Wynik wyborów na prezydenta Warszawy mogą mieć reperkusje dla coraz bardziej podzielonej Europy – pisze Marek Strzelecki dla serwisu Bloomberg. Głosowanie 21 października to wybór między populistami zacieśniającymi kontrolę nad polskim społeczeństwem a opozycją walczącą o przetrwanie. Kamila Gasiuk-Pihowicz z Nowoczesnej twierdzi, że to historyczny moment, który może decydować o przyszłości całych pokoleń: „Pozostaniemy częścią Unii Europejskiej lub będziemy dryfować na Wschód”.

Partia Prawo i Sprawiedliwość przejęła kontrolę nad mediami publicznymi, największymi firmami i sądami. Buduje narodową katolicką tożsamość Polski, między innymi uchwalając kontrowersyjną ustawę o IPN i nazywając politycznych przeciwników „zdrajcami”. Jak pisze Bloomberg, jeśli Rafał Trzaskowski przegra, a partia rządząca – po tym, jak zmieniła przepisy dotyczące wyborów lokalnych – odzyska władzę również w innych regionach, konsekwencje tych wyborów będą rezonować jeszcze przez wiele lat. Już teraz Polska, choć jest największym beneficjentem wspólnego budżetu UE, a jej gospodarka jest uzależniona od pieniędzy Wspólnoty, prowadzi otwarty spór z Unią. Premier Mateusz Morawiecki twierdzi, że wszelka krytyka praworządności kraju po prostu odwraca uwagę od postępu Polski. Morawiecki powołał się na „cud gospodarczy”, gdy polska giełda awansowała z rozwijającego się rynku do rozwiniętego przez FTSE Russell.

Warszawa jest polem kluczowej rozgrywki, tak jak i wybory na prezydenta Gdańska, wraz z bałtyckim portem w Gdańsku, gdzie zaczęło się powstanie Solidarności, które ostatecznie doprowadziło do upadku komunizmu, a obecnie jest fortecą opozycyjnej Platformy Obywatelskiej.

Patryk Jaki próbuje przekonać obywateli opowieściami o swoich skromnych początkach, dorastaniu w bloku. Nie szczędzi anty-muzułmańskich komentarzy, które są obecnie powszechne w Polsce. Jednym z filarów jego kampanii była rola Jakiego w powołanej przez rząd komisji zajmującej się nieprawidłowościami w reprywatyzacji warszawskich nieruchomości skonfiskowanych podczas komunizmu. Zapowiedział, że będzie próbował zniszczyć skorumpowane struktury w Warszawie.

Reklama

To budzi niepokój opozycji. Jak powiedziała Gasiuk-Pihowicz, stanowisko prezydenta Warszawy jest kluczowe, ponieważ daje możliwość widoczności w mediach ogólnopolskich. Urząd Miasta niezależnie zatwierdza – lub odrzuca – podania o publiczne demonstracje za lub przeciwko rządowi. Gasiuk-Pihowicz przywołuje jako przykład węgierskiego premiera Viktora Orbana, sojusznika lidera Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego.

Fidesz Orbana po raz pierwszy rządził Budapesztem w 2010 roku, kiedy to został ponownie wybrany do władzy, zanim stał się liderem anty-imigranckich, anty-brukselskich ruchów w całej Europie. Stanowisko pozwoliło partii na zwiększenie kontroli nad mediami i sądami oraz zwalczenie organizacji pozarządowych.

Parlament Europejski w zeszłym miesiącu uderzył w Orbana za „nieliberalną demokrację”. Fidesz nie będzie jednak musiał stawić czoła sankcjom, ponieważ kilka rządów wschodnioeuropejskich, w tym Polska, oświadczyło, że je zawetują.

>>> Czytaj też: Brytyjskie tabloidy ostro o Tusku: Protekcjonalny pacan; dobrze, że wychodzimy z UE