Japońskie media już w lutym protestowały przeciwko przedstawieniu wydarzeń historycznych w filmie, który w lipcu wchodzi na ekranu kin w Korei Płd. Powodem napięć między Tokio a Seulem są niewyjaśnione kwestie polityki historycznej.

Historię kopalni na japońskiej wyspie Hashima, którą ze względu na kształt nazywano wyspą-okrętem wojennym (jap. "gunkanjima"), przeniósł na ekran Seung-wan Ryoo. Główne role przypadły południowokoreańskim gwiazdom. "Film to fikcja oparta na faktach" - powiedział Riu na czwartkowej konferencji prasowej w Seulu.

"Wielu Koreańczyków było zmuszanych do niewolniczej pracy po wprowadzeniu rozporządzenia mobilizującego wszystkich obywateli Korei. Nie dostawali w zamian wynagrodzenia i nie traktowano ich po ludzku. Takie fakty dotąd poznałem. Są świadectwa, które przemawiają za nimi, świadkowie, którzy to przeżyli. Faktem jest także, że musieli schodzić 1000 metrów pod ziemię, by wydobywać węgiel" - tłumaczył reżyser.

Według danych rządu Korei Płd. opublikowanych w 2012 roku, w kopalniach na wyspach w okolicy miasta Nagasaki między 1943 a 1945 rokiem pracowało od 500 do 800 Koreańczyków. 143 z ich zmarło z powodu chorób, niedożywienia i wypadki przy wydobyciu.

Reklama

Reżyser, znany w Korei Płd. z bardzo popularnego filmu "Weteran" z 2015 roku, twierdzi, że jego celem było pokazanie historycznego tła wydarzeń. "To obraz o tym, jakie podejście do sytuacji mogą mieć zwykli ludzie, a z bardziej ogólnego punktu widzenia (to film) o ludziach i wojnie". Seung-wan Ryoo uważa, że obawy o wypaczanie faktów i protesty japońskiej opinii publicznej przeciw jego produkcji znikną, gdy tylko film trafi do kin. To nie jest produkcja, której celem jest podsycanie antyjapońskich nastrojów, "pokazuje, jak wojna jest w stanie stworzyć potwora" - przekonywał reżyser.

Japoński dziennik "Sankei Shimbun" wywołał oburzenie wśród Koreańczyków twierdząc, że przedstawienie Hashimy jako "piekielnej wyspy" jest dalekie od prawdy. Kwestia przymusowej pracy koreańskich obywateli podczas II wojny światowej nie jest jedyną sprawą dzielącą Tokio i Seul po ponad siedmiu dekadach od zakończenia zbrojnego konfliktu. Koreańska opinia publiczna uważa, że rząd Japonii nie przeprosił dotąd wystarczająco dobitnie za krzywdy wyrządzone tysiącom Koreanek wykorzystywanych seksualnie przez żołnierzy cesarskiej armii.

Rafał Tomański (PAP)