Rzeczniczka KE Maja Kocijanczicz wydała w poniedziałek oświadczenie, w którym podkreśla, że wybory w Kambodży odbyły się w "bardzo restrykcyjnym klimacie politycznym".

"W ciągu ostatniego roku władze Kambodży wykorzystały system sądowniczy kraju i inne formy presji dla ograniczenia działań opozycji politycznej, krytyki i sprzeciwu, w tym wobec społeczeństwa obywatelskiego. To doprowadziło do rozwiązania głównej partii opozycyjnej, Partii Narodowego Ocalenia Kambodży, aresztowania i długotrwałego przetrzymywania lidera tej partii Kema Sokhy i zakazu działalności politycznej przez pięć lat dla 118 czołowych działaczy ugrupowania. Wprowadzono też poważne obarczenia wobec wolnych i niezależnych mediów" - wskazała rzeczniczka.

W lutym ministrowie spraw zagranicznych UE uznali, że proces wyborczy, z którego główna opozycyjna partia zostaje wykluczona, jest "niezgodny z prawem". Dlatego UE odmówiła obserwacji wyborów, które odbyły się w niedzielę 29 lipca. Jak podkreśliła Kocijanczicz, w rezultacie braku konkurencji w wyborach ich wynikowi "brakuje wiarygodności".

Rzeczniczka dodała, że Unia Europejska oczekuje, iż władze Kambodży "przywrócą demokrację", zaangażują się w dialog z opozycją i stworzą warunki sprzyjające swobodnej debacie politycznej i konkurencji, w których media i społeczeństwo obywatelskie będą mogli swobodnie działać.

Reklama

Kambodżańska Partia Ludowa (PPC) premiera Hun Sena poinformowała w poniedziałek, że zdobyła wszystkie miejsca w liczącym 125 deputowanych parlamencie, uzyskując w niedzielnych wyborach 77,5 proc. głosów.

Wcześniej w poniedziałek kambodżańska opozycja zaapelowała o odrzucenie wyników wyborów. "29 lipca 2018, smutny dzień w najnowszej historii, przyniósł kres demokracji w Kambodży" - powiedział Mu Sochua, wiceszef opozycyjnej Partii Narodowego Ocalenia Kambodży (CNRP) na konferencji prasowej w Dżakarcie. "Wyniki ogłoszone przez PPC i państwową komisję wyborczą muszą być w pełni odrzucone przez społeczność międzynarodową" - wezwał.

W niedzielę CNRP nie stanęła do wyborów, gdyż w listopadzie 2017 roku została rozwiązana przez kambodżański Sąd Najwyższy, a jej przywódca Kem Sokha przebywa w areszcie, podejrzewany o zdradę stanu, co jego sympatycy określają jako zarzut motywowany politycznie. CNRP wzywała do bojkotu wyborów, jednak władze ostrzegły, że każdy bojkotujący będzie uznany za zdrajcę. Według państwowej komisji wyborczej frekwencja wyniosła 82 proc.

Po delegalizacji CNRP zachodnie rządy, w tym szczególnie USA i krajów UE, zwiększyły naciski na władze Kambodży, by zaprzestały kampanii tłumienia społecznego sprzeciwu. W odpowiedzi Hun Sen przyjął postawę antyzachodnią i zwrócił się w stronę Chin, które stały się najbliższym partnerem jego kraju.

Biały Dom poinformował, że w związku z nieprawidłowo przebiegającymi wyborami rozważy rozszerzenie ograniczeń wizowych wobec niektórych członków rządu Kambodży. Rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders podkreśliła, że wybory "nie odzwierciedliły woli narodu Kambodży". Rzecznik rządu Kambodży Phay Siphan ocenił stanowisko USA jako próbę "zastraszenia" jego kraju.

Oficjalne wyniki wyborów w Kambodży zostaną ogłoszone we wrześniu.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)