Rząd Niemiec przewiduje, że polityka spójności, z której do Polski trafiają miliardy euro, po 2020 roku może przynieść mniejsze kwoty. Berlin rozważa, by stanowiła narzędzie wspierania praworządności w państwach UE, a środki z niej mogły iść na integrację uchodźców.

Wytyczne takie znalazły się we wspólnym dokumencie niemieckiego rządu i landów, który został zaprezentowany w poniedziałek w Komitecie Regionów w Brukseli.

"Warto byłoby zbadać możliwość uwarunkowania finansowania polityki spójności w UE od przestrzegania podstawowych zasad leżących u podstaw państwa prawa" - podkreślono w dziewięciostronicowym dokumencie.

Zastępczyni dyrektora generalnego ds. europejskich w niemieckim ministerstwie gospodarki dr Kirsten Scholl zastrzegała podczas swojego wystąpienia, że są to na razie rozważania, ale zwróciła uwagę, że w ramach UE istnieją różne procedury dotyczące zachowania zasad państwa prawa. Wśród nich wymieniała art. 7 unijnego traktatu, który w razie jednomyślności przewiduje możliwość nałożenia sankcji na kraj członkowski. "To jest coś, nad czym dyskutujemy, ale nie ma konkretów, jeśli chodzi o uruchomienie warunkowości (od przestrzegania zasad unijnych - PAP)" - zaznaczyła Scholl.

Pomysły, by uzależniać wypłaty funduszy UE od przestrzegania zasad praworządności padają ze strony polityków niektórych krajów zachodnich od dłuższego czasu. Przeciwko tej koncepcji wypowiedział się na początku czerwca szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.

Reklama

Choć w wielu stolicach widać chęć, by ukarać w ten sposób Polskę czy Węgry, w Brukseli słychać głosy, że takie postępowanie mogłoby zostać podważone przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Nie za bardzo bowiem wiadomo, na jakiej podstawie miałyby zostać ograniczone środki, skoro sama procedura KE nie została doprowadzona do końca; Rada Europejska nie stwierdziła naruszenia wartości unijnych i nie zrobi tego, bo brak jednomyślności do takiej decyzji.

Nie wszyscy politycy niemieccy chcieliby zresztą, żeby łączyć fundusze spójności ze spełnianiem kryteriów praworządności. "Płatności na fundusze strukturalne nie są odpowiednim narzędziem, by zapewniać stosowanie zasad państwa prawa" - mówił w poniedziałek Michael Schneider (EPL), współautor raportu Komitetu Regionów na temat polityki spójności po 2020 roku.

Jego zdaniem nie jest to zresztą możliwe prawnie. W Komitecie Regionów, który jest zgromadzeniem przedstawicieli samorządów regionalnych i lokalnych UE, były pomysły zgłaszane przez Włochów, by wesprzeć takie podejście, jakie proponuje rząd Niemiec, ale zostały one odrzucone przez dwie trzecie delegatów. "Zdecydowaliśmy, że nie chcemy otwierać tej puszki Pandory, bo nie wiemy, co w ten sposób możemy wypuścić" - podkreślił Schneider.

Jak argumentował, zamrożenie funduszy strukturalnych w reakcji na nieprzestrzeganie przez kraj członkowski zasad unijnych nie byłoby ukaraniem rządu, ale regionu lub jego władz. "To byłoby również podważanie fundamentalnej zasady polityki spójności. To nie jest polityka dobroczynności - to prawie jak konstytucyjne prawo, zapisane w traktacie lizbońskim, aby zapewniać społeczną, terytorialną i gospodarczą spójność" - podkreślał.

Innym z pomysłów, który znalazł się w niemieckim dokumencie, jest możliwość wspierania z polityki spójności również bogatszych regionów, które mierzą się z różnymi wyzwaniami, jak np. z koniecznością integracji dużej liczby uchodźców.

Niemcy przewidują też, że pieniędzy do podziału w polityce spójności po 2020 roku będzie mniej niż dotychczas m.in. w związku z wyjściem Wielkiej Brytanii z UE. Odpowiedzią na to ma być wyższy stopień finansowania projektów z budżetów państw członkowskich.

KE daje do zrozumienia, że nie da się utrzymać na obecnym poziomie wydatków na fundusze strukturalne (z których najbardziej korzysta Polska) i wspólną politykę rolną (także w dużym stopniu korzystają z tego nasi rolnicy). Bruksela zamierza także wprowadzić większą "elastyczności", czyli możliwość szybkiego przesuwania (odbierania?) funduszy na te nowe cele, jeżeli kraj ich nie wydaje. "Elastyczność", w żargonie unijnym, może być różnie rozumiana. Dla Polski to przede wszystkim zagrożenie przesuwaniem środków, na przykład, miedzy funduszami strukturalnymi a innymi programami finansowanymi przez UE - na przykład funduszem obronnym czy programami edukacyjnymi - pisze portal rmf.fm.

Wiceminister rozwoju Paweł Chorąży jest optymistycznie nastawiony, jeśli chodzi o kształt nowej perspektywy finansowej. Wskazuje, że wiele niemieckich postulatów, jak np. uproszczenie procedur, czy otwarcie polityki spójności na wszystkie kategorie regionów są zbieżne z polskimi.

Przyznał, że Brexit może oznaczać, że w budżecie będzie o 15 proc. mniej środków, ale - jak zaznaczył - pojawia w związku z tym pytanie o zasoby własne UE. Chorąży studzi też emocje w sprawie ewentualnego przesuwania środków do krajów, które przyjęły dużą liczbę uchodźców. "To jest problem ostatnich dwóch lat. Problem uchodźców jest dolegliwy i duży, ale zakładam, że nie jest on wieczny" - powiedział dziennikarzom w Brukseli wiceszef resortu rozwoju.

Dla Polski polityka spójności jest bardzo ważna. Nasz kraj otrzymuje bowiem największe środki z tego ogromnego działu budżetu UE. Na lata 2014-2020 mamy do wydania ponad 80 mld euro, z czego zostaną sfinansowane drogi, szkoły, transport publiczny, modernizacja kolei i wiele innych inwestycji podnoszących standard życia.

Komisja Europejska powinna przedstawić swoją propozycję w sprawie przyszłego budżetu po 2020 roku jeszcze w tym roku, ale wiele wskazuje na to, że w związku z Brexitem projekt pojawi się na stole dopiero na początku 2018 roku. Wcześniej jednak światło dzienne ujrzą inne dokumenty, które mają ukierunkowywać debatę w tej sprawie.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka

>>> Czytaj też: Luka w VAT z miesiąca na miesiąc mniejsza