- Wiązanie końca z końcem
- Kiedy podwyżka boli bardziej niż inflacja
- Nowe firmy w 2026 roku czeka podwyżka
- Składka zdrowotna znów daje po kieszeni
- Firmy bez rejestracji z nowym limitem w 2026 roku
Czego najbardziej obawiają się mikroprzedsiębiorcy i właściciele małych firm? Rosnących kosztów prowadzenia działalności gospodarczej. Niepokoi to aż 37,9 proc. przedsiębiorców, którzy zatrudniają do 50 pracowników i w ubiegłym roku mieli obrót lub całkowity bilans roczny nieprzekraczający 10 mln euro. Tak wynika z raportu „Bieżące obawy i lęki mikrofirm oraz małych przedsiębiorstw w Polsce. I kwartał 2025 roku”. Drugą pozycję w rankingu zajęło podnoszenie składek na ZUS, co wywołuje obawy 30,1 proc. prowadzących mały biznes. W TOP3 zagrożeń jest utrata płynności finansowej – 21,2 proc. Te obawy znajdują potwierdzenie w rzeczywistości.
Wiązanie końca z końcem
Cała prawda o tej biedzie z nędzą wygląda ze statystyk Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który podaje szokujące dane. Na koniec pierwszego półrocza ca z ko2025 roku średnie zadłużenie przedsiębiorców wyniosło blisko 34 tysiąca złotych. Rekordzista ma aż ponad 818 mln zł niezapłaconych składek. Zsumowane zaległości to już ponad 21 miliardów złotych.
Kiedy podwyżka boli bardziej niż inflacja
Czarny scenariusz rysuje się przez wzrost ustawową podwyżkę minimalnego wynagrodzenia, które od 2026 roku wzrośnie o 140 zł brutto, z 4666 zł do 4806 zł. Dla pracownika na etacie oznacza to wyższy przelew o 94,93 zł i wyniesie 3605,85 zł. Dla przedsiębiorców jednak wrośnie koszt zatrudnienia pracownika aż o 168,78 zł – wylicza Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy firmy inFakt. Przy minimalnym wynagrodzeniu w 2026 roku minimalny koszt zatrudnienia pracownika to 5790,28 zł. Co oznacza, że przy minimalnym wynagrodzeniu 4806 zł, składki ZUS oraz podatek to aż 2184,43 zł.
Nowe firmy w 2026 roku czeka podwyżka
Przedsiębiorcy rozpoczynający prowadzenie działalności mogą skorzystać z preferencyjnych stawek składek ZUS. Wylicza się je od minimalnego wynagrodzenia, które obecnie wynosi 4666 zł. W przyszłym roku minimalne wynagrodzenie ma wzrosnąć do kwoty 4806 zł.
W przypadku ZUS preferencyjnego, podstawa składek (bez składki zdrowotnej) to 30% wynagrodzenia minimalnego. Obecnie podstawa ta wynosi 1399,80 zł, a składki 442,90 zł.
Od stycznia 2026 roku. podstawa składki wzrośnie do kwoty 1441,80 zł, a składki (bez składki zdrowotnej) wyniosą 456,19 zł, a więc o 13,39 zł więcej miesięcznie niż obecnie. Rocznie to większe obciążenie o 159,48 zł.
Składka zdrowotna znów daje po kieszeni
Znacznie większy wzrost dotyczy składki zdrowotnej. Choć miała zostać trwale obniżona (ustawa została zawetowana w maju), to wciąż obowiązuje zasada, że składka nie może być niższa niż 9 proc. minimalnego wynagrodzenia. W 2025 roku obwiązuje 9 proc. liczone od 75 proc. minimalnego wynagrodzenia. To oznacza, że obecnie podstawa jest o 25 proc. niższa. W 2026 r. jednak wrócimy do „starych” zasad wyliczania minimalnej składki zdrowotnej.
W efekcie, przy wynagrodzeniu minimalnym na poziomie 4806 zł, przedsiębiorcy zapłacą co najmniej 432,54 zł miesięcznie – niezależnie od tego, czy osiągną dochód, czy stratę. To o 117,58 zł miesięcznie więcej niż w 2025 roku. Oznacza to, że łącznie ZUS dla początkujących przedsiębiorców w 2026 r. wzrośnie miesięcznie 130,87 zł, a rocznie aż o 1570,44 zł.
Firmy bez rejestracji z nowym limitem w 2026 roku
W 2026 roku będzie więcej można zarobić na działalności nierejestrowanej. Dodatkowo zmieni się sposób wyliczania limitu, z miesięcznego na kwartalny. Obecnie limit miesięcznych przychodów to 75 proc. minimalnego wynagrodzenia. W roku 2026 będzie to 225 proc. ale kwartalnie. To ważne zwłaszcza w działalności sezonowej lub wyższej nagłej sprzedaży. Obecnie limit przychodów miesięcznych 3499,50 zł. Po wzroście minimalnego wynagrodzenia oraz sposoby wyliczania, kwartalny limit w 2026 roku 10 813,50 zł.
Rozpacz przedsiębiorców: „mam dość”
Jak te podwyżki komentują sami przedsiębiorcy? Od 10 lat ciągnę ten wózek i mam dość. Idę w wykończeniówkę albo w fryzjerstwo, tam nikt paragonów ani faktur nie wystawia, a mnie coraz mniej stać, aby być konkurencyjnym i jednocześnie w porządku wobec urzędów – to jeden z licznych wpisów w sieci w reakcji na te hiobowe wieści.
2 koła na składkę, później 2 koła na zużycie sprzętu, później 2 koła za najem, później 2 koła za energię. I dopiero zarabiamy pierwszą złotówkę w jakiejś mikro jednoosobówce, minus VAT minus podatek. Nie jednemu po przepieprzeniu ton żelastwa, zajechaniu siebie i maszyn, zostało znacznie mniej w ręce, niż oddali państwu – brzmi kolejny komentarz rozgoryczonego przedsiębiorcy.
Długi zatapiają firmy
Niedawno został opublikowany raport pt. „Zaległości i opóźnienia w płatnościach wśród firm” autorstwa pracowni badawczej UCE Research, z którego można się dowiedzieć, jak w pierwszym półroczu tego roku kształtowały się zaległości w polskich firmach. Dane pochodzą z badania, przeprowadzonego wśród ponad pół tysiąca liderów biznesu, w tym właścicieli firm i kadry zarządzającej wyższego szczebla. Respondenci zostali zapytani o to, ile średnio wynosiły zaległości na rzecz reprezentowanych podmiotów w ww. okresie. Mieli do wyboru 7 przedziałów (od poniżej 5 tys. zł do ponad 100 tys. zł).
Chodziło o nieopłacone i zapłacone z opóźnieniem przez ich kontrahentów faktury lub rachunki. 28,3 proc. firm ten problem nie dotyczył. Z kolei 11,1 proc. badanych nie potrafiło się określić. Komentując deklaracje przedsiębiorców o braku opóźnień w płatnościach, Andrzej Zabielski, Dyrektor Generalny Ogólnopolskiej Federacji Małych i Średnich Przedsiębiorców (OFMiŚP), zastrzega, że należy do takich wskazań podchodzić z ostrożnością.
– W praktyce wielu najmniejszych przedsiębiorców nie ujawnia problemów z płynnością, nawet w badaniach anonimowych, obawiając się naruszenia wizerunku firmy lub potencjalnych negatywnych konsekwencji w relacjach z kontrahentami, bankami czy instytucjami publicznymi. Z kolei grupa ponad 11 proc. respondentów, która nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, może wskazywać na brak bieżącej kontroli nad finansami, co często wynika z ograniczonych zasobów kadrowych i braku dostępu do wyspecjalizowanego wsparcia – dodaje Andrzej Zabielski.
Ukrywanie prawdy
Z kolei Adrian Parol, doradca restrukturyzacyjny i radca prawny, uważa, że przedsiębiorcy mogą ukrywać prawdę o zatorach finansowych, gdyż postrzegają przyznanie się do problemów z płynnością jako dowód swojej słabości. Podobnego zdania jest Łukasz Goszczyński, radca prawny i doradca restrukturyzacyjny z kancelarii GKPG, który uważa, że w grę często wchodzi zwykły wstyd. Mówiąc wprost, przedsiębiorcy nie lubią oficjalnie przyznawać się do tego, że ktoś im coś zalega.
– Problem zatorów płatniczych bywa niedoszacowany, bo często jest akceptowany jako element codziennej praktyki rynkowej. Przedsiębiorcy próbują radzić sobie z nim nieformalnie, co pokazuje, jak bardzo potrzebne są systemowe rozwiązania oraz uproszczone procedury dochodzenia należności, skierowane w szczególności do firm z sektora MŚP. Wiele z nich świadczy usługi lub dostarcza towary dużym kontrahentom, od których zależy znaczna część ich obrotów. W takich relacjach asymetria sił powoduje, że przedsiębiorcy często obawiają się egzekwowania terminowych płatności, by nie ryzykować utraty kontraktu. W efekcie tolerują opóźnienia, co czyni ich szczególnie podatnymi na skutki zatorów płatniczych – mówi ekspert z OFMiŚP.
Małe kwoty, wielkie problemy
Z raportu wynika również, że średnia wartość nieuregulowanych lub opóźnionych płatności za faktury lub rachunki najczęściej wynosiła od 5 do 20 tys. zł – 12,7 proc. Przeważnie deklarowali to respondenci pracujący lub prowadzący firmę w mieście liczącym od 200 tys. do 499 tys. mieszkańców. Głównie były to osoby z wykształceniem zasadniczym zawodowym, będące na stanowisku founder lub co-founder (startup lub scaleup), z firm zatrudniających od 10 do 50 osób, w branży energetyki bądź OZE.
W tym miejscu mec. Łukasz Goszczyński zauważa, że na pierwszy rzut oka wspomniny przedział wydaje się niewielki. Jednak taki nie jest, szczególnie jeżeli chodzi o małe firmy, dla których może mieć znacznie krytyczne. W skali ogólnopolskiej problem jest poważny, ale też w pewien sposób zróżnicowany. Jego znaczenie zależy od wielkości i stabilności danej firmy.
– Ten przedział odpowiada równowartości miesięcznych wynagrodzeń, składek ZUS czy kosztów zakupu materiałów. Firmy z sektora MŚP, a w szczególności mikroprzedsiębiorstwa, rzadko dysponują rezerwami finansowymi, które mogłyby zamortyzować takie zaległości. Dodatkowo wiele z nich nie posiada zdolności kredytowej, która umożliwiłaby zaciągnięcie kredytu obrotowego. W takiej sytuacji luka płatnicza uruchamia często efekt tzw. domina – przedsiębiorca, który nie otrzymał należności, sam opóźnia płatności wobec swoich dostawców i kontrahentów, pogłębiając problem w całym łańcuchu dostaw – ostrzega Andrzej Zabielski.
Bez tarczy ochronnej – mali przegrywają pierwsi
Do tego mec. Łukasz Goszczyński uważa, że grupa respondentów, którzy wskazali poziom zaległości w granicach 5–20 tys. zł, raczej nie jest przypadkowa. Łączy ją specyfika działalności i struktura finansowa. – Tego typu firmy mają ograniczone zasoby. Brakuje im rozbudowanych narzędzi kontroli należności i jednocześnie wykazują dużą wrażliwość na nawet umiarkowane kwoty opóźnionych płatności – zwraca uwagę ekspert z kancelarii GKPG.
– Osoby z wykształceniem zasadniczym zawodowym często prowadzą biznesy wykonawcze w branżach o wysokiej wrażliwości na brak płynności. Z kolei founderzy i co-founderzy startupów, chcąc zdobyć rynek, często oferują klientom liberalne warunki płatności. Każda przeterminowana faktura staje się poważnym obciążeniem dla młodego biznesu. Natomiast w branży energetyki i OZE projekty są rozliczane etapami, zależnie od formalnych odbiorów i dokumentacji. Nawet stosunkowo niewielka faktura, jeśli nie zostanie zapłacona w terminie, potrafi zablokować kolejne etapy prac – wylicza mec. Adrian Parol.
Zatory płatnicze są wszędzie
Dalej w zestawieniu widnieją zaległości poniżej 5 tys. zł – 11,7 proc., od 20 tys. do 40 tys. zł – 11,5 proc., a także od 40 tys. do 60 tys. zł – 10,1 proc. Z kolei najmniej wskazań mają największe przedziały, tj. od 80 tys. do 100 tys. zł – 4,2 proc., powyżej 100 tys. zł – 5 proc., a także od 60 tys. do 80 tys. zł – 5,5 proc. Andrzej Zabielski podkreśla, że każdy z podanych zakresów może być niebezpieczny. Zaległości mogą doprowadzić do trudności z wypłatą wynagrodzeń, opłaceniem podatków czy terminową obsługą zobowiązań kredytowych i leasingowych. Do tego ekspert z GKPG dodaje, że nawet relatywnie niewielki dług może doprowadzić do spirali zadłużenia, szczególnie wśród najmniejszych podmiotów. Dlatego przedsiębiorcy muszą reagować szybko i stanowczo, aczkolwiek w sposób wyważony.
Ratują się prywatnymi pieniędzmi
– Z doświadczeń Federacji wynika, że w takich przypadkach przedsiębiorcy często sięgają po prywatne środki, by utrzymać działalność. To prowadzi do niebezpiecznego przenikania życia osobistego i zawodowego, a jednocześnie pokazuje, że znaczna część firm z sektora MŚP pozostaje wykluczona z dostępu do nowoczesnych instrumentów finansowych, takich jak faktoring, leasing czy linie kredytowe. Takie działania są krótkoterminowe i obarczone wysokim ryzykiem – uzupełnia Andrzej Zabielski.
Na krawędzi upadłości
Natomiast Adrian Parol dodaje, że opóźnienia w płatnościach pozostają jednym z kluczowych wyzwań dla polskich przedsiębiorstw, szczególnie w segmencie MŚP i startupów. Z jego obserwacji wynika, że najczęściej nieterminowe płatności wynikają z problemów finansowych kontrahentów, ale nie bez znaczenia pozostaje strategia zarządzania gotówką.
– Firmy wydłużają cykl płatności, traktując wierzycieli jak nieoprocentowane źródło finansowania, a długość terminów faktur dodatkowo sprzyja przesuwaniu płatności. Najbardziej wrażliwe są średnie firmy oraz startupy, które mimo ograniczonych zasobów i braku rozbudowanych procedur windykacyjnych podejmują ryzyko liberalnych warunków płatności. Z kolei najwyższe zaległości, przekraczające 60 tys. zł, choć występują rzadziej, często stanowią bezpośrednie zagrożenie dla stabilności finansowej i mogą szybko prowadzić do utraty płynności, a w konsekwencji do upadłości – podsumowuje mec. Adrian Parol.