Długie kolejki w porcie i na postoju taksówek oraz do lokali gastronomicznych, tłumy oblegające wszystkie atrakcje turystyczne oraz awaria prądu w dużej części wyspy - tak wygląda Capri w drugim dniu długiego weekendu po piątkowym Święcie Republiki. Capri - zauważają media - jest całkowicie oblężone przez turystów, zwłaszcza tych przypływających na kilka godzin.

Tłumy są takie, że na nabrzeżu ludzie robią sobie zdjęcia, rozpychając się łokciami.

"Obecna liczba turystów jest wyższa niż w czasie letnich weekendów" - podkreślił cytowany w prasie szef kapitanatu Dario Gerardi.

Szef wydziału turystyki w zarządzie gminy i jednocześnie właściciel hotelu Antonio Esposito stwierdził: "Nie taką wyspę chcemy pokazać tym, którzy chcą ją zwiedzić". Następnie dodał w rozmowie z dziennikiem "La Repubblica": "Jeśli armatorzy i biura turystyczne chcą, żeby wyspa pękła, to my na to nie pozwolimy".

Reklama

Przypomina się, że dyskusja na temat ograniczenia liczby turystów przypływających na Capri trwa od dawna. Ponawiane są apele o wprowadzenie dziennych limitów, których musieliby przestrzegać właściciele statków i wodolotów. Burmistrz Gianni De Martino uważa, że obecnie rejsów tych jest zdecydowanie za dużo.

Władze zapowiedziały, że zwrócą się do Ministerstwa Kultury i Turystyki o wyznaczenie dziennego limitu przyjazdów.

"Teraz sytuacja przekracza wszelkie granice przyzwoitości" - ocenił Esposito.

W sobotę, gdy toczyła się ta dyskusja nad próbą zatrzymania "najazdu" na Capri, doszło tam do poważnej awarii prądu. Wstrzymano kursowanie jednego z podstawowych środków transportu, czyli kolejki linowo-terenowej, co pogorszyło jeszcze sytuację. Bary nie serwują kawy, wstrzymano wiele usług.