W poniedziałek 15 grudnia ceny ropy rosły, około południa ocierając się o poziom 50 USD za baryłkę. W związku z rosnącym kursem eurodolara wydawało się, że rynek zareaguje pozytywnie środowe spotkanie. Wieczorem jednak cena za baryłkę spadła w okolice 45 USD, gdzie utrzymywała przez kolejny dzień.

Od ogłoszenia przez OPEC decyzji, ropa zaczęła zdecydowanie tracić na wartości, w piątek zaś za „czarne złoto” płacono niecałe 33 USD, czyli najmniej od 2004 roku. Inwestorzy nie uwierzyli widocznie, że nawet tak znaczne cięcia podaży będą w stanie zrównoważyć spadek globalnego popytu na surowiec. Konsumpcja paliw płynnych w Stanach Zjednoczonych spadła w listopadzie o 7,4% w porównaniu z rokiem poprzednim. Prognozy mówią zaś, że w 2009 roku globalny popyt na ropę będzie o 0,5% mniejszy niż w 2008. W efekcie wrosną zapasy. Dla przykładu w Cushing w Oklahomie (miejscu gdzie przechowywana jest ropa, którą handluje się na giełdzie Nymex) zapasy rosły przez 11 z ostatnich 12 tygodni.

Jak widać, popyt na ropę spada znacznie mocniej niż oczekiwano, a dotychczasowe działania OPEC w celu ustabilizowania cen okazują się niewystarczające. Argumentem w pewnym stopniu wyjaśniającym zachowanie rynku jest również zaufanie inwestorów do OPEC, a dokładniej kwestia wywiązywania się Państw Eksporterów Ropy Naftowej ze swoich obietnic.

Deklaracja obniżki często nie oznacza bowiem samej obniżki, w obecnej sytuacji zaś, utrzymanie wydobycia na zapowiedzianych mniejszych poziomach, wydaje się wątpliwe. Członkowie kartelu muszą bowiem zarabiać, w krótkim terminie zaś najprostszym wyjściem jest dla nich sprzedaż większej ilości baryłek. Niewykluczone więc, że rynek zareaguje na środowe cięcia dopiero za kilka tygodni, kiedy możliwe będzie zweryfikowanie rzeczywistego wydobycia z zapowiedziami. Zawiódł również brak zdecydowanej postawy eksporterów ropy spoza OPEC, m.in. Rosji.

Reklama

Tom Bentz, główny analityk BNP Paribas uważa, że „inwestorzy nie wierzą w jakąkolwiek zdolność kontrolowania rynku przez kartel”. Pomimo, że decyzję o tak dużej obniżce wydobycia należy uznać za rozsądną, eksporterzy ropy znajdują się po stronie podażowej, a w dobie obecnego kryzysu oczy świata zwrócone są na spadający popyt i rosnące zapasy. Niewykluczone, że na następnym spotkaniu, planowanym na marzec, członkowie OPEC zdecydują się na kolejne cięcie wydobycia.

W ciągu tygodnia obserwowaliśmy duże wahania cen metali szlachetnych. We wtorek za uncję złota płacono pond 880 USD, czyli najwięcej od około dwóch miesięcy. Czynnikiem, który zwiększył atrakcyjność złota jako alternatywnej inwestycji był słabnący dolar. Warto przypomnieć, że za uncję cennego metalu rekordowo dużo płacono w marcu tego roku, kiedy to cięcia stóp przez Fed posłały kurs EUR/USD w okolice 1,6000, czyli poziomów najwyższych od wprowadzenia wspólnej waluty. Koniec tygodnia przyniósł jednak ochłodzenie zapału inwestorów, a ceny złota spadły do okolic 840 USD za uncję, w ślad za eurodolarem.

Przez cały tydzień taniała za to miedź. W czwartek 18 grudnia za tonę surowca płacono najmniej od 2004 roku. Winą obarczać należy, podobnie jak w przypadku ropy, załamanie popytu i rosnące zapasy. W przypadku miedzi popyt jest jednak bardziej skoncentrowany, a głównymi importerami metalu są Chiny i USA. O ile jednak Stany Zjednoczone od ponad roku oficjalnie znajdują się w recesji, o tyle w Chinach wzrost gospodarczy, pomimo znacznego wyhamowania, powinien utrzymywać się na poziomie około 5-6% w 2009 roku. W tym też można upatrywać wsparcia dla cen nie tylko miedzi, ale i innych metali takich jak aluminium czy stal.

Bezpośredni wpływ kondycji chińskiej gospodarki na ceny surowców mogliśmy zaobserwować np. wczoraj, czyli w poniedziałek 22 grudnia, kiedy bank centralny Chin po raz piąty w ciągu trzech miesięcy obniżył stopy procentowe. Ogłoszono również wsparcie chińskiej gospodarki kwotą 586 mld USD, co niezwłocznie przełożyło się na wzrost cen miedzi o 0,9%. Wydaje się jednak, że na trwałe odwrócenie trendu spadkowego w cenach surowców trzeba będzie zaczekać przynajmniej do końca drugiego kwartału 2009.