Słowa szefa dyplomacji to pierwszy komentarz białoruskich władz dotyczący kolejnego zaostrzenia konfliktu Kijowa i Moskwy po niedzielnym incydencie w Zatoce Kerczeńskiej.

"Nie chcielibyśmy, by doszło do kroków, które mogłyby doprowadzić do dalszego wzrostu napięcia w naszym regionie" – mówił cytowany przez agencję BiełTA Makiej, dodając, że wpływa to nie tylko na bezpieczeństwo regionalne, ale także szerzej – na bezpieczeństwo międzynarodowe.

Reklama

"Jesteśmy przekonani, że strony konfliktu rozumieją swoją odpowiedzialność za sytuację w regionie, za bezpieczeństwo regionalne" – dodał.

Minister podkreślił też, że Białoruś nie chciałaby, by doszło do "emocjonalnych oświadczeń ze strony zewnętrznych graczy", bo one również mogłyby zwiększyć napięcie.

Według Makieja obecne zaostrzenie dowodzi aktualności przestróg, "niejednokrotnie wypowiadanych przez prezydenta Białorusi" Alaksandra Łukaszenkę. "O tym, że stopniowo obsuwamy się w przepaść wielkiego konfliktu" – wskazał minister spraw zagranicznych.

"My jesteśmy zupełnie blisko i odczuwamy osobiście konsekwencje tej konfrontacji" – zauważył.

Dodał też, że Białoruś "monitoruje oświadczenia obu stron", jednak chciałaby, by "i jedna, i druga strona przekazały jej obiektywną informację, by móc przeprowadzić własną realną analizę sytuacji związanej z tym incydentem".

Makiej podkreślił jednocześnie, że Mińsk jest gotów "wnieść swój wkład w uregulowanie sytuacji i obniżenie tego napięcia, które jest w regionie, o ile będzie to do przyjęcia dla poszczególnych graczy politycznych".

Po niedzielnym ataku rosyjskich służb granicznych, które ostrzelały trzy ukraińskie okręty w pobliżu Cieśniny Kerczeńskiej, łączącej Morze Czarne z Morzem Azowskim, Ukraina ogłosiła stan wojenny na części swojego terytorium.

Ukraińskie jednostki, które zmierzały do portu w Mariupolu nad Morzem Azowskim, chciały przepłynąć pod mostem nad cieśniną, jednak nie dostały na to pozwolenia. Według władz w Kijowie atak Rosjan nastąpił na wodach neutralnych.

Ukraina wskazuje, że ma z Rosją umowę z 2003 roku dotyczącą Morza Azowskiego, na podstawie której oba państwa uważają Morze Azowskie i Cieśninę Kerczeńską za swoje terytorium wewnętrzne. Oba kraje mają tam też swobodę żeglugi.

Tymczasem prezydent Rosji Władimir Putin powtórzył w środę, że siły rosyjskie "wykonały swój obowiązek", zatrzymując siłą trzy jednostki ukraińskie oraz ich załogi, bowiem "wpłynęły one na wody terytorialne Rosji w tym miejscu, gdzie wody te znajdowały się zawsze" oraz "nie odpowiadały na zapytania pograniczników" rosyjskich.

Z Mińska Justyna Prus (PAP)