Rzecznik dodał, że strona turecka życzyłaby sobie, aby do wizyty doszło w 2019 r. Jak podkreślił, "nic konkretnego jeszcze się nie planuje".

Wizyta amerykańskiego prezydenta w Turcji byłaby niezwykle pożądana z punktu widzenia Ankary zważywszy na cały szereg kontrowersji, które niekorzystnie wpływają na relacje Stanów Zjednoczonych z Turcją - ważnym partnerem Ameryki w NATO. W ocenie amerykańskich mediów Erdogan stara się wykorzystać sprzyjające zbliżeniu na linii USA-Turcja okoliczności, jakie zarysowały się po podjęciu przez Donalda Trumpa decyzji o wycofaniu wojsk specjalnych USA z Syrii.

Trump napisał w poniedziałek na Twitterze, że prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan zapewnił go osobiście, że zlikwiduje wszelkie ewentualne pozostałości Państwa Islamskiego w Syrii. "Nasi żołnierze wracają do domu!" - dodał amerykański prezydent.

Jak oceniła AFP, tweet Trumpa odnosił się do rozmowy telefonicznej, jaką w niedzielę odbyli obaj przywódcy. Najprawdopodobniej zaproszenie do odwiedzenia Turcji zostało przedstawione przez Erdogana właśnie w trakcie tej rozmowy.

Reklama

W środę Trump nieoczekiwanie ogłosił na Twitterze, bez konsultacji z Kongresem, krajami sojuszniczymi czy własnymi doradcami ds. bezpieczeństwa narodowego, natychmiastowe wycofanie sił amerykańskich w liczbie około 2 tys. i amerykańskiego personelu z północno-wschodniej Syrii, gdzie uczestniczyły w walce z dżihadystami z Państwa Islamskiego. Trump argumentował, że IS w Syrii zostało już pokonane. W niedzielę wieczorem czasu w USA Pentagon podał, że rozkaz wycofania wojsk w Syrii został już podpisany.

Od chwili przyjęcia do NATO w 1952 r. Turcja była jednym z najważniejszych członków Paktu, zwłaszcza w okresie zimnej wojny. Jej strategiczne położenie na granicy Europy z Azją sprawia, że stanowi naturalną barierę między Starym Kontynentem a Bliskim Wschodem, a od południa zaporę dla Zachodu przed Rosją, z którą przez stulecia rywalizowała o wpływy i terytoria. Do dziś Turcja ma drugą co do wielkości armię wśród państw NATO (po USA).

Zdecydowany zwrot w polityce zagranicznej Ankary nastąpił wraz dojściem do władzy w 2003 r. islamistycznej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) pod przywództwem Recepa Tayyipa Erdogana. Za jego rządów Turcja zacieśniła więzi z państwami Bliskiego Wschodu i Zatoki Perskiej, w tym z Iranem, i przyłączyła się do ich kampanii zimnej wojny z Izraelem.

W ostatnich latach Erdogan wspierał ugrupowania ekstremistów islamskich w Syrii, przymykając oczy na ich przenikanie do Europy, i nawiązał bliskie stosunki z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Ukoronowaniem flirtu z Moskwą był zakup rosyjskich rakiet ziemia-powietrze S-400. W odpowiedzi na tę transakcję Kongres USA zablokował dostarczenie do Turcji zakontraktowanych wcześniej supernowoczesnych samolotów amerykańskich F-35.

Lista różnic w podejściu tureckim i amerykańskim do spraw międzynarodowych jest dość długa. Ankara zajęła m.in. krytyczne stanowisko ws. wypowiedzenia umowy nuklearnej z Iranem z 2015 r. przez Donalda Trumpa, nie zaakceptowała patrzenia przez palce na zabójstwo saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego przez saudyjskie służby specjalne w konsulacie w Istambule, na co Waszyngton wolałby nie reagować zbyt ostro, bojąc się utraty sojusznika. Inaczej też Ankara widzi przyszłość Kurdów i inaczej ocenia wolność słowa w coraz bardziej autorytarnej Turcji.

Wszystko to sprawia, że zwłaszcza dla USA Turcja staje się sojusznikiem coraz bardziej wątpliwym. Konflikt zaostrzył się ostatnio wskutek konfrontacyjnej polityki Erdogana i prezydenta USA Donalda Trumpa.

Trump wprowadził sankcje handlowe wobec Turcji, co spotkało się z analogiczną ripostą Ankary. Wojna handlowa pogarsza trudną sytuację Turcji, pogrążonej już w kryzysie finansowym. Decyzja o wycofaniu amerykańskiego kontyngentu z Syrii stwarza szansę na powrót Turcji do roli sojusznika Ameryki, choć, oczywiście, powrót do poprzedniego stanu stosunków nie będzie łatwy. (PAP)

mars/