W środę prezydent USA Donald Trump podpisał ustawę o wzajemnym dostępie do Tybetu (Reciprocal Access to Tibet Act), która ma na celu ułatwienie wjazdu do tego regionu amerykańskim urzędnikom i dyplomatom, a także dziennikarzom i innym obywatelom USA. Przewiduje zakaz podróży do USA dla chińskich urzędników, którzy uznani zostaną za odpowiedzialnych za ograniczanie dostępu do Tybetu.

Wojsko komunistycznych Chin wkroczyło do Tybetu w 1950 roku i – jak głosi oficjalna propaganda – w pokojowy sposób go wyzwoliło. Od tamtej pory władze w Pekinie kontrolują Tybet, który w ramach ChRL nazywany jest Tybetańskim Regionem Autonomicznym.

Rzeczniczka chińskiego MSZ oceniła, że nowe prawo to „niewłaściwy sygnał dla tybetańskiego elementu separatystycznego” oraz zagrożenie dla dwustronnych relacji Chiny-USA, które są ostatnio bardzo napięte, m.in. w związku ze sporem handlowym.

„Jeśli USA wprowadzą to prawo, poważnie zaszkodzi ono relacjom chińsko-amerykańskim i dwustronnej współpracy w ważnych dziedzinach” - powiedziała Hua na rutynowym briefingu w Pekinie. Jak dodała, Waszyngton powinien zdawać sobie sprawę, że kwestia Tybetu jest delikatna, i zaprzestać ingerowania w nią. W przeciwnym razie USA będą musiały ponieść konsekwencje – zaznaczyła, nie rozwijając tematu.

Reklama

Według organizacji praw człowieka sytuacja Tybetańczyków w Tybetańskim Regionie Autonomicznym jest bardzo trudna. Na brak dostępu do regionu zwracał w czerwcu uwagę ówczesny Wysoki Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka Zeid Ra’ad al-Hussein.

„W Chinach, pomimo wysiłków mojego biura, by stworzyć warunki potrzebne do efektywnego dialogu, moi pracownicy nie uzyskali nieskrępowanego dostępu do kraju, w tym do Tybetańskiego Regionu Autonomicznego (…), gdzie według doniesień sytuacja z prawami człowieka szybko się pogarsza” - alarmował wówczas Hussein.

Obcokrajowcy chcący odwiedzić Tybet muszą uzyskać specjalne pozwolenie od chińskich władz. Przeważnie jest ono przyznawane turystom – w tym wielu, którzy uczestniczą w pilnie nadzorowanych wycieczkach grupowych - ale rzadko dostają je zagraniczni dyplomaci i dziennikarze.

Hua oświadczyła, że Tybet jest otwarty dla zagranicznych gości, i dodała, że od 2015 roku odwiedziło go ok. 40 tys. Amerykanów. Oceniła przy tym, że nakładane przez rząd restrykcje w dostępie do regionu są „absolutnie konieczne i zrozumiałe” w związku z „lokalnymi uwarunkowaniami geograficznymi i klimatycznymi”.

Zadowolenie z nowej amerykańskiej ustawy wyraziły grupy walczące o prawa Tybetańczyków. Międzynarodowa Kampania na rzecz Tybetu oceniła, że nowe prawo będzie silnie oddziaływać, jest innowacyjne i znamionuje „nową erę amerykańskiego wsparcia”, a także jest wyzwaniem dla polityki prowadzonej w Tybecie przez Pekin.

Na przyszły rok przypada delikatna politycznie 60. rocznica ucieczki duchowego przywódcy tybetańskich buddystów, Dalajlamy XIV, który zbiegł do Indii po nieudanym powstaniu przeciwko Chinom. Komunistyczne władze w Pekinie uważają go za groźnego separatystę, podczas gdy on sam twierdzi, że chciałby jedynie prawdziwej autonomii dla swojej rodzinnej krainy.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)