Wcześniej komisja przyjęła szereg poprawek do rządowego projektu, mających na ogół charakter doprecyzowujący.

Niezmienione pozostały najważniejsze założenia przygotowanego przez Ministerstwo Finansów projektu. Zakłada on utworzenie prywatnego, dobrowolnego systemu gromadzenia oszczędności emerytalnych. W program ma być zaangażowane państwo, pracodawcy i pracownicy.

Ustawa dotyczyłaby osób, które są zatrudnione na podstawie umowy o pracę. Wpłata podstawowa finansowana przez uczestnika PPK może wynosić od 2 do 4 proc. wynagrodzenia. Z kolei pracodawca dopłacałby składkę od 1,5 proc. do 4 proc. wynagrodzenia. W efekcie maksymalna wpłata na PPK w przypadku jednego pracownika mogłaby wynosić 8 proc.

Wpłata podstawowa finansowana przez uczestnika PPK będzie mogła wynosić mniej niż 2 proc. wynagrodzenia, ale nie mniej niż 0,5 proc. wynagrodzenia, jeżeli wynagrodzenie uczestnika PPK osiągane z różnych źródeł w danym miesiącu nie przekracza kwoty odpowiadającej 1,2-krotności minimalnego wynagrodzenia.

Reklama

Poza tym obowiązywałaby coroczna dopłata z budżetu w wysokości 240 zł, a ponadto państwo dawałoby dodatkową "opłatę powitalną" w wysokości 200 zł.

Ustawa miałaby wejść w życie 1 stycznia 2019 r. z półrocznym vacatio legis. Największe firmy, zatrudniające powyżej 250 osób, zaczną stosować przepisy ustawy od 1 lipca 2019 r. Podmioty zatrudniające co najmniej 50 osób - od 1 stycznia 2020 r., a firmy zatrudniające co najmniej 20 osób - od 1 lipca 2020 r. Pozostałe podmioty będą musiały stosować ustawę od 1 stycznia 2021 r. Ten ostatni termin obowiązuje też podmioty należące do sektora finansów publicznych.

Program PPK będzie prowadzony przez Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych, zakłady ubezpieczeń i Powszechne Towarzystwa Emerytalne. Gdy ktoś osiągnie 60. rok życia, będzie mógł wypłacić zgromadzone środki jednorazowo, choć wtedy 75 proc. z obciążeniem podatkowym. Jeżeli będzie wypłacał w miesięcznych ratach przez 10 lat, nie będzie to opodatkowane.

Jak mówił podczas posiedzenia komisji prezes Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys, według obecnych szacunków PPK miałyby obejmować 11,5 mln pracowników.

Borys wskazywał też na różnice z Otwartymi Funduszami Emerytalnymi - OFE były dla określonej grupy osób obowiązkowe, natomiast PPK będą dobrowolne, OFE opłacane były ze składek, natomiast PPK mają być opłacane głównie z oszczędności, więc nie będą generować długu dla finansów państwa. Wreszcie w PPK, podkreślał Borys, zaangażowane będą środki prywatne.

Nad liczącym 144 artykuły projektem komisja pracowała przez dwa dni. Posłowie opozycji pytali przedstawicieli rządu o niektóre elementy projektu.

Izabela Leszczyna (PO) pytała m.in., jaki będzie koszt ustawy dla całego sektora finansów publicznych, jak już będzie obowiązywać. Pytała także, ile podmiotów ma brać udział w PPK.

Paulina Hennig-Kloska (Nowoczesna) pytała, dlaczego nie są zrównane warunki udziału w programie firm państwowych i prywatnych, a jednostki budżetowe mają do niego dołączyć w ostatniej kolejności. Postulowała zrównanie terminu przystąpienia do programu obu typów podmiotów.

Zdaniem posłanki Nowoczesnej przepisy w obecnej wersji mogą podwyższyć koszty firm prywatnych i zagrozić ich wynikom. "Nie można tak ich traktować, a sobie dawać czas" - mówiła Hennig-Kloska. Pytała też, dlaczego do programu nie zostaną włączeni samozatrudnieni.

Paweł Borys wyjaśniał, że koszty dla budżetu to ok. 300 mln zł rocznie, więc "biorąc pod uwagę wzrost bazy podatkowej" nie powinno to doprowadzać do wzrostu deficytu. Z kolei program może przynieść oszczędności rzędu 15 mld zł.

Przekonywał, że sfera budżetowa wchodzi do programu w ostatniej kolejności, bo np. obowiązuje tam specyficzny tryb wyboru dostawców, więc podmioty te potrzebują trochę więcej czasu, żeby się przygotować.

Także, zdaniem Borysa, "systemy pracownicze nie mogą być skierowane do osób samozatrudnionych", bo ci ostatni mają np. zwiększony limit wpłat na Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE), które są produktem skierowanym do nich.

Wiceminister finansów Piotr Nowak informował zaś posłów opozycji, że do programu może przystąpić około 50 instytucji finansowych, z czego ok. 30 TFI, 11 PTE oraz kilkanaście towarzystw ubezpieczeń.

Wyjaśniał, że wydatki ogółem w związku z programem to ok. 3,6 mld zł, z czego 310 mln zł płaci budżet, 540 mln zł jednostki samorządu terytorialnego, a pozostałe jednostki w tym Fundusz Pracy, gdzie zawarte są dopłaty powitalna i roczna, to 2,76 mld zł.

Podczas posiedzenia spory wywołała też kwestia kar, jakie będą grozić pracodawcom za np. niedopełnienie zawarcia umowy na zarządzanie PPK w ustawowym terminie. Będzie to kara grzywny "w wysokości do 1,5 proc. funduszu wynagrodzeń u danego podmiotu zatrudniającego w roku obrotowym poprzedzającym popełnienie czynu zabronionego". Z kolei za uchylanie się od płacenia składek lub inne nieprawidłowości będzie grozić kara od 1000 zł do 1 mln zł.

Paulina Hennig-Kloska (Nowoczesna) przekonywała, że tak wysokie kary - dochodzące do całości wpłaty na PPK - mogą doprowadzić do "zaburzenia priorytetów w firmie", bo w przypadku kłopotów z płynnością przedsiębiorcy będą woleli zapłacić na PPK niż np. wypłacić pensje pracownikom lub składki na ZUS.

Janusz Szewczak (PiS) argumentował jednak, że kary mają zapobiegać sytuacji, gdy przedsiębiorcy będą woleli raz na jakiś czas zapłacić 30-40 tysięcy niż płacić na PPK.

Izabela Leszczyna (PO) pytała, czy tzw. instytucją wyznaczoną (taką, która będzie zawierać umowy na zarządzanie PPK, gdy nie dopełni tego pracodawca lub będzie przejmować od innych podmiotów prowadzenie programu, gdy np. zostaną usunięte z ewidencji TFI) ma być TFI PFR.

"Chcecie państwo miliardy złotych prywatnych pieniędzy obywateli powierzyć instytucji, która nie ma żadnego doświadczenia w zakresie zarządzania środkami finansowymi na rynku kapitałowym" - pytała Leszczyna.

Paweł Borys zapewniał, że PFR TFI "funkcjonuje od wielu lat, posiada doświadczenie inwestycyjne" i zatrudnia doświadczonych pracowników. Nie zostało to wpisane wprost do ustawy (jest tylko zapis, że musi być to instytucja, w której PFR ma 50 proc. udziałów w kapitale zakładowym), by zapewnić "większą elastyczność i większe bezpieczeństwo", gdyby PFR TFI np. nie spełniło wymagań.

Spór wybuchł także wokół przeglądu działania ustawy, jakiego rząd ma dokonywać co cztery lata. Krystyna Skowrońska (PO) zaproponowała, by dokonywany był co dwa lata, ale większość w komisji odrzuciła tę propozycję. (PAP)