Trudność budowania wspólnoty w Polsce wynika dziś z tego, że spór w kraju jest szczególnie ostry, codziennie podsycany, w warstwie językowej i symbolicznej - mówi "Wprost" wicepremier Piotr Gliński. Jak ocenia, PiS jest traktowany przez opozycję jak Żydzi przez Goebbelsa.

W wywiadzie dla "Wprost" wicepremier oświadczył, że obchody stulecia odzyskania niepodległości "udały się, niezależnie od tego, co mówią i robią nasi przeciwnicy polityczni". Wskazywał, że z okazji stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości stworzono "unikalny, zakrojony na szeroką skalę program na sześć lat obchodów - od 2017 do 2022 r.".

"Budżet obchodów sięgnął 240 mln zł na sześć lat. Z tego aż 83 mln zł idzie na inicjatywy obywateli: 60 mln zł w kraju i 23 mln zł na projekty zagraniczne, co koordynował Instytut Adama Mickiewicza. 95 mln zł zostało wydanych na projekty instytucji kultury podległych naszemu ministerstwu - jak filharmonie, muzea, teatry" - mówił.

Wicepremier ocenił, że trudność budowania wspólnoty w Polsce wynika dziś "nie tylko z tego, że jest spór", bo ten jest w każdej demokracji. "Wynika z tego, że w Polsce jest on szczególnie ostry, codziennie podsycany, w warstwie językowej i symbolicznej" - stwierdził.

"Jeżeli przewodniczący Rady Europejskiej przyjeżdża dzień przed świętem, jednym na sto lat, i mówi o neobolszewikach, to znaczy, że mamy sytuację ekstraordynaryjną, nie do zaakceptowania z punktu widzenia polskiej racji stanu i dowodzącą, że druga strona, nie mając dla Polaków propozycji programowych, będzie każdą, nawet najświętszą okazję wykorzystywała do szerzenia nienawiści. Gdy brakuje programu, walka przenosi się w sferę emocji" - wskazywał Gliński.

Reklama

"Język, którym mówi się o PiS, ma wykluczać, unicestwiać, ma nas odczłowieczać, delegitymizować, mamy być tak traktowani, jak Żydzi przez Goebbelsa. Ma wzbudzać do nas obrzydzenie. W opozycji byliśmy wykluczani, traktowani jak trędowaci (...). Jesteśmy porównywani do faszystów, dyktatury, ja jestem określany, jako cenzor, który przeprowadza stalinowskie czystki w teatrach itd." - wyliczał minister.

Gliński podkreślił, że "nie żali się", a chce jedynie zwrócić uwagę, że "komuś zależy, aby tak wyglądało polskie życie publiczne". "I nawet jeżeli dzięki tej taktyce pan Schetyna czy pan Tusk pokona tych pisiorów, to co? Nagle zapanuje sielski spokój? Miliony ludzi, którzy głosują na Jarosława Kaczyńskiego, zapadną się pod ziemię? Nie. Tylko ktoś - nie Polacy, będzie się z tego wiecznego piekła bardzo cieszył..." - mówił Gliński.

Wicepremier podkreślił, że on i jego partia uważają, że Polskę trzeba budować wspólnie. "Uważam, że powinniśmy łagodzić retorykę i emocje. Z czysto pragmatycznego powodu nam nie służą, mamy przecież coś do zaproponowania Polsce, realizujemy dla społeczeństwa wielkie reformy, zmiany, także instytucjonalne, z kilkoma podstawowymi celami: zwiększenia suwerenności Polski, sprawiedliwości - stąd wielkie transfery społeczne, a także wolności" - dodał.

>>> Czytaj też: Stare taśmy, nowe fakty. Czego obawia się Leszek Czarnecki?