"Ta wiadomość zaniepokoiła sojuszników, a zwłaszcza Francję, która w poniedziałek ogłosiła intensyfikację operacji przeciw dżihadystom w Sahelu" – pisze Nicolas Barotte na łamach paryskiego dziennika „Le Figaro”.

Również w poniedziałek przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów Sił Zbrojnych USA, generał Mark Milley, poinformował na spotkaniu Komitetu Wojskowego NATO, że „siły amerykańskie mogą być zredukowane i następnie przemieszczone albo do USA (...), albo w region Pacyfiku”.

Podobnie jak inni komentatorzy Barotte nie uważa tej deklaracji za zaskakującą. Jest ona zgodna z zapowiedziami prezydenta Donalda Trumpa, który po wygranych wyborach w 2016 roku obiecał, że amerykańscy żołnierze wrócą do domu, ponieważ nie zamierza on kontynuować wojen na terytoriach niemających znaczenia dla Ameryki. Eksperci zauważają, że Trump kontynuuje doktrynę swego poprzednika Baracka Obamy, formułując ją w nieco bardziej brutalny sposób.

"Siły amerykańskie rzadko biorą bezpośredni udział w walkach z dżihadystami, ale ich działania logistyczne i wywiadowcze mają zasadnicze znaczenie dla operacji Barkhane" – ocenił komentator francuskiego radia dla zagranicy RFI. Barkhane jest prowadzoną przez Francję kampanią, która skierowana jest przeciwko grupom dżihadystycznym w krajach Sahelu.

Reklama

"Bez wielkich transportowych samolotów amerykańskich, które przewożą francuskie pojazdy pancerne, francuskim wojskom lądowym byłoby bardzo trudno panować nad terenem wielkości Europy. Francuskie myśliwce zaopatrywane są w paliwo w powietrzu przez amerykańskie samoloty cysterny" – wskazał komentator RFI. "To dzięki amerykańskim informacjom udało się uratować dwóch francuskich zakładników porwanych w maju 2019 roku w Beninie" - dodał.

Według Jeffreya Hawkinsa, byłego ambasadora Stanów Zjednoczonych w Republice Środkowoafrykańskiej, "szczególnie w Afryce USA nie mogą być obecne na wszystkich teatrach działań wojennych". Jak powiedział w wywiadzie dla francuskiej telewizji „TV5Monde”: „Dla Donalda Trumpa Afryka nie stanowi ważnego zagadnienia strategicznego”.

Priorytetem dla USA są obecnie Chiny – twierdzi dyplomata, a RFI cytuje raport australijskiego centrum studiów amerykańskich, zgodnie z którym „w strefie Pacyfiku USA straciły przewagę militarną nad Chinami”.

RFI informuje, że Paryż już od miesięcy stara się przekonać Waszyngton by pozostał w krajach Sahelu. „Dialog prowadzi się na wszystkich szczeblach” – twierdzi komentator wojskowy RFI i przypomina, że już w listopadzie specjalny wysłannik prezydenta Francji Emmanuela Macrona odwiedził dowództwo amerykańskich sił w Afryce (Africom).

Według radia RFI, które powołuje się na "New York Timesa", pomoc amerykańska dla francuskiej operacji Barkhane wynosi niemal 45 mln dolarów rocznie.

USA mają w Afryce 6-7 tys. żołnierzy. Są oni obecni w Rogu Afryki (w Erytrei, Dżibuti, Etiopii oraz Somalii), ale również w Nigrze, gdzie powstał „prawdziwy przyczółek amerykański do walki z ugrupowaniami terrorystycznymi w strefie Sahary i Sahelu" – mówił komentator RFI.

Jednak jak pisze w „Le Figaro” Nicolas Barotte: „Nawet jeśli USA chcą skoncentrować swe siły przeciw nowemu przeciwnikowi (jakim są Chiny), nie są w stanie zwolnić się z innych zobowiązań. Nacisk sojuszników jest zbyt silny”.

Ponadto istnieje obawa, że opuszczone przez USA strefy dostaną się pod wpływ Rosji lub Chin. „Stany Zjednoczone wciąż mają około 200 tysięcy żołnierzy na całym świecie. W przeciwieństwie do tego co sam głosi, Donald Trump nie zakończył jeszcze wszystkich swych wojen” – kończy Barotte.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)