Dalej rynek absolutnie nie zwracając uwagi na sytuację zewnętrzną utrzymywał kierunek spadkowy przy śmiesznie niskich obrotach. Dopiero w południu handel się uspokoił, co z kolei oznaczało całkowity zanik aktywności.

Poranna informacja o szacunkach wzrostu polskiej gospodarki w 2008 roku okazała się zgodna z prognozami i wyniosła 4,8 proc. W stosunku do dynamiki z 2007 roku to spadek o 30 proc., ale i tak wygląda imponująco na tle krajów regionu. Z danych europejskich warto odnotować, że opublikowane wskaźniki opisujące nastrój biznesu w strefie Euro były odrobinę powyżej oczekiwań, ale prognozy były tak negatywne, że o pozytywnym zaskoczeniu nie może być mowy.

W żadnym momencie dzisiejszej sesji nie widzieliśmy reakcji na wczorajsze wzrosty w Stanach. Publikacje wyników kolejnych amerykańskich spółek, które notują same straty, nie pomagały bykom. Na szczęście niedźwiedzie też rzadko wykorzystują te informacje dzięki czemu spadki i u nas i w Europie były niewielkie.

Cały dzień WIG20 spędził przyklejony do poziomu 1600 pkt. Nawet dane z USA nie wniosły nic nowego do sytuacji rynkowej. Bezrobotnych w Stanach przybyło niewiele więcej niż oczekiwano, a zamówienia na dobra trwałego użytku spadły mocniej niż publikowano w prognozach. Największa niespodzianka pokazała się dopiero pod koniec naszej sesji. Okazało się, że sprzedaż nowych domów spadła w miesiąc o 15 proc., a w porównaniu do grudnia 2007 roku aż o 45 proc. Wielkość sprzedaży jest bliska tej obserwowanej w 1982 roku. Najistotniejszym elementem dla rynków jest cena domów a nie ich ilość. Średnia cena domu spadła najbardziej od 1970 roku do 230 tys. dolarów.

Reklama

Zakończenie sesji jednoprocentowym spadkiem jest zakończeniem przypadkowym. Ponownie minimalny obrót nic nie oznacza i dalej trwa wyczekiwanie na istotniejsze zmiany. Ryzyko inwestowania wciąż pozostaje duże, ale nadzieje na wzrosty też. Może giełdowe przysłowie „nie sprzedawaj na nudnym rynku” i tym razem okaże się bliskie prawdzie.

Paweł Cymcyk , Analityk A-Z Finanse