Uchwalenie nowych przepisów było konieczne, abyśmy mogli przeprowadzić elektronizację. Dzięki długiemu vacatio legis będzie można do nich dostosować platformy zakupowe - mówi Hubert Nowak, prezes Urzedu Zamówien Publicznych.
Rzutem na taśmę Sejm uchwalił nową ustawę – Prawo zamówień publicznych (wczoraj, już po zamknięciu wydania DGP, miał ją bez poprawek przyjąć Senat). O ile wcześniejsze prace nad nią można stawiać za wzór rzetelnej legislacji, o tyle procedowanie w Sejmie było już mocno skrócone. Czy nie lepiej było to zrobić na spokojnie, już w kolejnej kadencji?
Nie zgadzam się z twierdzeniem, że ustawę uchwalano w jakimś wyjątkowym pośpiechu. To była naturalna konsekwencja trwających dwa i pół roku prac nad tym projektem. Prac rzetelnych, podczas których wszystkie pomysły były szeroko konsultowane. Dlatego też dyskusja w Sejmie mogła toczyć się sprawnie. Ostateczny projekt widniał jednak na stronie internetowej dwa miesiące i wszyscy zainteresowani mieli naprawdę dużo czasu, by przygotować ewentualne poprawki. Poprawki takie zostały zresztą przygotowane – po drugim czytaniu zgłoszono w sumie ponad 70 różnych uwag. Uważam więc, że od początku do końca proces legislacyjny był przeprowadzony zgodnie ze wszystkimi jego zasadami.
Podam pewien przykład – przepis dotyczący jawności ofert nakazuje ich udostępnianie niezwłocznie, ale nie później niż w ciągu trzech dni od otwarcia. To ewidentny lapsus, bo nie uwzględnia sytuacji, gdy wniosek o udostępnienie ofert jest składany później niż trzy dni po ich otwarciu. Być może podobnych lapsusów można by uniknąć, gdyby Sejm miał więcej czasu.
I znów nie mogę się z tym zgodzić. Zawsze może pojawić się odmienna od zamierzonej interpretacja przepisów i tego nie da się uniknąć. Powtórzę – projekt był bardzo uczciwie przepracowany. Wykonaliśmy wiele czynności dodatkowych, które nie są standardem podczas prac legislacyjnych, jak choćby hackathon, na którym dyskutowano o różnych rozwiązaniach. Ostatecznie do Sejmu trafił projekt naprawdę dobrze przygotowany. Odwlekanie jego przyjęcia niczemu by nie służyło.
Reklama
Z drugiej strony ustawa i tak wejdzie w życie dopiero z początkiem 2021 r., a więc nic by się nie stało, gdyby prace w Sejmie toczyły się bez pośpiechu, już w kolejnej kadencji. Dlaczego więc rządowi i UZP tak zależało na uchwaleniu ustawy przed wyborami?
Zawsze można powiedzieć, że coś da się jeszcze bardziej dopracować. Jeśli jednak proces ten będziemy przeciągać w nieskończoność, to może się okazać, że to, co dwa lata temu zidentyfikowaliśmy jako niezbędne do uregulowania, dziś już należałoby uregulować zupełnie inaczej.
Ustawa – Prawo zamówień publicznych jest tylko jednym z działań podejmowanych w tej chwili przez UZP i rząd. Drugie najważniejsze wyzwanie to elektronizacja. Aby jednak ją przeprowadzić, niezbędne jest otoczenie prawne. I właśnie to otoczenie zapewnia nam nowa ustawa. Ten długi okres vacatio legis jest nam potrzebny po to, byśmy mogli do nowych rozwiązań prawnych dostosować narzędzia elektroniczne. Zarówno te udostępniane przez stronę publiczną, jak i przez firmy komercyjne.
Skoro już jesteśmy przy narzędziach elektronicznych – UZP właśnie ogłosił przetarg na platformę e-Zamówień. To już trzecie podejście do tej platformy. Uda się w końcu?
Musi się udać. Uzyskaliśmy dofinansowanie ze środków europejskich i planujemy stworzenie platformy, która tym się będzie różnić od wcześniej zakładanej, że ma być kompleksowym rozwiązaniem pozwalającym również na składanie i otwieranie ofert. Mija rok od elektronizacji postępowań powyżej progów unijnych i okres ten pokazał, że potrzebny jest zamknięty system, na którym będzie odbywał się cały ruch związany z udzielaniem zamówień. W tym miejscu muszę podziękować pracownikom UZP, którzy przygotowywali specyfikację. Mieli niełatwe zadanie, bo musieli uwzględnić zarówno obecny, jak i przyszły stan prawny.
Z tej specyfikacji wynika, że pierwszy moduł ma być oddany w czerwcu 2022 r. Tymczasem z początkiem 2021 r. do internetu mają przejść zamówienia poniżej progów unijnych. Przetargi te będą prowadzone na miniPortalu?
Nie. To, co pan nazwał pierwszym modułem, to w rzeczywistości pierwsza faza projektu. I tu rzeczywiście przewidujemy jej finalne ukończenie na 2022 r. Wcześniej jednak zostaną oddane dwa kluczowe elementy platformy, czyli nowy Biuletyn Zamówień Publicznych oraz moduł umożliwiający składanie i otwieranie ofert. To one umożliwią prowadzenie postępowań, także tych poniżej progów unijnych już od początku 2021 r. Potem będzie domknięcie pierwszej fazy, a jeszcze później oddanie kolejnych funkcjonalności, związanych choćby ze składaniem w formie elektronicznej odwołań do Krajowej Izby Odwoławczej.
Jakieś jeszcze zmiany w stosunku do wcześniejszej wersji projektu?
Odeszliśmy od pomysłu centralnej platformy, z którą muszą się komunikować komercyjne narzędzia, i od konieczności uzyskiwania przez nie certyfikacji. Uznaliśmy, że na aktualnym etapie elektronizacji niepotrzebnie komplikowałoby to życie zarówno zamawiającym, z których część ma przecież już własne rozwiązania informatyczne, jak i dostawcom komercyjnych platform. Zamawiający będą więc sami wybierać narzędzie, z którego będą chcieli korzystać. Oczywiście część informacji będą musieli podawać w Biuletynie Zamówień Publicznych, ale udostępnimy API (zasady, według których programy komputerowe komunikują się między sobą), które umożliwi synchronizację w zakresie wymiany tych danych.
Jak ocenia pan elektronizację z perspektywy już prawie roku jej funkcjonowania?
Dla mnie proces ten wciąż nie jest zamknięty, więc trudno mi go jeszcze podsumowywać. Ścigaliśmy i wciąż ścigamy się z czasem. Najpierw z przygotowaniem miniPortalu, gdy okazało się, że platforma e-Zamówienia nie będzie gotowa w pierwotnie planowanym terminie, potem z przygotowaniem przetargu na nową platformę, gdy okazało się, że wykonawca pierwotnej nie był w stanie podołać zadaniu i musiano rozwiązać z nim umowę.
Stworzenie miniPortalu, przy wszystkich jego ograniczeniach, jakich oczywiście jesteśmy świadomi, uznaję za sukces. To rozwiązanie z założenia tymczasowe, tworzone w wyjątkowych okolicznościach, metodą start-upu pracowników Urzędu, ale funkcjonuje i pozwala prowadzić postępowania. W najbliższym czasie zostanie zmodyfikowana aplikacja do szyfrowania, co, mam nadzieję, usprawni jeszcze jego działanie.
Jaka część zamawiających korzysta z tego narzędzia?
W poprzednim tygodniu 57 proc. wszystkich wszczynanych postępowań było prowadzonych za pośrednictwem miniPortalu. Licząc od początku roku, jest to równo 50 proc. W końcówce ubiegłego roku, kiedy elektronizacja dopiero startowała, było to 44 proc. Widać więc, że zaufanie do miniPortalu rośnie.
Ta połowa wszystkich e-zamówień to dużo?
Patrząc z punktu widzenia biznesowego, musiałbym uznać to za sukces. Każdy przedsiębiorca marzy o tym, by mieć połowę rynku. Mówiąc jednak poważnie – najważniejsze jest to, że rynek ma narzędzie, z którego może korzystać. Ja zaś życzyłbym sobie, żeby komercyjnych rozwiązań było jak najwięcej i były jak najbardziej efektywne, tak aby miniPortal pełnił jedynie funkcję pomocniczą.
Wróćmy do nowej ustawy i spróbujmy hasłowo podsumować zmiany, jakie ze sobą niesie. Które z nich uważa pan za najistotniejsze, z którymi wiąże pan największe nadzieje?
Bez wątpienia największym problemem naszego rynku jest jego niska konkurencyjność. Dlatego największe nadzieje wiążę z pakietem zmian, które mają zachęcić przedsiębiorców do startu w przetargach. Mam chociażby na myśli regulacje dotyczące obowiązków informacyjnych. W Biuletynie Zamówień Publicznych wykonawcy będą mogli znaleźć nowe informacje, jak choćby aktualizowane plany zamówień publicznych czy ogłoszenia o małych zamówieniach między 50 tys. a 130 tys. zł. Pojawią się też informacje po otwarciu ofert, choćby na temat cen złożonych ofert. I wreszcie na koniec dane dotyczące etapu wykonania umowy. Każdy przedsiębiorca będzie mógł sprawdzić, czy inwestycję zrealizowano w terminie, czy nie napotkała ona jakichś problemów i jakie one były. Takie informacje na zasadzie analizy porównawczej będą mogli wykorzystać w innych swoich zamówieniach.
Same informacje to jednak nie wszystko.
Nie, ważne też są ułatwienia proceduralne. Choćby procedura uproszczona przy udzielaniu zamówień poniżej progów unijnych. Od lat pojawiały się postulaty, by nie przenosić na nie formalności wymaganych w dyrektywach unijnych i nowa ustawa przewiduje taką większą elastyczność. Inne ułatwienie – brak obowiązku wadium w mniejszych postępowaniach. Jeśli już nawet będzie ono wymagane, to maksymalnie do wysokości 1,5 proc. wartości zamówienia.
Podczas prac nad projektem dużo też mówiło się o wyrównaniu pozycji wykonawców i zamawiających.
Temu służyć ma trzeci pakiet zmian, który ja nazywam pakietem kontraktowym. Mam na myśli choćby prostą, a chyba szalenie istotną dla wykonawców zmianę, jaką jest konieczność wyznaczania terminu realizacji zamówienia w tygodniach, miesiącach czy latach liczonych od momentu zawarcia umowy. Zdarzało się bowiem, że termin ten był wyznaczany na sztywno i upływał, choć kontrakt nie został jeszcze podpisany. Dodatkowo obowiązek oznaczania przez zamawiających limitu na kary umowne.
Inna ważna nowość dotyczy płynności finansowej. Mam na myśli obowiązek wypłacania zaliczek czy też realizowania płatności częściowych. To samo dotyczy obowiązku waloryzacji wynagrodzenia przy umowach długoterminowych. Wprowadzone też zostaną klauzule niedozwolone, co ma zapobiegać nierównościom przy konstruowaniu warunków umownych. Dodatkowo pakiet zmian dotyczących środków ochrony prawnej, a więc możliwość składania odwołań w pełnym zakresie poniżej progów unijnych, jeden sąd do spraw zamówień czy obniżenie wysokości wpisu od skarg. I na koniec koncyliacja, która ma pomóc w rozwiązywaniu ewentualnych problemów na etapie realizacji umowy.
Jakie wyzwania dla UZP będzie ze sobą niosła nowa ustawa?
Poza wspomnianą już elektronizacją to przede wszystkim edukacja. Rozumiana zarówno jako szkolenia, na które udało nam się zresztą zdobyć dofinansowanie ze środków europejskich, jak i tworzenie wzorcowych dokumentów. Co z tego bowiem, że wprowadzimy uproszczoną procedurę poniżej progów, skoro zamawiający będą dalej szli najbardziej utartą ścieżką przetargu nieograniczonego. Dlatego też planujemy oddać w ich ręce dokumentację pokazującą, jak można wykorzystać w praktyce nowe możliwości.
W tej chwili kończymy rozpoczęty trzy lata temu projekt stworzenia 36 dokumentów wzorcowych, począwszy od regulaminów postępowań poniżej progu bagatelności, poprzez projekty umów czy nawet wzory odwołań do KIO. Wcześniej oddaliśmy podręcznik z pozacenowymi kryteriami oceny ofert podzielony na 12 branż. Teraz chcemy stworzyć podobny, pokazujący możliwości zmian umów, również w tych 12 branżach.
Aż się prosi, by do pracy nad ich przygotowywaniem zaprosić przedstawicieli przedsiębiorców z poszczególnych branż.
I tak właśnie robimy. Przez ostatni rok konsultacje z wykonawcami dotyczyły jednak sprzede wszystkim projektu nowej ustawy. Teraz zaś chciałbym wypracować model, w którym przedstawiciele danej branży spotykają się wraz z zamawiającymi przy udziale pracowników UZP i wspólnie pracują nad rozwiązywaniem konkretnych problemów, np. propozycjami klauzul waloryzacyjnych. Chciałbym nawet, aby w pracach tych uczestniczyli przedstawiciele KIO.