Takie propozycje wzrostu wynagrodzeń ustaliły ogólnopolskie centrale związkowe, które wczoraj zawarły porozumienie w tej sprawie. Wszystko wskazuje na to, że wspólną propozycję podwyżek przedstawią też pracodawcy. Postulują wzrost minimalnej płacy o 137 zł (do 2387 zł), czyli o 41 zł więcej, niż gwarantują przepisy. Z kolei pensje w budżetówce powinny – ich zdaniem – wzrosnąć o 6,1 proc. Rząd przedstawi swoje propozycje do 15 czerwca. W roku wyborczym partnerzy społeczni spodziewają się hojnej oferty.
Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku świadczenia te poszybują w górę. Wyraźne wzrosty proponują nie tylko – co zrozumiałe – związki zawodowe, lecz także organizacje pracodawców. Te pierwsze już się porozumiały i przedstawiły rządowi wspólną propozycję (NSZZ „Solidarność”, OPZZ i FZZ). Zgodnie z nią minimalne wynagrodzenie od 1 stycznia 2020 r. powinno wzrosnąć co najmniej o 12 proc. (czyli 270 zł) i wynieść 2520 zł.
– Taka kwota stanowiłaby 48,2 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia. Oznaczałoby to realną poprawę relacji minimalnej pensji do tej średniej, a nie fikcyjną, deklarowaną przez stronę rządową – tłumaczy Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.
Zdaniem związkowców przedstawiciele rządu wprowadzają w błąd opinię publiczną, twierdząc, że „zależy im na utrzymaniu relacji między płacami na poziomie ok. 47 proc.”. Zarówno w ubiegłym roku, jak i w I kw. 2019 r. była ona niższa – wynosiła odpowiednio 45,8 proc. oraz 45,4 proc.
Wyższe pensje mieliby otrzymać także pracownicy budżetówki. Związkowe centrale proponują dla nich co najmniej 15-proc. podwyżki.
– To obecnie kluczowa kwestia. Trzeba być ślepym, by nie dostrzec kryzysu w tym zakresie i protestów kolejnych grup zawodowych – nauczycieli, fizjoterapeutów, pracowników sądów – wskazuje Grzegorz Sikora, dyrektor ds. komunikacji FZZ.
– W Wieloletnim Planie Finansowym Państwa rząd nie poświęcił tej sprawie żadnej uwagi. To niedopuszczalne, podobnie jak ustalenie dwudniowego terminu na konsultacje tak ważnego aktu przez partnerów społecznych – dodaje.
Związkowcy porozumieli się też w sprawie rent i emerytur. Proponują waloryzację o średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług dla gospodarstw emerytów i rencistów w 2019 r. zwiększony o 50 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia za pracę w 2019 r.
Hojne firmy
Wydaje się, że wspólną propozycję w omawianych sprawach przedstawią też pracodawcy. Przewiduje ona podwyżkę minimalnej pensji oraz wynagrodzeń w sferze budżetowej o 6,1 proc.
– Taki wskaźnik odzwierciedla łącznie wzrost produktywności oraz inflację, więc jest uzasadniony – ocenia Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Ta propozycja oznacza, że minimalna pensja od przyszłego roku wzrosłaby o 137 zł (do 2387 zł), czyli aż o 41 zł więcej, niż gwarantuje ustawa z 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 2177 ze zm.). W poprzednich latach pracodawcy najczęściej proponowali wzrost jedynie o ustawowe minimum (lub kwotę nieznacznie je przewyższającą).
– Dla niektórych branż, np. hotelarskiej, oraz firm z regionów o niższych płacach wyraźny wzrost minimalnego wynagrodzenia może być problemem. Ale większość pracodawców, nawet z sektorów z niższymi płacami, np. usługowego, musi już dziś oferować płace co najmniej na poziomie 2,7–2,8 tys. zł brutto. To wynika z sytuacji na rynku pracy – tłumaczy Arkadiusz Pączka, zastępca dyrektora generalnego Pracodawców RP.
Federacja Przedsiębiorców Polskich postuluje wręcz wzrost minimalnej pensji do 2500 zł (ta organizacja pracodawców nie uczestniczy jednak w zawieraniu porozumienia, bo nie jest reprezentowana w Radzie Dialogu Społecznego).
Publiczna sprawa
Jeszcze większym wyłomem w dotychczasowej tradycji jest zaproponowany wzrost wynagrodzeń w sferze budżetowej. Do tej pory w trakcie konsultacji pracodawcy najczęściej akcentowali jedynie konieczność reformy systemu wynagradzania w instytucjach publicznych (na bardziej elastyczny, umożliwiający większy wpływ szefów jednostek na kształtowanie wynagrodzeń). W tym roku zaproponowali jednak podwyżkę wyraźnie ponad inflację. Z kolei w przypadku emerytur organizacje zrzeszające zatrudniających opowiedziały się za wzrostem jedynie o ustawowe minimum (czyli o średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych zwiększony o 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia).
– Wynika to m.in. z deficytu w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz faktu, że w tym roku emeryci otrzymają dodatkowe świadczenie, czyli trzynastkę – wskazuje Jeremi Mordasewicz.
Teraz partnerzy społeczni będą czekać na propozycje rządu w omawianych kwestiach (ma na to czas do 15 czerwca). Nieoficjalnie potwierdzają, że w roku wyborczym spodziewają się hojnej oferty, np. podwyżki minimalnej pensji do 2450 zł lub nawet 2500 zł.
>>> Polecamy: Jak firmy mogą poradzić sobie z podatkiem handlowym? Są cztery rozwiązania [OPINIA]