globalnego handlu wynosiło w latach 1949-2008 aż 10 proc. rocznie, podczas gdy w latach 2009-2016 tylko 1,5 proc. Jednocześnie w tym samym okresie doszło do znacznego osłabienia przepływów kapitału finansowego i usług. Nie doszło także - i w najbliższej przyszłości raczej już nie dojdzie - do przekształcenia rynków poszczególnych krajów w globalny rynek, podobnie jak narodowych systemów bankowych w ogólnoświatowy system bankowy.

W 2007 roku wartość wszystkich transakcji w międzynarodowym handlu towarami i usługami oraz przepływów kapitałowych równała się 53 proc. wartości gospodarki światowej, natomiast w 2016 roku wskaźnik ten wyniósł już tylko 39 proc. Niektórzy ekonomiści twierdzą, że oznacza to zahamowanie procesu globalizacji, ponieważ handel światowy osiągnął już swój szczytowy poziom. Wydaje się, że wspomniany „szczyt” został osiągnięty tylko w przypadku tradycyjnych towarów i usług. Stwierdzenie to jest jednak zupełnie nieprawdziwe w odniesieniu do dynamicznie wzrastających przepływów danych cyfrowych i różnego rodzaju idei, a także handlu internetowego (e-commerce), online-video czy korzystania z portali internetowych (Web-searches). Te ostatnie "przepływy" zwiększyły się od 2005 roku aż 45 razy. Przewiduje się, że w najbliższych latach tempo wzrostu tych transakcji będzie znacznie szybsze niż tempo wzrostu gospodarki światowej.

>>> Czytaj też: Szczecin i Gdańsk zamiast Hamburga i Amsterdamu. Morawiecki: Chcemy wykorzystać potencjał Bałtyku w handlu z Chinami

Reklama

Czy jednak wzrost przepływów nietradycyjnych towarów i usług w skali globalnej stanowić będzie wystarczający impuls do podtrzymania procesu globalizacji i przeciwstawienia się tendencjom protekcjonistycznym? Sporo zależeć będzie od oceny dotychczasowych i przyszłych korzyści wynikających z globalizacji dla gospodarek i społeczeństw poszczególnych państw świata. Nie tylko bowiem te kraje, które prowadziły w minionych latach proeksportową ekspansję skorzystały i nadal najbardziej korzystają na globalizacji. Przykładowo redukcja barier celnych w handlu międzynarodowych przyczyniła się w latach 1946-2015 do wzrostu PKB Stanów Zjednoczonych o 7,3 proc. Wolny handel przyczynił się także do obniżenia cen wielu towarów konsumpcyjnych wytwarzanych i eksportowanych przez kraje, w których koszty produkcji były niskie. Amerykanie mogli więc kupować tanie towary importowane z Chin i innych krajów rozwijających się, ale nie mogli jednocześnie liczyć na to, że w ich kraju zwiększać się będzie także liczba miejsc pracy. W rzeczywistości za dostęp do tanich towarów trzeba było „zapłacić” także utratą wielu miejsc pracy.

Faktem jednak jest, że w latach 1990-2008 w tradycyjnych branżach przemysłu, które nie potrafiły się oprzeć zagranicznej konkurencji, nie powstało w USA ani jedno nowe miejsce pracy. Okazało się także, że ci wszyscy, którzy utracili swoje miejsca pracy w tych branżach, wcale nie przeszli do bardziej produktywnych, nowoczesnych działów gospodarki, gdzie mogli uzyskać wyższe płace. Dla większości „niebieskich kołnierzyków" barierą hamującą przejście do grupy „białych kołnierzyków” stał się brak odpowiedniego wykształcenia i odpowiednich miejsc pracy w przemyśle przetwórczym i usługach. Tym też można tłumaczyć nasilenie się protestów przeciwko wolnemu handlowi i obecny redivivus protekcjonizmu.

Propagatorem takiego podejścia, mogącego znacznie ograniczyć handel międzynarodowy, jest administracja prezydenta Donalda Trumpa, która oskarża Chiny i Niemcy o to, że eksportują za dużo, a znacznie mniej importują. Od wielu lat Niemcy utrzymują stale dodatnie saldo w bilansie handlowym, które w ubiegłym roku osiągnęło rekordowy poziom 270 mld euro (285 mld dol.). Dla porównania deficyt w handlu Stanów Zjednoczonych z resztą świata wyniósł w tym samym roku 445,5 mld dol. Wielu amerykańskich ekonomistów twierdzi, że istnieje związek przyczynowy między manipulowaniem przez Niemcy kursem wymiennym euro, a uzyskiwaniem tak spektakularnych wyników w handlu zagranicznym. Niemieccy ekonomiści i politycy odrzucają te oskarżenia twierdząc, że reszta świata po prostu zazdrości Niemcom ich sukcesów w handlu zagranicznym. Jednak ogromnej nadwyżki w bilansie handlowym tego kraju nie da się wytłumaczyć tylko konkurencyjnością eksportowanych towarów „made in Germany”, ani też słabym kursem wymiennym euro. Problemem jest to, że niemiecki import jest stosunkowo niski, co można wytłumaczyć niewielkim popytem na surowce i inne towary oraz usługi.

Trudno przewidzieć, jak zakończą się spory między Stanami Zjednoczonymi i dwoma największymi potęgami handlowymi Chinami i Niemcami w sprawie zrównoważenia wzajemnych obrotów handlowych. Spory te nie zahamują w większym stopniu dalszego rozwoju handlu światowego, w którym coraz większy udział mają, nie tak jak do niedawna, duże firmy narodowe i korporacje ponadnarodowe, lecz coraz liczniejsze start-upy. Według szacunków agencji McKinseya aż 86 proc. tych niewielkich firm prowadzi obecnie działania biznesowe poza granicami swoich krajów ojczystych, handlując „towarami cyfrowymi", różnego rodzaju usługami i informacjami. Oznacza to, że coraz więcej bogactwa wygenerowanego dzięki wymianie międzynarodowej będzie trafiać do rąk coraz szerszej grupy ludzi, w tym przede wszystkim do 80 proc. części populacji świata, która do tej pory niewiele lub nic nie skorzystała z globalizacji. Istnieją więc spore szanse, że ci wyborcy będą przeciwstawiać się wprowadzaniu protekcjonistycznych ograniczeń w handlu międzynarodowym i będą wywierać coraz większy nacisk na polityków, aby ci nie utrudniali im uzyskiwania korzyści wynikających z procesu globalizacji. Być może naciski te sprawią, że z globalizacji będą korzystać w większym stopniu coraz większe rzesze ludzi, a nie jak dotychczas głównie wielkie firmy ponadnarodowe i takie państwa jak Chiny i Niemcy.

>>> Czytaj też: Jak zwiększyć polskie PKB o 2,7 proc.? EY: Przekształcić mikroprzedsiębiorstwa w małe firmy