Tłem tej wypowiedzi była zeszłotygodniowa pierwsza telewizyjna debata pretendentów do partyjnej nominacji prezydenckiej. Zdaniem wielu obserwatorów 76-letni polityk nie wypadł w niej najlepiej, zwłaszcza w konfrontacji z senator Kamalą Harris z Kalifornii.

Wśród Demokratów wciąż toczy się ożywiona dyskusja, kto ma największe szanse na pokonanie Trumpa w wyborach prezydenckich.

Biden pytany przez CNN, jakie ma szanse w starciu z Trumpem, skoro nie mógł podołać partyjnym konkurentom, nie zgodził się z taką opinią i powiedział, że nie chciał brać udziału w przepychance. „Nigdy nie zarzucano mi nieśmiałości. Oskarżano mnie, że jestem zbyt agresywny” – dodał.

Powracając do konfrontacji z Harris Biden przyznał, że nie był przygotowany na atak z jej strony dotyczący kwestii rasowych. Zarzuciła ona Bidenowi, że przed dekadami, kiedy zasiadał w Senacie sprzeciwiał się dowożeniu uczniów z domów do szkół autobusami, co miało położyć kres segregacji rasowej. Oraz przypomniała jego deklaracje, że jest w stanie w sposób uprzejmy podjąć współpracę nawet z senatorami opowiadającymi się za segregacją.

Reklama

Biden przekonywał, że jego stanowisko wobec autobusów zostało „wyrwane z kontekstu”. Zwrócił ponadto uwagę, że dyskusja z Harris skupiała się w istocie na tym, jak wyrównać poziom edukacji między zamożnymi i ubogimi regionami. Ocenił też, że debata niepotrzebnie koncentrowała się na polityce sprzed dekad, a nie na tym, co każdy kandydat chce osiągnąć w przyszłości.

Mówiąc o przyszłości przekonywał, że nie boi się zmian i może sobie skutecznie poradzić z takimi wyzwaniami jak ograniczenie dostępu do broni palnej, traktaty międzynarodowe dotyczące redukcji uzbrojenia, agresja Rosji na Ukrainie oraz relacje z innymi światowymi przywódcami.

Powiedział też, że Trump jest despotą, którego zna całe życie i któremu zawsze się przeciwstawiał. Jak zapewniał, nie może się doczekać debaty z prezydentem. Nazwał Trumpa rekordzistą we wprowadzaniu podziałów i zarzucił mu podżeganie do nienawiści. Argumentował, że Amerykanie chcą prezydenta, który zachowuje się w sposób godny i szanuje uznane wartości.

Według ostatnich sondaży były wiceprezydent wciąż ma najwyższe notowania wśród Demokratów. Jak wynika z przeprowadzonego 3 lipca badania stacji ABC News i dziennika "Washington Post", za Bidenem opowiada się 30 proc. sympatyków tej partii. Na kolejnych miejscach są senatorowie Bernie Sanders - 19 proc., Harris - 13 proc. i Elizabeth Warren 12 proc.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)