Pozyskanie cennego know-how biznesowego rywala lub zepsucie mu opinii na rynku nie wymaga dziś wielkiego wysiłku ani pieniędzy. Wystarczy przekonać pracownika konkurencji, żeby wstąpił do międzyzakładowej organizacji związkowej.
Załóżmy, że świetnie prosperującej firmie A przybywa nowy konkurent, przedsiębiorstwo B. Oferuje ten sam produkt podobnej jakości, ale po nieco niższej cenie i zaczyna się rozpychać na rynku. Spółka A, której biznes nie jest już tak opłacalny jak wcześniej, zakłada więc u siebie tzw. żółty związek zawodowy, czyli formalnie reprezentujący jej pracowników, ale w praktyce działający pod auspicjami pracodawcy i od niego zależny. Organizacja przyjmuje formę związku międzyzakładowego i wstępuje do niej kilka osób zatrudnionych w przedsiębiorstwie B (jeśli nie będzie chętnych, firma A może nawet zastosować finansową zachętę, oczywiście płatną pod stołem).
Żółty związek, czyli de facto zakamuflowana firma A, automatycznie żąda wówczas od firmy B wielu informacji o jej działalności – w tym np. o zasadach wynagradzania i sytuacji ekonomicznej związanej z zatrudnieniem (oraz przewidywanych w tym zakresie zmian). Spółka B zgodnie z prawem powinna przekazać organizacji pracowniczej takie dane. Tym samym duża część biznesowego know-how trafia wtedy w ręce konkurencji. Co więcej, żółty związek zaczyna przekonywać pracowników firmy B, że powinni powalczyć o podwyżki i jednocześnie w ich imieniu domaga się tego od samego pracodawcy. Jeśli będzie działać sprawnie, może rozpocząć spór zbiorowy, grożący strajkiem. Wieść o problemach rozniesie się po rynku, do B przyklei się opinia, że jest to przedsiębiorstwo z wewnętrznymi problemami, które nie docenia pracowników. W tym czasie firma A korzysta ze zdobytego know-how i prowadzi aktywną politykę wizerunkową, wykorzystuje wiedzę i przewagę zyskaną nad konkurencją. Brzmi jak science fiction (a raczej business fiction)? Niekoniecznie. To zupełnie realny scenariusz, który – w mniejszym lub większym stopniu – jest realizowany na rynku. – Nie znam przypadku, by firma ewidentnie złapała konkurencję za rękę i formalnie zarzuciła jej działanie na szkodę poprzez wykorzystanie związku zawodowego. Bo to bardzo trudno udowodnić. Za to sytuacje, gdy przedsiębiorcy mają uzasadnione podejrzenie takich działań – już tak. Znam np. przypadek, gdy szef związku w jednej firmie miał relacje towarzysko-rodzinne z właścicielem konkurencyjnego przedsiębiorstwa. Ta pierwsza spółka dość szybko zorientowała się w sytuacji, dała do zrozumienia, że wie i zminimalizowała w ten sposób ryzyko – wskazuje dr Maciej Chakowski, partner w kancelarii C&C Chakowski&Ciszek.
Skali tego zjawiska nie da się oszacować, bo nie da się nawet policzyć, ile organizacji w Polsce ma charakter żółtego związku (żaden związkowiec nie przyzna się przecież, że działa z inspiracji pracodawcy). – Przepisy są jednak tak skonstruowane, że w praktyce destabilizowanie firm za pośrednictwem organizacji pracowniczych jest naprawdę proste. Właściwie to aż dziwne, że częściej nie słyszymy o tego typu przypadkach – podkreśla dr Chakowski.
Reklama