Komentując obecne stosunki na linii Korea Płn. - USA Witold Jurasz podkreślił w rozmowie z PAP, że "istnieje pewna niepisana zasada, którą w dużym stopniu kierowano się w odniesieniu do reżimu północnokoreańskiego". Jak dodał, mówi ona, że "reżimy dyktatorskie są wbrew pozorom logiczne w myśleniu i postępowaniu”

Według Jurasza "celem reżimu jest jego przetrwanie i w związku z tym, reżim nie podejmie ryzyka, którego skutkiem mógłby być jego upadek". „Jeśli reżim północnokoreański zdecydowałby się na wojnę, to taką wojnę musiałby przegrać i ta wojna oznaczałaby jego koniec” - podkreślił.

„Wojna oznaczałaby też śmierć zapewne setek tysięcy, jeśli nie milionów obywateli. Wiemy, że w KRLD miała miejsca klęska głodu i nijak nie wpłynęło to na postępowanie reżimu, ale perspektywa utraty władzy powinna. I jest tylko jedno ale. Otóż reżim musiały zdawać sobie sprawę z tego zagrożenia” – zauważył Jurasz.

„Gdy reżim się zbroił wszyscy mówili, że przecież zapewne jest racjonalny i zbroi się, ale nie przekroczy określonej granicy. Gdy później się zbroił już nuklearnie wszyscy mówili, że przecież jest racjonalny, i tak po kolei, aż w końcu Pjongjang zbudował pociski balistyczne o zasięgu pozwalającym uderzyć nie tylko w sąsiadów, ale i w amerykańskie instalacje na wyspie Guam” - podkreślił ekspert.

Reklama

„I tu dochodzimy do sedna problemu. Otóż istnieje pewien problem z filozofią, o której wspominałem. Ta filozofia częściej sprawdza się w odniesieniu do systemów autorytarnych, a nie wprost totalitarnych" - zaznaczył.

"Tymczasem Pjongjang to reżim najściślej totalitarny, stalinowski i pozbawiony jakichkolwiek skrupułów, który doprowadził zniewolenie człowieka do skali, której chyba nawet Sowieci sobie nie wyobrażali. Innymi słowy, Pjongjang może nie rozumieć, że grozi mu upadek i zagrać tak jak zagrał Saddam Hussein, który będąc przywódcą totalitarnym, a nie autorytarnym, żył w swego rodzaju informacyjnej bańce i w pewnym momencie przestał działać racjonalnie i nie zauważył, że Waszyngton nie żartuje grożąc użyciem siły" - powiedział Jurasz.

Jak dodał "postawienie sprawy w bardzo twardy sposób przez prezydenta Trumpa jest jedyną opcją". "Dlatego, że +racjonalne+ rozmowy Koreą Płn. nigdy do niczego nie doprowadziły i zapewne nigdy do niczego nie doprowadzą. Gdyby dalej przyglądać się zbrojeniom, to kolejnym etapem byłoby pogodzenie się z tym, że oni będą mieli rakiety wyposażone w głowice nuklearne, które będą w stanie razić cele w Europie czy samych Stanach Zjednoczonych" - ocenił ekspert.

Według Jurasza "prezydentowi Trumpowi chodzi o zastraszenie reżimu Kim Dzong Una". "To jest słuszna taktyka, aczkolwiek ryzykowana, bo np. stolica Korei Południowej - Seul jest w zasięgu artylerii północnokoreańskiej. Korea Północna ma potężną konwencjonalną armię. Jeśli miałoby dojść do wojny, to pewnie trzeba by było założyć, że byłaby to wojna, która pochłonęłaby setki tysięcy istnień" - dodał.

"Wracając zaś do scenariusza działań: nie byłaby to wojna, do której zdążyliśmy się przyzwyczaić, w której USA lekko i bez problemu zwyciężają, a potem mają ewentualnie problem z partyzantką. Tutaj mielibyśmy do czynienia z klasyczną wojną, gdzie jedna armia pancerna walczy z drugą armią pancerną, która ma co prawda przestarzały sprzęt i wojnę przegra, ale która jest w stanie, chociażby ze względu na tą silną artylerię i bliskość Seulu zabić setki tysięcy ludzi" - podkreślił Jurasz.

"Ale lepsze nawet kilkaset tysięcy ofiar niż miliony za kilka lat. Innymi słowy taktyka przyjęta przez prezydenta Trumpa jest ryzykowana, ale jedyna możliwa, dlatego, że dialog z Koreą Północną nigdy nie przynosił żadnych pozytywnych rezultatów" - zaznaczył Witold Jurasz.