Mimo obietnicy nasilenia walki z promowaniem faszyzmu i przestępstwami z nienawiści skala umorzonych dochodzeń w tych sprawach rośnie.
Jak wynika z najnowszych statystyk prokuratury, w ubiegłym roku zamknięto w ten sposób łącznie 373 postępowania dotyczące znieważenia bądź napaści fizycznej ze względu na rasę, przynależność narodową lub etniczną ofiary. To o 47 więcej niż rok wcześniej. W porównaniu z 2017 r. wzrosła za to liczba skazanych za przestępstwa z nienawiści (art. 257 k.k.) z 70 do 85.

Wątpliwa ocena

Wprawdzie eksperci zastrzegają, że bez znajomości akt spraw i przyczyn umorzeń trudno ocenić te dane, to nie da się zaprzeczyć, że w wielu przypadkach sposób działania organów ścigania budzi zastrzeżenia. – Często wynikają one z wątpliwej oceny zachowania sprawców i stwierdzenia, że nie wypełniało ono znamion czynu zabronionego. Są np. sprawy, w których prokuratura uznawała, że wpis internetowy znieważający osobę narodowości ukraińskiej, zawierający wśród obraźliwych epitetów określenie „banderowiec”, stanowi komentarz historyczny i wyraża dezaprobatę wobec działalności UPA lub Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Zdarzało się, że takie stanowisko prokuratury zatwierdzał sąd – tłumaczy Marcin Sośniak z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.
Pod koniec stycznia RPO przesłał Prokuraturze Krajowej 30 przykładów umorzonych postępowań dotyczących mowy nienawiści z ostatnich kilku lat, w których czynności i oceny dokonane przez prokuraturę były jego zdaniem niewłaściwe. Wśród nich znalazła się m.in. sprawa negowania Holokaustu (umorzona przez gdańską prokuraturę rejonową bez podania przyczyny) czy dochodzenie wobec youtubera, który oskarżał Żydów o zbrodnie komunistyczne i usprawiedliwiał Hitlera (umorzone przez stołeczną prokuraturę rejonową wobec braku znamion czynu zabronionego). Osoby zajmujące się problematyką ścigania przejawów rasizmu czy ksenofobii zwracają też uwagę, że nawet jeśli doszło do przemocy, to uprawnione organy nie zawsze wychwytują jej tło. – Jeśli przyjmujący zeznanie funkcjonariusz nie zapyta o kontekst pobicia lub poszkodowany nie będzie sam naciskał i wyjaśniał, że np. doszło do niego ze względu na narodowość bądź wyznanie, to jest duża szansa, że takie przestępstwo będzie zakwalifikowane jako zwykłe naruszenie nietykalności. Mamy bardzo wiele sygnałów od poszkodowanych, że tak się dzieje – przekonuje Joanna Grabarczyk, szefowa projektu HejtStop, którego aktywiści zgłaszają przypadki mowy nienawiści odpowiednim służbom i później monitorują przebieg sprawy.
Reklama
Jak przypominają eksperci, statystyki – zarówno te policyjne, jak i prokuratorskie – nie pokazują skali przestępstw z nienawiści w Polsce. – To typ przestępstwa bardzo niechętnie zgłaszany przez ofiary, ponieważ wiąże się ze strachem, przeżytą traumą i brakiem wiary w działania wymiaru sprawiedliwości – dodaje Grabarczyk. Z badania przeprowadzonego w zeszłym roku przez RPO we współpracy z Biurem Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE wynika, że tylko 5 proc. przestępstw na tle rasistowskim czy ksenofobicznym jest zgłaszanych policji przez pokrzywdzonego bądź inną osobę. Podobnie niedoszacowana pozostaje liczba spraw dotyczących propagowania faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego oraz nawoływania do nienawiści na tle rasowym czy narodowym (art. 256 k.k.).
Ich przypadki znalazły się w centrum uwagi rok temu po emisji głośnego reportażu TVN o neonazistach. Premier Mateusz Morawiecki powiedział wówczas, że nie ma w Polsce przyzwolenia na tego typu zachowania i symbole, a nawet powołał w MSWiA specjalny, międzyresortowy zespół, który miał przygotować propozycje nowych regulacji. Debata publiczna na temat aktywności środowisk faszystowskich nie miała bezpośredniego przełożenia na mniejszą liczbę umorzeń. Ze statystyk wynika, że w zeszłym roku liczba postępowań zakończonych taką decyzją wzrosła (patrz grafika).

Na biurku premiera

Wbrew zapowiedziom nagłośnienie działalności organizacji Duma i Nowoczesność nie doprowadziło też do zmiany żadnych przepisów. Pomysły wypracowane przez zespół miały charakter kosmetyczny i były próbą załatania drobnych luk unaocznionych przez trudności w przyjęciu kwalifikacji prawnej dla celebrowania w lesie urodzin Hitlera (część karnistów uważała, że skoro nie było to miejsce publiczne, to nie ma mowy o publicznym propagowaniu nazizmu). Wśród rekomendacji ekspertów znalazło się m.in. podniesienie górnej granicy kary za propagowanie faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego z dwóch do trzech lat pozbawienia wolności oraz wprowadzenie kryminalizacji publicznego propagowania związanej z nimi ideologii (włączając w to sprzedaż towarów opatrzonych zakazanymi symbolami).
Zespół przekazał swoje rekomendacje premierowi i oficjalnie zakończył swoją działalność pod koniec listopada ubiegłego roku. Na pytanie o to, czy propozycje stały się podstawą podjęcia prac legislacyjnych, MSWiA odpowiada wymijająco. – Sprawozdanie zespołu znajduje się w gestii Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – zaznacza resort spraw wewnętrznych.

>>> Czytaj też: Kolejna wojna wybuchnie przez fake newsy? Maj: Manipulacja jest coraz doskonalsza [WYWIAD]