"Porozumienie nieznacznie zwiększy zdolność obronną Polski i wschodniej flanki NATO, dając Polakom, którzy są zaniepokojeni, większy komfort, że Stany Zjednoczone będą w większym stopniu obecne" - powiedział w czwartek PAP analityk, autor raportu "Fort Trump, czy fiasko".

Jak zauważył, niestety z powodów historycznych wielu Polaków nie ma zaufania ani do krajów NATO, ani do państw UE, bo łączą zachodnich Europejczyków ze zdradą i niedopełnieniem zobowiązań w 1939 roku, jednocześnie nie łącząc w ten sam sposób USA ze zdradą w 1945 roku - zgodą na oddanie Polski w sowiecką strefę wpływów.

"Mamy sytuację, w której wielu Polaków ma poczucie, że jedyną polisą ubezpieczeniową, która ma znaczenie, jest ta ze strony Stanów Zjednoczonych" - zauważył Taylor.

Jego zdaniem od samego początku nie było mowy, żeby w Polsce powstała duża amerykańska baza jak Fort Trump, bo dla Stanów Zjednoczonych nie ma to sensu i jest sprzeczne z ich podejściem, by mieć możliwość w elastyczny sposób przerzucać siły.

Reklama

W ocenie eksperta Friends of Europe można mówić jednak o sygnale ze strony USA i szerzej Zachodu w sprawie wzmacniania wschodniej flanki Sojuszu Północnoatlantyckiego. "To znak, że NATO rozbudowuje siły strategiczne" - ocenił.

Dodał przy tym, że politycznie wątpliwe jest podejście, iż Donald Trump wzmacniając współpracę z Polską jednocześnie próbuje ukarać Niemcy. Ze słów prezydenta USA wynika, że żołnierze do naszego kraju mogą być przeniesieni od naszego zachodniego sąsiada, gdzie stacjonują duże siły amerykańskie.

"To niczego nie ułatwi. Trzeba pamiętać, że Niemcy są na pierwszej linii natowskiej wysuniętej obecności na Litwie. Żołnierze tego kraju są w miejscu, które NATO uważa za szczególnie wrażliwe: w przesmyku suwalskim pomiędzy Białorusią i Kaliningradem. Niektórzy w Niemczech mogą pytać dlaczego to robimy, skoro Polacy uważają, że to nie ma znaczenia i martwią się tylko o amerykańskie ubezpieczenie" - zauważył Taylor.

Przyznał, że przesunięcie około 1000 żołnierzy z Niemiec do Polski to relatywnie niewielka zmiana, biorąc pod uwagę, że za Odrą stacjonuje około 50 tys. Amerykanów.

"Prezydent Trump stara się wysłać 3-4 sygnały polityczne, upiec kilka pieczeni przy jednym ogniu. Usatysfakcjonować polski rząd, pomóc politycznie panu (Jarosławowi) Kaczyńskiemu, zasygnalizować swoje niezadowolenie wobec Niemiec, ukarać ten kraj, a także pokazać wszystkim, że ci, którzy będą gotowi płacić za zwiększenie bezpieczeństwa ze strony USA, dostaną je" - oświadczył Taylor.

Ekspert uważa, że zbyt mocne postawienie na Amerykanów w zakupie sprzętu może oznaczać pogorszenie dostępu do europejskich programów zbrojeniowych, takich jak np. czołgi Leopard.

>>> Czytaj też: Kreml zareagował na spotkanie Duda-Trump: Nasi wojskowi uważnie obserwują plany zwiększenia sił USA w Polsce