Piątkowe zmniejszenie dostaw gazu w punkcie odbiorczym w Drozdowiczach (na granicy polsko-ukraińskiej) spowodowało, iż brakujące ilości gazu odbierane są przez punkt Wysokoje na granicy z Białorusią. W ten sposób utrzymywany jest poziom zaplanowanych dostaw gazu z kierunku wschodniego.

Wojna zaczęła się pierwszego dnia roku

Jak podała agencja ITAR-TASS, Gazprom zakręcił całkowicie w czwartek rano dostawy gazu na Ukrainę. Jednocześnie zwiększył dostawy do Unii Europejskiej. Poszło o nową cenę dostaw oraz o 2-miliardowy dług Ukrainy za gaz.
Reklama

Biuro prasowe Gazpromu podało, że dostawy obniżono o 90 mln m szesc. na dobę, co stanowi 100 proc. zapotrzebowania Ukrainy na ten surowiec.

Nadal jednak dostarczany jest gaz dla Unii Europejskiej w pełnej objętości 300 mln m szesc. na dobę - zapewniono.

Wcześniejsze doniesienia o 4-krotnym zmniejszeniu dostaw gazu dla Ukrainy dotyczyły wyłącznie objętości gazu pompowanego przez stację w Kursku - dodało biuro prasowe Gazpromu.

Przez Kursk biegnie jedna z nitek ropociągu dostarczającego gaz na Ukrainę i dalej do UE.

Druga magistrala gazowa, służąca głównie eksportowi do UE, biegnie przez Woroneż. Kierownictwo Gazpromu zleciło, by w czwartek zwiększyć przez nią dostawy do Europy - poinformowały źródła w kierownictwie stacji.

Kontrakt bez pieniędzy - nieważny

"Kontrakt upłynął o godz. 10.00 (8.00 czasu polskiego)" - powiedział rzecznik koncernu Gazprom.

Prezes Gazpromu Aleksiej Miller zapowiedział w środę przerwanie dostaw gazu na Ukrainę.

"Wobec niepodpisania kontraktu z Gazpromem nie ma żadnych podstaw, by dostarczać gaz poza terytorium celne" - powiedział. Jak podkreślił, cała odpowiedzialność za taki stan rzeczy spoczywa na stronie ukraińskiej.

"Nie spłacono zadłużenia. Mimo ustnego zapewnienia Kijowa Gazprom nie stwierdził pieniędzy za dostawy na swoim koncie. Przedstawiona przez stronę rosyjską propozycja obniżonej ceny za dostawy (na 2009 r.) spotkała się z odmową" - dodał.

Gazprom ostrzegał wcześniej, że nie zostanie podpisana żadna umowa w dostawy gazu na Ukrainę w 2009 r., jeśli Kijów nie spłaci ponad 2 mld dol. długów (należności za dostawy tegoroczne wraz z odsetkami karnymi).

Ukraina uznała w środę proponowaną przez Rosję cenę 250 dol. za tysiąc metrów sześc. za zbyt wysoką. Dotychczas wynosiła ona 179,5 dol.

Rosja mówi twardo - zapłacicie cene rynkową, ponad 400 dolarów

Gazprom oznajmił w czwartek, że w związku z odrzuceniem przez Kijów kompromisowego rozwiązania gaz będzie dostarczany od stycznia Ukrainie po cenach rynkowych - 418 dolarów za 1000 m sześc.

Zapowiedział to szef rosyjskiego koncernu Aleksiej Miller w programie telewizyjnym "Wiesti".

Podkreślił, że Ukraina odrzuciła propozycję Gazpromu, który chciał, aby Kijów płacił za gaz 250 dolarów przy zachowaniu dotychczasowych opłat tranzytowych.

Kijów odrzucił tę cenę jako zbyt wysoką.

Ukraina zasłania się Unią

Wcześniej w czwartek rosyjski Gazprom zapewniał, że do UE gaz jest dostarczany tranzytem przez Ukrainę w zakontraktowanej ilości 300 mln metrów sześciennych na dobę.

Prezes ukraińskiego Naftohazu Ołeh Dubyna przyznał jednak, że Ukraina ograniczyła dostawy rosyjskiego gazu do państw Europy Zachodniej o 21 mln m sześc. na dobę.

Wyjaśnił, że chodzi o tzw. gaz techniczny, który powinien być dostarczany przez Rosję. Już wcześniej Naftohaz przypominał, że tranzyt europejskiego gazu wymaga technicznego surowca do podtrzymywania ciśnienia.

"Oni (Gazprom) powinni dostarczać ten gaz; jest on włączony w bilans ich dostaw (niezbędnych) dla tłoczenia gazu" - zaznaczył Dubyna na konferencji prasowej w Kijowie. "Z bieżących dostaw wykluczono 21 mln m sześc., niezbędnych dla przesyłania gazu (na zachód - PAP)" - powiedział.

Podkreślił, że Ukraina nie ma zamiaru utrzymywać przesyłu rosyjskiego paliwa do UE, pobierając w tym celu własny gaz, przechowywany w zbiornikach podziemnych. Jeśli państwa UE będą miały w związku z tym pretensje, to zdaniem Dubyny powinny być one kierowane do Moskwy.

Prezydent Wiktor Juszczenko ujawnił, że rozmowy utknęły w martwym punkcie, gdyż Ukraina nie chce zgodzić się na zaproponowaną przez Rosję podwyżkę ceny gazu z dotychczasowych 179,5 do 250 dolarów za tysiąc metrów sześc.

Domagając się od Kijowa wyższej stawki za gaz, Rosjanie chcieliby zachować ubiegłoroczną cenę za jego tranzyt przez Ukrainę, czyli 1,7 dolara za tysiąc metrów sześc. na 100 km. Ukraina uważa, że za podwyżką cen gazu powinna pójść nowa cena za tranzyt. Zdaniem Juszczenki powinna ona wynieść 2-2,2 dolara za tysiąc metrów sześciennych na odcinku 100 km.

Juszczenko wyraził w czwartek nadzieję, że rozmowy z Moskwą o warunkach dostaw i tranzytu gazu będą kontynuowane i zakończą się do 7 stycznia, kiedy to w prawosławnej Rosji i na Ukrainie obchodzone jest Boże Narodzenie.

Polski premier zapewnia, że gazu nam nie zabraknie

Premier Donald Tusk zapewnił w czwartek w TVN24, że "Polska jest w sytuacji bezpiecznej - o ile w ogóle można mówić o pełnym bezpieczeństwie w relacjach energetycznych z Rosją". "Ale jesteśmy w sytuacji takiej jak inne kraje europejskie, jesteśmy rzetelnym płatnikiem, wobec nas nikt nie ma żadnych zastrzeżeń" - powiedział.

Tusk dodał, że "ewentualnie pojawi się problem logistyczny, skoro przez Ukrainę ten gaz w dużej mierze do nas płynie, może być kłopot natury technicznej".

"Mamy spore zapasy (gazu). Jeśli - mam nadzieję - nie będzie jakichś szczególnie polarnych warunków, to nawet gdyby pojawiły się jakieś kłopoty, w tym tranzycie (gazu) przez Ukrainę, na razie mogę uspokoić wszystkich rodaków, że gazu póki co nie zabraknie" - podkreślił premier.

Eksperci mają jednak wątpliwości

Ekspert rynku paliw i gazu Andrzej Szczęśniak ocenił w rozmowie z PAP, że jeśli konflikt rosyjsko-ukraiński w sprawie gazu będzie się przeciągał, to jego skutki może odczuć także Polska.

"Sytuacja jest potencjalnie groźna, konflikt może się zaostrzyć i przeciągać, a to może wpłynąć na ograniczenie dostaw gazu do Polski, a my mamy o wiele mniejsze zapasy gazu niż inne kraje UE. Gdyby okazało się, że zima będzie mroźna, Polska może mieć problem. UE nic nie grozi, Rosji zależy na dobrym wizerunku" - podkreślił Szczęśniak.

Dodał, że w przeciwieństwie do innych państw UE, Polska jest krajem, do którego gaz dociera "bocznym przyłączem" i z tego powodu w przypadku długotrwałego wstrzymywania dostaw na Ukrainę nasz kraj może mieć problemy.

Jego zdaniem Rosji będzie jednak zależało na wznowieniu dostaw gazu na Ukrainę, która jest obecnie dla niej "równorzędnym partnerem".

Rzeczniczka PGNiG Joanna Zakrzewska powiedziała PAP, że jesteśmy przygotowani na wypadek zmniejszenia dostaw gazu z Ukrainy, mamy jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Jak podkreśliła, w magazynach znajduje się gaz ziemny na pokrycie zapotrzebowania Polski przez kilka tygodni. "Na bieżąco monitorujemy sytuację, mamy przygotowane różne warianty. Możemy przekierować gaz, który płynie do Polski w ramach kontraktu jamalskiego z granicy polsko-ukraińskiej na granicę polsko- białoruską. Polacy nie muszą się obawiać, że zabraknie im gazu" - powiedziała Zakrzewska.

Zdaniem byłego prezesa PGNiG Andrzeja Lipki, Rosja próbuje wykorzystać konflikt gazowy z Ukrainą, by agitować za projektem rurociągu, który ma przebiegać po dnie Bałtyku.

"Według mnie są dwa powody konfliktu Rosji z Ukrainą. Rosja chce udowodnić, że realizacja projektu Nord Stream (rurociąg bałtycki) jest konieczna oraz wykorzystuje skomplikowaną sytuację wewnętrzną na Ukrainie do realizacji swoich celów" - powiedział PAP Lipko.

"Nie wiadomo, jak ten konflikt będzie się dalej toczył, ale obecnie nie ma żadnych przesłanek, które wskazywałyby, że może on mieć jakiś wpływ na dostawy gazu do Polski" - dodał b. prezes PGNiG.

Unia wzywa do dotrzymywania zobowiązań przez obie strony

Czeskie przewodnictwo UE oraz Komisja Europejska wezwały Rosję i Ukrainę do dotrzymania zobowiązań w zakresie dostaw rosyjskiego gazu przez Ukrainę do krajów UE. We wspólnym komunikacie wyrażono ubolewanie z powodu braku rozwiązania "handlowego sporu między Gazpromem a Naftohazem" wokół dostaw gazu z Rosji na Ukrainę.

Unijny komisarz ds. energii Andris Piebalgs zapewnił, że KE uważnie śledzi rozwój wydarzeń. KE i czeskie przewodnictwo są w kontakcie zarówno ze stroną rosyjską, jak i ukraińską. "UE ufa, że może wierzyć w zapewnienia, iż dostawy gazu do UE nie będą zakłócone, co będzie dowodem wiarygodności jej dostawców gazu" - zaznaczył.

Rosja zapewnia jedną czwartą unijnego zapotrzebowania na gaz; 80 proc. dostaw idzie przez Ukrainę.

"Mamy nadzieję, że Rosja i Ukraina będą w stanie rozstrzygnąć spór dotyczący zadłużenia i warunków dostaw w sposób przejrzysty i zgodny z zasadami rynkowymi" - napisał rzecznik Białego Domu Gordon Johndroe w oświadczeniu. "Dopływ energii na Ukrainę i do reszty Europy oparty na przejrzystych zasadach rynkowych jest sprawą zasadniczą dla stabilności i wiarygodności na regionalnym i globalnym rynku energetycznym" - podkreślił.