W nieco ponad dekadę Rzeszów z miasta „Polski B” wyrósł na dynamicznie rozwijającą się metropolię? W czym tkwi jego siła?
Kiedy w 2002 r. obejmowałem urząd prezydenta tego miasta, wytyczyłem sobie jasny cel, że uczynię z niego perłę Podkarpacia. Szczególnie że miasto to było mi bardzo bliskie, od zawsze je kochałem. Dlatego tak ważne było dla mnie to, by zaczęło się liczyć na mapie Polski. Przyznaję, nie było łatwo. Możliwości Rzeszowa były bardzo ograniczone. Dysponowało ograniczonym terenem o powierzchni 53 km kw. Na 1 km kw. przypadało 3 tys. mieszkańców, było więc też bardzo gęsto zaludnione. To nie dawało pola do popisu. Pierwsze, co musiałem w związku z tym zrobić, to dodać miastu oddechu, a to było możliwe tylko w jeden sposób: zwiększając jego granice administracyjne. Zacząłem więc od przyłączania do Rzeszowa okolicznych gmin, a wraz z nimi mieszkańców, infrastruktury w postaci zakładów pracy, szkół, przeszkoli, żłobków, ale i niezagospodarowanych terenów, dzięki którym mogłem przyciągnąć nowych inwestorów. Robiłem to mimo sprzeciwu wielu uczonych czy samych mieszkańców, którzy w takim działaniu upatrywali raczej krzywdy niż korzyści. Spotkałem się nawet z wyzwiskami pod moim adresem – nazywano mnie Hitlerem. Po latach przyznają mi rację, że do rozwoju miasta potrzebna jest większa przestrzeń. Z ostatniego badania przeprowadzonego przez Uniwersytet Rzeszowski wynika, że 93 proc. mieszkańców pozytywnie ocenia rozszerzenie granic administracyjnych miasta. Nie przeczę, że mam satysfakcję z tego, że byłem konsekwentny w działaniu, bo wyszło na moje. Szczególnie że inni włodarze miast chcą iść w nasze ślady. Z wieloma się spotykam, by podpowiedzieć, jak to zrobić.
Dziś miasto liczy 126 km kw., czyli o 70 km kw. więcej. Rozwinęło się dzięki temu pod względem infrastruktury potrzebnej do życia. Efekt jest taki, że gdy województwo podkarpackie się wyludnia, to w Rzeszowie liczba mieszkańców stale rośnie.
Ile zostało wydane na inwestycje na nowych terenach?
Reklama
Szacuję, że 2 mld zł. Gdyby nie nowe tereny, to nie miałbym gdzie spożytkować tych pieniędzy. Dzięki tym środkom powstały nowe zakłady pracy, szkoły, mieszkania, ale i drogi. Zanim zostały wybudowane, została przeprowadzona wśród mieszkańców analiza na temat tego, czego potrzebują. Efektem takich konsultacji jest na przykład nasze najnowsze przedsięwzięcie. Chodzi o budowę nakładem 100 mln zł kanalizacji deszczowej. Planujemy też budowę trzech szkół, ale i nowych przedszkoli czy żłobków.
Ile dziś wydaje miasto na inwestycje i jak te wydatki zwiększyły się za pana rządów?
W 2003 r. budżet miasta wynosił 370 mln zł, z czego 54 mln zł było przeznaczane na nowe przedsięwzięcia. Dziś cały budżet liczy 1,65 mld zł, a na inwestycje idzie 700 mln zł. Co roku środki na nowe projekty rosną o 100–150 mln zł. Efekt jest taki, że nakłady na inwestycje w przeliczeniu na jednego mieszkańca są dziś dziesięciokrotnie wyższe w Rzeszowie niż w województwie. Wynoszą ponad 1,5 tys. zł.
To zasługa napływu nowych mieszkańców, którzy rozliczają się tu z PIT, ale i firm, które coraz chętniej wybierają Rzeszów na miejsce swojej działalności. Dodam, że chętnie korzystamy z dotacji unijnych. Za pieniądze z UE wybudowaliśmy most, którego realizacja została wyceniona na 200 mln zł. Ostatecznie w przetargu udało się wyłonić firmę, która go wykonała za 183 mln zł. Z UE udało nam się pozyskać dofinansowanie na poziomie 50 mln zł. Ostatecznie jednak wyniosło 167 mln zł. Jesteśmy dziś drugim miastem w Polsce pod względem wykorzystania funduszy unijnych.
A jak udało się przyciągnąć wielki biznes?
Stało się to możliwe dzięki uruchomieniu w 2006 r. specjalnej strefy ekonomicznej w okolicach lotniska Rzeszów-Jasionka. Zaczęło się od inwestycji MTU Poland. Pamiętam, jak firma zgłosiła się z propozycją budowy zakładu. Podczas rozmowy powiedziałem, że jej nie wypuszczę i że musi koniecznie zrealizować projekt w naszym mieście.
W ten sam sposób przekonywałem kolejnych graczy. Kartą przetargową w walce o nich stały się ulgi podatkowe, ale i pomoc przy realizacji inwestycji. Firmom jest przyznawany pracownik administracyjny, który pomaga przy załatwianiu wszelkich formalności. W ten sposób cały proces przebiega sprawniej i szybciej. Poza tym pytamy je od razu, jakich pracowników będą potrzebowały. Kiedy firma buduje zakład, my ich poszukujemy na rynku, kształcimy w szkołach. Efekt jest taki, że dziś w strefie przy lotnisku oraz w strefie Rzeszów–Dworzysko, która znajduje się terenach przyłączonych do Rzeszowa, swoje fabryki mają m.in. Borg Warner, Heli One, Fibrain, Raben, Harley Dawidson, które tysiące pracowników.
Na ile organizacja Kongresu 590 jest konsekwencją zainteresowania firm Rzeszowem, który dziś jest jednym z ważniejszych ośrodków kongresowych w Polsce?
To wszystko to konsekwencje tego, o czym rozmawialiśmy. Rzeszów jest przede wszystkim stolicą polskiego przemysłu lotniczego. To na Podkarpaciu jest produkowane ponad 90 proc. całej polskiej branży lotniczej. Bardzo szybko rozwijają się informatyka oraz sieć usług outsourcingu. Rzeszów jest jednym z najszybciej rozwijających się miast w Polsce. Według Głównego Urzędu Statystycznego do 2050 r. tylko w Warszawie i Rzeszowie będzie przybywać mieszkańców. Należy też pamiętać o strategicznym położeniu miasta – blisko Ukrainy i Słowacji. Nic więc dziwnego, że tak ważny dla polskiej gospodarki kongres odbywa się w Rzeszowie.
A jak miasto przyciągnęło stałych mieszkańców? Przecież nie każdy, kto mieszka w Rzeszowie, musi być zameldowany?
Zgadza się, ale staramy się do tego nakłonić naszych mieszkańców. Organizujemy konkursy z atrakcyjnymi nagrodami do wygrania dla tych, którzy zdecydują się zameldować. Odnoszą skutek. Od stycznia 2017 r do dzisiaj zameldowało się w Rzeszowie ponad 37 tys. mieszkańców.
Skąd pan czerpie pomysły na rozwój miasta?
Z zagranicy. Odwiedzam największe światowe metropolie w Chinach, Korei, Japonii, USA, by podpatrzyć, jak i dzięki czemu się unowocześniły, poprawiając komfort życia swoich mieszkańców. Współpracuję też pod tym względem z miastami partnerskimi takimi jak Bielefeld w Niemczech, Fangchenggang w Chinach, Enschede w Holandii, Split w Chorwacji czy Rushmoor w Anglii.
Co pan podpatrzył za granicą i przeniósł do Rzeszowa?
Przykładem mogą być autobusy elektryczne. Stawiamy bowiem na czyste miasto. Dlatego planuję dalszy rozwój ekologicznego transportu. W tym celu niebawem jadę do Wiednia, by z tamtejszą fabryką porozmawiać o możliwości zakupu autobusów automatycznych. Zdaję sobie sprawę, że do ich wprowadzenia na polskie ulice potrzebne są odpowiednie przepisy. Rozmawiam już w tej sprawie z ministrem Marcinem Warchołem z Ministerstwa Sprawiedliwości. Jesteśmy na dobrej drodze do zmian, za co bardzo mu dziękuję.
Za dwa tygodnie wybieram się też do Londynu, by z kolei więcej dowiedzieć się na temat możliwości uzupełnienia taboru publicznego o autobusy napędzane wodorem. W Dubaju widziałem klimatyzowane przystanki autobusowe. Teraz mamy takie w Rzeszowie – w lecie chłodzą, a w zimie ogrzewają. W Singapurze zauważyłem okrągłą kładkę nad skrzyżowaniem – wybudowałem ją w Rzeszowie. Pięknie ukwiecone miasto to z kolei pomysł z Klagenfurtu.
Miasto stawia na nowe technologie?
Zdecydowanie tak, to przyszłość, z której chcemy uczynić teraźniejszość, a co za tym idzie wytyczyć trend dla innych miast w Polsce. Dlatego korzystamy z nowych rozwiązań wszędzie, gdzie to możliwe, ale i przydatne, z korzyścią dla miasta i mieszkańców. Zainstalowaliśmy np. przystanki autobusowe, które informują głosowo podróżnych o tym, za ile podjedzie pojazd. Komunikatory mowy są też zainstalowane w autobusach, co ma pomóc w codziennym życiu m.in. osobom niewidomym i niedowidzącym, ale i starszym.
Na nowe technologie stawiamy jednak nie tylko w transporcie. Pojawiają się też w edukacji, służbie zdrowia. Mamy podpisaną umowę z Microsoftem, która umożliwia zainstalowanie na pięciu nośnikach dla jednego ucznia pakietu Office. Uczniowie i ich rodzice mają to za darmo. Podpisaliśmy również umowę na utworzenie w mieście sieci 5G. Dzięki temu będziemy mogli wprowadzić autobusy autonomiczne. Uruchomiliśmy w tym miesiącu Urban Lab – miejsce, gdzie mieszkańcy mogą zgłaszać innowacyjne rozwiązania.
Innym przykładem są panele fotowoltaiczne, które instalujemy na obiektach użyteczności publicznej, takich jak dworce autobusowe czy miejska oczyszczalnia ścieków. Dzięki temu możemy zaoszczędzić na energii, co jest szczególnie ważne w kontekście ostatnich podwyżek. Panele zamontowane na miejskiej oczyszczalni pozyskują w całości energię potrzebną do jej funkcjonowania. Dlatego idziemy dalej i do montażu paneli przekonujemy właścicieli obiektów prywatnych. W podjęciu im decyzji ma pomóc dofinansowanie, które oferujemy na ten cel, na poziomie 85 proc. poniesionych kosztów. Chętnych nie brakuje.
Jakie jeszcze inne udogodnienia pojawiły się w mieście?
Dzięki współpracy z policją udało mi się rozładować korki na skrzyżowaniach. Na każdym większym stoi funkcjonariusz, który pogania samochody do szybkiego opuszczania go.
Oddziały urzędu miasta otworzyłem w galeriach handlowych, by w ten sposób ułatwić mieszkańcom dostęp do nich, a co za tym idzie przyspieszyć czas załatwiania wielu spraw urzędowych. Dziś biura w galeriach specjalizują się we wnioskach o wydanie dowodu osobistego czy innych dokumentów. Temu samemu służy wprowadzenie jednego numeru do urzędu.
Planuję budowę kolejnych mieszkań komunalnych dla profesorów uczelni wyższych. Jeden blok już powstał. To mój sposób na przyciągnięcie jak najlepszej kadry do kształcenia lokalnej młodzieży. Wiem bowiem, że wykształcenie jest bardzo ważne. Dlatego też rozliczam nauczycieli z osiąganych przez ich uczniów wyników. Efektem jest dobra zdawalność matur w Rzeszowie. Miasto uplasowało się na najwyższej lokacie pod tym względem w Polsce z wynikiem na poziomie 92 proc.
PARTNER