Marek Szymaniak, dziennikarz urodzony w 1988 r., autor zacytowanych „Urobionych”, to niemal rówieśnik III RP. Przedstawiciel pokolenia niepodległej Polski, które pozostaje słabo obecne w polityce, ale na obszarze publicystyki, kultury i sztuki od pewnego czasu wystawia słony rachunek tak ojczyźnie, jak i Unii Europejskiej.
Niedawno podczas spotkania autorskiego ze studentami Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie usłyszałem, jak to w młodości Polacy byli faszerowani – uwaga na sformułowanie! – „propagandą Unii Europejskiej”. Niebieskie flagi z gwiazdkami, śmiertelnie nudne definicje oraz raj na ziemi dla biurokratów – często pozostawiały młodych ludzi obojętnymi, ale czasem, jak się okazuje, odrzucały z powodów estetycznych. Na opowieści o tym, że w Unii żyje się dobrze, że nie ma wojen, ale jest tani roaming itp., niejednokrotnie odpowiadają wzruszeniem ramion. Oczywiście nie dlatego, że jest im to zupełnie obojętne, są nieodpowiedzialni i chcą wojen. Ale dlatego, że dorastali w zupełnie innych warunkach niż matki i ojcowie założyciele III RP. Zmartwienia polskich pokoleń niepodległości jawić się mogą jako prozaiczne. Często dotyczą sprawiedliwości na co dzień w szkole czy pracy, a nie wielkiej historii. A w odpowiedzi na to, co, jak widać, mogą nazywać „propagandą”, formułowane są pytania: „No, dobrze, ale komu dokładnie w tej Unii jest dobrze? Kto na tym wejściu do Unii nie wyszedł najlepiej? Czy są w tej sprawie przegrani?”. I wówczas powstają takie książki, jak choćby „Urobieni” Szymaniaka.
Samo postawienie sprawy w ten sposób u ludzi pokolenia Solidarności czy pokolenia okresu wejścia do UE wprawiają w szczere zdumienie. Nierzadko budzą szczerą wściekłość.

>>> Treść całego artykułu można znaleźć w weekendowym wydaniu DGP.

Reklama
Autor jest historykiem państwa i prawa, doktorem Uniwersytetu Warszawskiego, redaktorem naczelnym „Kultury Liberalnej”. Niedawno ukazała się jego książka „Koniec pokoleń podległości”