"Gdyby mój biznes miał być podzielony, zabrałbym marki, znaki towarowe i renomę. Trwały majątek zostawiłbym innym i wyszedłbym na tym dużo lepiej niż oni" - powiedział John Stuart, dawny prezes amerykańskiej firmy spożywczej Quaker Oats produkującej m.in. płatki śniadaniowe i batoniki.

Nic dziwnego. Z dostępnych rankingów najdroższych marek świata wynika, że wartość marki często przekracza trwały majątek firmy, np. marka Coca-Cola jest warta więcej niż wszystkie rozlewnie, magazyny i ciężarówki koncernu z Atlanty. Wielkie międzynarodowe korporacje traktują marki jako swoistą polisę ubezpieczeniową i wydają setki milionów dolarów rocznie na ich reklamę. W czasach, gdy każdy produkt, usługę czy technologię można szybko skopiować, to właśnie rozpoznawalna marka daje firmie przewagę nad konkurentami. Silne marki mające lojalnych zwolenników pozwalają firmom lepiej znosić kryzysy i spowolnienia gospodarcze.

Jednak John Gerzema oraz Ed Lebar z agencji reklamowej Young & Rubicam doszli do zaskakującego wniosku: większość tych polis nie ma dziś pokrycia. "Rynki finansowe myślą, że marki są warte więcej niż konsumenci, którzy je kupują" - piszą w swojej książce "Brand Bubble" ("Markowa bańka").